poniedziałek, 31 października 2016

była sobie złota polska jesień

zegarki poprzestawiane, nadciąga listopad i szaro-bura plucha, to chyba ostatnie takie dni, że trochę jeszcze słońca, trochę złota, a pomimo tego jakoś jest mi dziś smutno i przyciężko, rozglądam się i nie poznaję ostatnio swojego otoczenia, wszystko się pozmieniało, a nagromadzone zmiany potrafią zachwiać nawet moi balansem, zwłaszcza że to nie zawsze jest na lepsze przecież; 
tymczasem ku bezdennej radości psa i dyskretnie wyrażanemu zadowoleniu kotów nie byłam dziś w pracy, tylko dziergałam sobie pracowe rzeczy w domu, szkoda, że świat wysyłał do mnie solidne porcje stresujących roszczeń, z perspektywy domu mogę to udźwignąć, jakoś, ale mimo wszystko żałuję, że nie mogę pewnych spraw i ludzi zwyczajnie powycinać z mojego życia, niekiedy się nie da, nie mam takich nożyczek, mimo wszystko poniedziałek w domu to miła rzecz i jeszcze... szłam trochę przez park, a tam całkiem ładnie, więc nadal jest w porządku, nadal u sumie jest ok




   




niedziela, 30 października 2016

no świetny ten Organek...

koncert Organka, świetny koncert, rasowy rock, a przy tym ta specyfika i charyzma Organka, którą kupuję, która mnie przekonuje i cała ta zmysłowość, drapieżność, ten emocjonalny skowyt tekstów, grania, a przede wszystkim wokalu, no znakomite to było (i pomyśleć,że pawie nie poszłam z przyczyn mało ważnych)





sobota, 29 października 2016

"może być tylko gorzej" ("Prosta historia o morderstwie")

no to wybrałam się wreszcie do kina i okazało się, że film piekielnie dobry i pieklenie dotkliwy, cała ta opowieść, ten swojski i duszny klimat małej miejscowości, jej konszachtów, powiązań, ogólnej wszechwiedzy i tajemnic poliszynela, a do tego totalnej bezradności wobec rzeczywistości - to jest bardzo przekonujące, bardzo rzetelne i faktycznie pochłania widza ten świat; jest to opowieść o tajemnicy i o przemocy, zaskakująca, pełna zawirowań, niby prosta, ale prowadzona genialnie, bo chronologia pogmatwana i prowadzona zakosami, świetna kompozycja: film zaczyna się w kulminacji opowieści, a potem tylko śledzimy, jak do tego doszło, dlaczego i co tak naprawdę widzimy, a co nam umknęło, świetne zdjęcia i montaż, muzyka podbijająca napięcie, solidne aktorstwo, choć drugi plan czasami wypada mocno przeciętnie w porównaniu z pierwszym i wydaje się skrywać niewyzyskany do końca potencjał, generalnie rzemieślniczo film wykonany ręką Jakubika bardzo sprawnie i jestem pod wrażaniem "Prostej historii...", bo wybrałam się na film z nastawieniem, że to jakaś kryminalna opowieść o działaniach policji, a tu coś całkiem innego, kino chyba przede wszystkim psychologiczne, ale z zachowaniem dynamiki opowieści sensacyjnej, świetnie wykonane i zagrane, kolejny dobry polski film - fajnie

piątek, 28 października 2016

"chwila obecna nie ma perspektywy i zawsze jest mgłą" (M. Tulli "Szum")

Czytając Magdalenę Tulli, myślałam mimowolnie o wszystkich niewypowiedzianych sekretach mojej rodziny, podobno każdy z nich krąży gdzieś we mnie, podobno jest to gdzieś wdrukowane, nawet nie wiem, gdzie i nie wiem, czy ma to sens, ale przecież trochę mnie to przekonuje, troszeczkę. Moja babcia miała 4 braci, najstarszy zginął na wojnie, reszta po prostu nie wróciła do domu, nie znam ich imion, nigdy się o nich nie mówiło; ojciec mojego ojca umarł tuż przed moim urodzeniem, nad jego dzieciństwem ciąży jakaś smętna tajemnica, jakaś niemiłość, jakaś macocha, jakaś czarna rozpacz potem, ale i tak, przecież to nie mężczyźni są tu najważniejsi, mało wiem zwłaszcza o babkach, prababkach, ciotkach, nie rozumiem, skąd cały ten gniew i żal, który zawsze gdzieś tam w nich buzował i nie wiem, czy to by cokolwiek zmieniło, ale może byłoby inaczej, może łatwiej rozmieć siebie przez pryzmat tamtej, cudzej przeszłości, jej śladów i odcisków, jeśli one są, jeśli rzeczywiście się mogą zdarzać. 
Poza tym wszystkim "Szum" to ciekawa powieść, jakoś mnie to wchłonęło, takie obrazowanie utkane z na wpół dziecięcej, na wpół w pełni dojrzał wyobraźni. Może rzeczywiście cały ten zgiełk, ten hałas, to tylko taki szum, taka mgła, może tak... Pomysł, żeby do zmarłych dzwonić na ich stare numery z książki telefonicznej - przerażający i niesamowity, nie zdobyłabym się na to.

Magdalena Tulli "Szum"

Magdalena Tulli "Szum"

czwartek, 27 października 2016

coś impresjonistycznego

to nie jest tak, że chcę jakoś strasznie czy desperacko zatrzymać całą tę dzisiejszą chwilowość i dzień pełen beznadziejnie pozornych działań, po prostu żal mi je tracić


 


środa, 26 października 2016

coś zielonego

umiera mi październik na niebieganiu, więc zapewne obrastam też w tłuszcz, trudno, widać mam obrastać, łeb mi pęka, więc nie biegam, a jak nie pęka, to nie chcę, żeby zaczął i też nie biegam, być może zresztą jest to tania wymówka, bo przecież biegnie się nogami, a nie głową, teoretycznie, bo w praktyce przecież biegnie się wszystkim, a może tylko potrzebuję chwili postoju, naprawdę nie wiem, przez większość czasu nie myślę o tym, tak czy siak na wiosnę się ruszę, żeby pobiec półmaraton w Przytoku, więc równie dobrze mogę teraz trochę zwolnić, tak sobie mówię i czuję się usprawiedliwiona i... winna, oczywiście, że tak...., leniwa i winna ---------- mijałam dziś (idąc, idąc, ale szybko) ostatnie zielone liście, ładne były ----------- czasami Coś, co wydawało się strasznie ważne kiedyś, z perspektywy czasu okazuje się niezwykle błahe i człowiek dziwi się sobie, że tak zabiegał i tak ogniskował swoje działania wokół takich pozorności i banałów, bo przecież bez sensu to było, bo przecież sam już nie pamięta, po co i na co to robił, czemu aż tak i w ogóle, jaką miał motywację poza iluzorycznym Muszę, Powinienem, Ważne... - śmieszna rzecz, która przydarza się niekiedy także mnie

wtorek, 25 października 2016

coś pięknego


liść był tak nierzeczywisty, że musiałam go mieć po prostu i nic więcej, tylko mieć i zatrzymać, wydał mi się bajkowy; 

poza tym.... coś tam komuś jakoś dziś mówiłam o wartościach i nagle okazało się, że chyba spokój i równowaga są dla mnie czymś kluczowym, zwyczajnie - żeby nikt i nic nie burzyło mi oceanu w mojej szklance wody; moje poranki z kawą w dłoni wśród ciszy nieobudzonego domu trwają już ponad pół godziny, a wieczorne czytanie książki w półmroku i półprzytomności cenię sobie bardziej niż cokolwiek innego... i kiedy ktoś puka do moich drzwi, nie biegnę otworzyć, i często mówię "nie", mówię "po co?", odmurukuję wieloznaczne i obojętne "uhm" albo milczę, co zwykle też jest "NIE" tyle że oprawionym w ramki

poniedziałek, 24 października 2016

moja babcia mawiała... (3)

Nie chwal dnia przed zachodem słońca ani mężczyzny za życia.


Powiedzonko jest raczej nienowe, bo słyszałam to też w wersji z kobietą w w roli głównej, tak czy siak ma ono swój urok i przewrotną trafność [choć pewnie uczciwiej byłoby zmienić słówko "mężczyzny" na "człowieka"..., taka podmianka byłaby też oczywiście nudniejsza, co czyni ją w zasadzie zbędną]. Tymczasem jednak rzeczywiście ta złośliwawa sentencja opisuje błąd, którego udało mi się uniknąć i chyba to znaczy, że rzeczywiście jest ze mnie straszna hetera. Przyznaję to bez żalu.

niedziela, 23 października 2016

zaszywanie domowe

zaszyłam się domu, trochę pracuję, trochę czytam, jest jesień i przechodzę na tryb lekturowy, nie zmusiłam się dziś, by nie zważając na pluchę iść do kina pod wiatr, mimo najlepszych intencji pokonał mnie zaokienny krajobraz, w domu jest ciepło, jest kawa, mam nowe książki, na które nie miałam już pieniędzy, a przecież jednak jakoś się wynalazły i książki są, Mała Mi też zatopiona w lekturach, koty śpią i zapuszczają futro na zimę, nie wiem, skąd im się to bierze, bo cały czas spędzają przecież w domu, może zwyczajnie zerkają za okno i tak na wszelki wypadek decydują,  że to czas, żeby futro zagęstnić? tak to sobie rysunkowo wyobrażam; kolejny raz odkrywam, że lubię schować się w domu, opatulić i po prostu być w domu, zamieszkiwać go na całego, myślę, że kiedy będę stara - na tyle, na ile to możliwe, bo nie jestem z tych długowiecznych - schowam się bez reszty, rozważam to z przyjemnością, zwłaszcza na jesieni, a... i jeszcze piję dżin z tonikiem, co też jest bardzo przyjemne i smaczne


sobota, 22 października 2016

zbyt autobiograficznie (Sara Bareilles - She Used To Be Mine)

zwykle jestem bardzo daleka od utożsamiania się z bohaterami literackimi, tak jak od nazbyt intymnego traktowania treści piosenek, dziś robię wyjątek, znalazłam nową, choć nienową piosenkę Sary Bareilles i niestety rzeczywiście wyraża ona to, co mnie często nostalgicznie ściga, taką naiwną tęsknotę za pewną dziewczyną, którą kiedyś byłam, nie to, że teraz myślę o sobie źle, bo nie myślę, ale żal mi pewnych nieuchronnych strat, jestem mocniejsza, twardsza, pewniejsza swego niż kiedyś, czuję się bezpieczniej, mocniej stąpam, jestem niezależna w sposób, którego zawsze chciałam, a mimo to żal mi tego, co musiałam stracić po drodze, aby to uzyskać, pewnej delikatności, pewnej nawet szlachetności intencji i naiwnej wiary w świat, dziś staram się już jakby mniej, mniej ufam swoim złudzeniom, mniej wkładam w wysiłku w bycie dobrą, nie tylko wtedy, gdy ktoś nie zasługuje, a to ładne było i nie ma przecież do tego powrotu i często traktuję tę zmianę, która była nieuchronna i nie była ostatecznie zmianą na gorsze jako stratę i mam żal do... trudno powiedzieć kogo, że tak być musiało, że tak niewiele udało mi się ocalić z dziewczyny, którą kiedyś byłam;

słucham tej piosenki któryś raz i tak, wiem, że to jest dokładnie tak, nie tylko co do przeszłości, ale i co do namacalnego "tu i teraz", więc widać moje doświadczenie jest trywialne i pospolite, co nie czyni go jednak ani łatwiejszym, ani mniej moim 


It's not simple to say,
Most days I don't recognize me.
These shoes and this apron,
This place and it's patrons
Have taken more than I gave them.
It's not easy to know
I'm not anything that I used to be.
Although it's true,
I was never attention sweet center
I still remember that girl.

She's imperfect but she tries
She is good but she lies.
She is hard on herself.
She is broken but won't ask for help.
She is messy but she's kind.
She is lonely most of the time.
She is all of this mixed up
And baked in a beautiful pie.
She is gone but she used to be mine.

piątek, 21 października 2016

ciągle gdzieś się spieszę

bezsensownie się spieszę, idę tak szybko, że prawie nikt za mną nie nadąża, ale ja jestem, na styk, wszędzie, wszystko mam podopinane, dopilnowane, działające, po południu trochę śpię i biegnę dalej, i piękne mam schody pod nogami czasem, jak zauważę, to myślę sobie, że są piękne i że niechodzone, bo zarasta je mech


czwartek, 20 października 2016

urokliwa osobowość naszych czasów (Bovska)

resztką sił doczłapałam dziś na koncert zespołu Bovska, w sumie ok, w sumie warto było, muzyka... myślę, że interesująca, choć nie do końca w spektrum moich gustów i upodobań, być może po prostu ta formacja ma najlepsze piosenki i płyty jeszcze przed sobą, mnie wszystko wydawało się zbyt elektroniczne i jednorodne, utwory takie jak "Kaktus" czy "Póki czas" zrobiły oczywiście furorę i rzeczywiście mi także najbardziej się podobały, warto też dodać, że dawno nie słyszałam tylu literacko dobrych tekstów, najważniejsza była jednak wokalistka, osoba urocza i pogodna, to co mówiła, to, jak się zachowywała, miało wielki wpływ na całokształt, gdyby tylko grali, a ona nie odzywałaby się, nie kontaktowała z widownią, nie opowiadała o piosenkach i zespole, to koncert byłby w ogólnym odczuciu przeciętny, przynajmniej dla mnie, a tak wyszłam z jakimiś niepojęcie przyjemnymi emocjami i ogólnym wrażeniem, że było przesympatycznie; 
zatem Bovska - muzycznie obiecująco i z potencjałem, osobowościowo - genialnie



środa, 19 października 2016

Korespondencje ("jak łatwo zachwiać relacją")

co roku przynajmniej kilka razy usiłuję objaśnić, czym jest korespondencja sztuk i choć rzecz wydaje się banalna, to koniec końców okazuje się, że zwykle słabo z tym trafiam, że chyba objaśniam to mętnie, a przecież kultura jest teraz tak intertekstualna, że warto wiedzieć, rozumieć i zauważać te wielowymiarowe czasem inspiracje, nie "czyta się" świata, nie widząc ich, tak sobie myślę, tak mi się wydaje, taką mam frustrację; i właśnie dziś znalazłam genialny przykład korespondencji sztuk, strasznie mi się spodobało, bo i performance i aktorstwo, i teledysk nie byle jaki, i test piosenki dość literacki, i muzyka dobra, rozważam jak i komu to pokazać i kiedy... żeby wyjaśnić tym razem skutecznie, póki co słucham i oglądam z upodobaniem 

poniedziałek, 17 października 2016

prawie przegapione

prawie mi jesień umyka, przez wrześniowe ciepło, przez nagły chłód i przez pracę oczywiście, więc dziś specjalnie i z premedytacja szłam i robiłam zdjęcia liściom, co prawdopodobnie wygląda dość głupio, co być może nawet jest faktycznie mocno głupie, mnie jednak daje iluzoryczne wrażenie, że ogarniam, zauważam, widzę, a czas nie przecieka mi między palcami, idę i szukam liści, bo mogę, bo czemu nie?







niedziela, 16 października 2016

Moja babcia mawiała... (2)

Dzieci to rodzina, mężczyznę zawsze możesz zmienić.

******

Dziś jest rocznica pewnego wydarzenia... rocznica rozstania uwiecznionego dokumentem sądowym, zwyczajnie mówiąc po prostu rocznica rozwodu, który kilka lat temu mi się wydarzył i który do dziś dnia uważam za słuszną decyzję. Oczywiście nie jestem z tego dumna, była to spektakularna klęska, moja porażka, moja wina, moja słabość, niewątpliwa, wielka i niosąca liczne rykoszety i przykre konsekwencje, z drugiej strony czasami małżeństwo też bywa błędem, który nie jest tak do końca nie do naprawienia, starałam się więc (jak by to źle w tym kontekście nie brzmiało) naprawić i patrząc z perspektywy czasu.... wierzę, że (z braku dobrych rozwiązań) było to najlepsze złe rozwiązanie, jakie było wówczas dostępne.

sobota, 15 października 2016

miśki jesienią (street art, cz.36)

z niechęcią wynurzyłam się z domu, kawa się skończyła i nie było wyjścia, wyruszyłam zatem po kawę i przypadkiem znalazłam nowe miśki, chyba całkiem niedawno namalowane, bo wcześniej ich w tym miejscu nie było, długo już na nie nie polowałam, więc jest trochę tak, jakby same przypełzły i fajnie; kawę oczywiście także udało się zdobyć, zaszyłam się w domu, bolą mnie mięśnie po górach i pada, i jest szaro, nic tylko spać, okopać się przed rzeczywistością i spać, kawować, czytać...




piątek, 14 października 2016

DN, czyli moje święto

była uroczystość, był obiad równie uroczysty, jakieś życzenia, pewna odświętność nawet, tymczasem ja myślałam o stercie prac do sprawdzenia, która czeka na mnie w domu i nad którą spędzę kilka godzin dziś i jutro, i pojutrze, i pewnie codziennie, myślałam o obłędnie ciężkim tygodniu, który mnie czeka... wracając kupiłam sobie książki, dwie (jak szaleć to szaleć), nie wiem, kiedy je przeczytam, ale niech chociaż patrzą na mnie z półki, i potem kawa, morze kawy i morze sprawdzianów, tuż obok połacie wypracowań, siedzę i zawijam w te sreberka...

czwartek, 13 października 2016

jesienią w górach

zawsze wydawało mi się to niemożliwe, żeby tak jesienią pojechać w góry, głównie z przyczyn pracowo-zawodowych, a tu proszę  -  wszystko bywa możliwe, i jak zejść z zaśnieżonych rejonów ku dolinom, to faktycznie jest i trwa sobie w najlepsze spływająca wodą jesień, czyli kolory, grzyby, wartkie wezbrane potoki, trochę deszcz, w sumie ładnie bardzo, całe 16 kilometrów niepodważalnej ładności na zupełnie pustych szlakach, jakby ludzi nie było, jakby to wszystko mi się śniło trochę, bo wszędzie mgła; bolą mnie nogi i jestem zmęczona, zjadłam prawdziwe oscypki, zmokłam trochę, piję wino na rozgrzewkę, jest wysoce w porządku