poniedziałek, 30 listopada 2015

sprężynki


Tomek wysłał do mnie sprężynki, niby bez powodu, ale strasznie jakoś fajnie wyszły. Bo to są wiórki z tokarki, bo bez powodu, choć przecież z powodem - żebym zobaczyła i wiedziała.

niedziela, 29 listopada 2015

"ja ich nie rozumiem, ja tylko wiem, co one mówią"

Oglądałam relacje z Ryjka 2015. Niesamowite, ile w Polsce mamy genialnych kabaretów, a mimo to uważa się nas za poważny i smutny naród, cóż za głębokie nieporozumienie?! płakałam na genialnym skeczu Smile... cudne...




sobota, 28 listopada 2015

Andrzejkowo-Organkowo-Abstrakcyjnie


wieczór zbiegł mi na słuchaniu Organka i Lao Che na nagraniach koncertowych z serii Made in Poland w abstrakcyjnej miejscowości o nazwie Świebodzin (tak, tam mają tuż przed Tesko tego potężnego, kiczowatego Chrystusa... nawet z bliska: nie-do-u-wie-rze-nia), gdzie piliśmy półsłodkie pyszne, zdaje się hiszpańskie wino w towarzystwie łagodnego jak owca pitbulla Jannis, strasznie fajnie było, niby domowo, niby koncertowo, irracjonalnie, ale naturalnie, magia Andrzejek w pełni ocalona i zrealizowana, przy okazji... Organek - boski... po prostu boski, zachwycam się 

piątek, 27 listopada 2015

berlińskie pożegnania


Kuba dotarł do Berlina i został tam sobie, dostałam przesympatyczną kartkę, pewnie zrobił tysiące zdjęć - fajnie; mimo wszystko mam poczucie, że straciłam przyjaciela, jakby wyjechał na Marsa, a przecież nigdy nie był dość blisko, by się rzeczywiście widywać, paradoks.

"Droga K.! Gorące pozdrowienia z Berlina... bla, bla, bla. Naprawdę fajny wyjazd, dużo zwiedzamy, sporo czasu w muzeach, pogoda jak na listopad niezła. Oj, takie tam "pudełko", (...) Ściskam. Kuba".

czwartek, 26 listopada 2015

życiowe tło

dłuuugie wieczory, bo listopad, słucham sobie, Mała Mi choruje na wyjeździe u babci, jest ciemno, chłodno, przeziębiłam się paskudnie i brak mi energii, ale w sumie jest przecież ok, jak na listopad, trochę wina, trochę spokoju, trochę gadania, trochę chińszczyzny i trochę zupełnie zwykłej, ale pysznej pizzy, trochę książek, muzyka cały czas; nie widać mnie zza starty prac do sprawdzenia..., i to tyle i już; Wojtek mówi, że to "wyłuskiwanie treści z genialnej formy", a Aśka, że "jakoś za dobrze prawie przetrwała listopad"

środa, 25 listopada 2015

różowe

różowe kwiatki bez okazji?! wow... i goździki moje ulubione, piórka, jej.... a nawet nie mam tych imienin przecież


wtorek, 24 listopada 2015

teatr i psychologia ("Steve Jobs")

Zapewne wielu ludziom się nie spodoba "nowy Jobs", bo to jest film bardzo teatralny, niekomercyjny, ma mnóstwo ciętych dialogów, mnóstwo psychodramy, mało tradycyjnie pojętej akcji, dużo napięć, syntez, sygnałów emocji, których odczyt wymaga skupienia, wrażliwości na niedopowiedzenia i przestrzeń międzysłowną, Fassenbender - boski, Winslet - świetna.

poniedziałek, 23 listopada 2015

"podwrażenia"

Zupełnie spontanicznie i niemalże tak jak stałam dałam się wczoraj zabrać na koncert Proletaryatu,
jakoś tak nagle poczułam, że tak, że w sumie czemu nie? że po prostu pójdę i już, 
a na koncercie:
mocna rockowa energia, mocne męskie granie i generalnie mocne wrażenia... wow...


niedziela, 22 listopada 2015

pierwszy śnieg

pobiegłam pobiegać i wyczyścić mózg, trochę zimno, ale szybko się rozgrzałam, śnieg już leży w lesie i burość listopada ścieka z drzew, ale i tak przecież pięknie, bo to las, więc dobrze mi to zrobiło,  jak zawsze; myślę, myślę, myślę, wszystko na raz chodzi mi po głowie, ale kiedy biegnę przez las jest klarowność, jest w tym porządek, jest równowaga, jesień mija, a ja wydobywam się a niej w swoim miarowym tempie, i mimo wszystko, i pomimo wszystkiego naprawdę jest w porządku



 
 


sobota, 21 listopada 2015

słoikowe wspomnienie


zdjęcie z konkursu, na wiersz, i taka tam jest świetna pani z boku, ładnie się uśmiecha 

a dziś mam lazy day, cudownie nic się nie dzieje, pełne domatorstwo, jakieś tam rozmowy, krzątania się, zakupy, za oknem listopadowa wilgoć, a ja z kubkiem kawy w ręku - miła, osadzająca mnie w świcie rzecz, kubek, kawa, ciepło, moje głupie koty, świat w bezpiecznych ramach, słucham Skubasa, żyję sobie, jestem sobie, przemykam się wspomnieniami po minionym tygodniu, słoiki - ładne były, sporo muzyki, czyli dobrze, ciepłe wieczorne światło, sporo ciszy i przestrzeni, uff

piątek, 20 listopada 2015

"chodzę po lodzie kruchym jak wiara w cud" - zna-ko-mi-ty koncert (SKUBAS)

 


Byłam na koncercie z Martą. Namówiłam ją, bo Skubasa nie znała, a ona muzykiem jest przecież, więc niech zna... i co? i płytę po koncercie kupiła i po autograf pobiegła, znaczy się: podobało się specjaliście. Nawet ja jednak nie sądziłam, że tak świetnie wypada Skubas ze swoim zespołem na koncercie, instrumentalnie, na żywo, kiedy zawsze wychodzą wszelkie braki grania i wokalu, tutaj nie wylazło nic, genialnie zagrany koncert, kompozycje super, wszystko to bardzo męskie, świetne zaśpiewane, czepiłabym się tylko nadmiaru wokaliz (czy muszą być w każdej piosence?). Muzycy, choć nie był to oryginalny skład - bezbłędni, piękna trąbka, genialny basista, dwie cudne gitary, bardzo rytmiczna perkusja, ech... jestem zachwycona? no jestem, bardzo dobre granie, bardzo dobry Skubas, na kameralnym koncercie.

czwartek, 19 listopada 2015

koncertowe inkluzje

Konkurs poetycki, moje dzieci recytują, trzymam kciuki, wiadomo, ogólnie sympatyczny kameralny klimat, ludzi mało, upominki, nagrody, gratulacje, a potem recital dla tych 50 osób co to na sali są jeszcze i... strasznie fajny młody artysta, sympatyczna postać poza tym wszystkim, dowcipny człowiek, ładnie pograł, dobrze pośpiewał, niegłupio pogadał, młodzieży się podobał, a jest to odbiorca niełatwy, grał artysta swoje autorskie rzeczy, naprawdę ciekawe, inteligentnie komponowanie, grał przy prawie pustej sali, ale było to urokliwie, bo grane jakby sala była pełna, dawno nie byłam na tak przyjemnym i bezpretensjonalnym spotkaniu z artystą.

środa, 18 listopada 2015

pilnie potrzebny: błękit


więcej błękitu!!! bardzo by się przydał teraz, prawdziwy błękit, niezmierzony, bezkresny, totalny, właśnie teraz w listopadzie mieć coś prawdziwie błękitnego, to byłby skarb, to byłoby coś wyjątkowego;
tymczasem dni ciemnieją

wtorek, 17 listopada 2015

truflowe cukierki na pewnej pokonkursowej wystawie

Był konkurs fotograficzny i jest wystawa, poszłam zobaczyć prace moich uczennic, zjadłam mnóstwo truflowych cukierków (morze cukierków!!), wypiłam hektolitry soku pomarańczowego (bo trzeba to było popić), obejrzałam sporo naprawdę pięknych zdjęć, w duchu nie zgadzając się wcale z werdyktem jury. Wystawa urokliwa, kilka pięknych cudzych spojrzeń, miły akcent tego dnia.






poniedziałek, 16 listopada 2015

definitywna dynamika powiązań

nieuchronna i złośliwa dynamika relacji:
momenty, w których wszystko jest możliwe zawsze w końcu mijają i okazuje się to nieodwracalne;
chodzi mi właśnie o te bardzo umowne chwile, które trwają kilka sekund lub godzin, a czasami kilka dni albo i nawet tygodni lub miesięcy, co zresztą jest rzadkie; 
chwile, w których możliwe jest WSZYSTKO - wielka namiętność, wielka przyjaźń, wielka miłość, wielkie przywiązanie, nieusuwalna przynależność; 
cały sukces to uważność i precyzyjna synchronizacja, o które przecież tak trudno, jak o każdą otwartość, jak o każdą pewność w świecie pełnym migotliwych niepewności i zwątpień, w świecie, w którym wszystko jest przede wszystkim niepokojem i brakiem;
a chwila mija i wtedy nagle NIC nie jest możliwe, i NIC nie da się już z tym zrobić, 
wybrało się źle, wybrało się dobrze, za późno lub za szybko wykonało pozornie odpowiedni gest, chybiło się celu przez roztargnienie lub pośpiech, brak pośpiechu, gapiostwo, strach, cokolwiek...
i jest po wszystkim, wszystko się pozamykało, definitywnie...

-----------------------------------------------------------------------------

Ja i B.mogliśmy już być małżeństwem, ale moment minął i nie będziemy nim nigdy, nigdy więcej też nie będziemy razem, bo to jest już - koniec, wszystko minione od dość dawna i mogłabym z chirurgiczną precyzją wskazać dzień i scenerię, w której było to mijanie, w której nasza chwila się skończyła, w tle tylko dźwięk tłuczonego szkła, Poznań, tramwaje huczące za oknem, tłumione światło w pokoju Kokos, wtedy, już wtedy.

--------------------------------------------------------------

Także Kuba wyjechał do Berlina na zawsze, nasz moment trwał krótko, moment idealnej przyjaźni i zrozumienia zawieszony w szybkim "kiedyś", bliźniaczego podobieństwa, pomimo różnicy wieku i sytuacji... szkoda, będzie mi go brak.

-----------------------------

W poczekalni u lekarza znalazłam stary kaflowy piec, który nikomu i na nic nie jest potrzebny, tylko stoi tam sobie, bo pewno trudno go wywalić, mimo to: piękny, zabrałam ten piec ze sobą, tak jak i wyobrażenie, że mogłabym się na nim zwinąć jak kot, gdyby tylko ten piec był ciepły i gdyby nie był jedynie rekwizytem.


niedziela, 15 listopada 2015

zatroskane dialogi mailowe

- Czy jedziesz w przyszłym tygodniu do Paryża?
- Nie, zmiana planów, jadę do Berlina....
- To dobrze.

-------------------------------------------

i wszystko jak zwykle jest między wierszami, szkoda, że to nie wystarcza

sobota, 14 listopada 2015

korespondencje z Mediolanu

dostałam kartkę, no, no, no.... nadal mnie to zaskakuje i uważam to za kompletną niepomacalną abstrakcję, tym bardziej że nadawca konwersuje ze mną ostatnio z rzadka, na co zresztą się ze spokojem godzę, bo cóż? bo być może tak być właśnie powinno? tymczasem jednak ten Mediolan w listopadzie, powiało inną rzeczywistością;
hm.... nowa zakładka do książki na jakiś czas


piątek, 13 listopada 2015

komplementy i kwiatki Małej Mi

Skarb nie dziecko....Mała Mi wykonała filcowego kwiatka, który wydaje mi się śliczny, jak większość dokonań Małe Mi, albowiem jest ona istotą niezwykle zdolną. Ponadto dziś Mała Mi samoczynnie i bez prowokacji podniosła w dwóch zdaniach moją podupadającą ostatnio samoocenę do sufitu, gdy siedząc przy kuchennym stole wypaliła: 

- Jesteś najładniejszą mamą na świecie, tak sobie patrzę na inne mamy i one się starzeją, a ty jesteś jak z żelaza, nic się nie zmieniasz, ciągle tak samo wyglądasz, jesteś ładniejsza nawet od cioci Marty!
- Naprawdę? Dzięki córcia, ale nie mówmy jej tego ok?
- No jasne!



czwartek, 12 listopada 2015

korespondencje ławkowe

Z powodu takich drobnych, drobniutkich konwersacji  (choć oczywiście nie tylko) niszczących szkolne mienie zupełnie nielegalnie, nadal bardzo lubię moją pracę.


środa, 11 listopada 2015

kompletnie nie lecę na agenta 007 (Spectre)

dłużyło mi się, był spory chaos fabularny i kompozycyjny, spora przewidywalność (czasami bondowsko fajna, a czasami po prostu nudna), efekty oczywiście efektowne, kilka zabawnych dialogów, ładne zdjęcia, poza tym jednak całość nie trzyma w napięciu, nie porywa i nie zabija (ziew)

wtorek, 10 listopada 2015

w gotyckich dekoracjach (Crimson Peak)

"Wzgórze krwi" - trochę jestem rozczarowana, estetycznie jest to ładne, fabularnie trochę żadne (rymuję... czy to oznacza wyższy poziom recenzowania?),
wizja duchów - efektowna, a najbardziej wzruszającą, autentyczną postacią jest - przynajmniej dla mnie.... - główna postać negatywna, być może jestem dziwna i tyle... poza tym mało magii, dużo patologicznych relacji... piękne kostiumy, ładna muzyka w tle, ciekawa i dość przewidywalna psychopatia domowego chowu, ogólnie: rzecz taka sobie.


"Nasza miłość jest potworna i stajemy się potworami."

niedziela, 8 listopada 2015

supełki

Kiedy biegnę, wszystko jest takie klarowne, czyste i proste, myśli pozostawione samym sobie nagle udzielają mi genialnie oczywistych odpowiedzi na wszelkie wątpliwości i być może jedyny kłopot polega wobec tego na tym, że nie mogę biec ciągle, że w końcu trzeba przestać, i wtedy wszystko znowu zawija mi się na supełki.
   






sobota, 7 listopada 2015

Ocean`s Eleven dla początkujących ("Rabusie fistaszków")

Mała Mi bawiła się przednio, ale Mała Mi zawsze bawi się przednio, ja troszkę walczyłam ze snem, ale bajka w sumie sympatyczna, choć także mocno niepedagogiczna. Okazuje się, że złodziej to ten, co bywa dobry, bohaterski, sympatyczny, a jego działanie nie tyle można usprawiedliwić, co wręcz poprzeć. W sumie jest to taki trochę film kryminalno-gangsterski dla dzieci, a wszystko w klimacie Las Vegas, mnie mocno kojarzył się z udziecinnioną, kreskówkową wersją Ocean`s Eleven (grupa cwaniaków kontra wredny wyzyskiwacz, wiadomo przecież, kto musi wygrać), filmu, który zresztą autentycznie lubię. Kultową postacią jest krecik w meloniku - nawet tylko dla niego warto bajkę zobaczyć. 
Przede wszystkim: dobry dzień z Małą Mi - odnotować.

czwartek, 5 listopada 2015

słabość do ładnych niedokończonych opowieści ("Zmyśleni" Piękniewska)

jestem sentymentalna i mam słabość do pięknych opowiastek,
czasami sama jestem ich bohaterką, a czasami wcale nie, bywam ich autorką lub tylko odbiorcą,
to zależy, od przypadku, od serii przypadków,
ale żadnej dobrej opowieści nie odbiera to jej ulotnego uroku, przecież;
i właśnie:
mam w domu pęknięty kubek, którego nie umiem wyrzucić, a z którego nie wiedzieć kiedy wyrosło silne i bujne przekonanie, że stałam się bohaterką historii pisanej palcem na wodzie, 
opowieści, w której wszystko jest zupełnym zmyśleniem zawieszonym w potencji i niepewności;
stoję, przyglądam się, hamuję, myślę sobie: ładna rzecz, trochę szkoda, mogło być zupełnie inaczej, wszystko we mnie mówi mi, że mogło być inaczej, ale... nie jest i raczej nie będzie;
powiedz: pa; i tak mówię: pa;
to jest właśnie opowieść pięknie i skończenie niedokończona

środa, 4 listopada 2015

paradoksy i inne zajęcia

Byłam na kursie, na którym metodą wykładu (bardzo nudnego, bardzo długiego) tłumaczono mi, jak aktywizować i motywować uczniów.... hm... czemuż to ach czemu nie w praktyce? jakże łatwo się opowiada, jakże trudno wykonuje... bywa; 
wyniosłam jednak z tego spotkania: ciekawą ideę zeszyto-podręcznika, która mi się spodobała i z którą mocno mi po drodze; przekonanie, że jestem jednak kinestetykiem bardziej niż wzrokowcem i rysunek, taki tam, rysunek zabijający nudę...


wtorek, 3 listopada 2015

czas i odległość - relacje/kalkulacje

jestem wielbicielem przestrzeni, której ufam bardziej niż czasowi, w której mocniej i trwalej się osadzam, a jednak powiedziano mi ostatnio: przecież odległość to tylko czas potrzebny do jej pokonania, to czas, który jesteś gotów oddać, poświęcić - genialnie proste - pomyślałam - nawet dla wielbicielki przestrzeni - genialnie proste, choć niczego to nie rozwiązuje, niczego nie zamyka, a jednak... narusza mi to perspektywę, skłania do (ponad)czasowych kalkulacji

poniedziałek, 2 listopada 2015

nieustalone z góry (Cunningham "Królowa śniegu")

Czytam. Podoba mi się. Drobne zdarzenia, magia. Nie są to "Godziny"... były bardziej spójne, ale i ta powieść, baaaardzo Cunninghamowska, bardzo specyficzna, nie wszystko jest tym, czym się wydaje, a nawet największa miłość to tylko na pół dzielona samotność, a każdy gest znaczy nieskończenie wszystko, bezbrzeżnie nic, totalnie nie to, co się wydaje. W sam raz na jesień. 
Oczywiście wyławiam słowa, które znaczą coś szczególnie dla mnie, bo jak zawsze czytam ograniczona przez mój subiektywizm ("czas jest zawsze puentą", "moja mojość"...). Nie wiem, co mam myśleć ostatnio, a przecież zwykle wiem.


niedziela, 1 listopada 2015

biegnąc na nowo

pierwszy raz po chorowaniu, pierwszy raz w listopadzie, pierwszy raz od dawna trasą Parszywej 12ki, biegłam przez las i było wspaniale, endorfinowy szok, słońce przeświecało przez drzewa snopami światła, jak w gotyckich katedrach, złota jesień, mgła i wilgoć, wszystkie moje sekrety mknące mi przez głowę nagle ułożyły się w mozaikę, w jakąś celową całość, ostre powietrze, ból w mięśniach, parząca żółć; każdy krok bezwysiłkowo i tak łatwo;
 myśl, myśl... jest listopad i coś ci się przytrafi

********

- Twoje życie należy tylko do ciebie. Jesteś ciągle taka młoda, wszystko jest możliwe. Jestem z ciebie bardzo dumna i kocham cię - powiedziała mi dziś moja matka. No... no... no...