niedziela, 3 maja 2015

zamiast (kawałki i strzępy)

zamiast sukienki kupiłam dziś cztery książki, na które brak mi czasu, ale tak naprawdę wcale nie, znajdę czas, wiadomo, umiem wygrzebywać z czasu czas (magia? idziemy i nagle jest tak:
- Coś ci powiem, ale nikomu nie mów...
- No co?
- Wierzę we wróżki, a ty?
- Ja też, ale nikomu nie mów.)

zamiast mówić wprost, biegam, żeby rozpędzić ten dziwny niepokój, który mnie ostatnio nęka, zacieram mięśnie, nadwyrężam stawy i boli mnie ciało, niby bardzo, ale za to takim przyjemnym satysfakcjonującym bólem, który zagłusza wszystko inne, a las niezwykle dobrze pachnie, kiedy jest wilgotny i czuję się w nim u siebie

zamiast warzyw przyniosłam do domu bratki, nie wiem, jak to się stało, serio, nie pamiętam, wiem tylko, że była tam tak brzydka, że aż nieprzeciętnienie interesująca ruda dziewczyna i sprzedała mi pyszne truskawki, szczupła, spalona słońcem, nie patrzyła nikomu w oczy, wszystko ze spuszczoną głową, szybkie, pewne gesty, szorstki głos - niesamowita postać, jak mogłabym pamiętać cośkolwiek o bratkach?

zamiast myśleć o przyszłości, snuć poważne plany, wybierać ślubne sukienki taplam się w rozważaniach, jak wspaniale i niezbywalnie, choć także niebezpiecznie (co tylko teoretycznie wiem), jest nie należeć do nikogo, trochę oczywiście posiadają mnie moje zwierzęta i trochę Mała Mi, ale to co innego, to przynależność bez wątpliwości, bez wyborów, jakby dana, oczywista, nie budująca ram

zamiast spakować moją białą walizkę w czerwone kropki osiadłam i się zadomowiłam, co okazało się nadzwyczaj miłe i kojące, bo wszystko to w moim własnym krajobrazie, w pewnej osobności i to wystarczyło, okazuje się zatem, że po latach życia wszędzie-nigdzie nawet najbardziej dzikie stwory potrzebują swojego miejsca, żeby mieć skąd iść w świat i dokąd wrócić, także z przetrąconymi kośćmi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz