niedziela, 24 maja 2015

niepokojące nieistnienie (Piękniewska "Miłość to...)

Przy okazji słuchania Pożaru w Burdelu, gdzieś tam zeszło mi się na Piękniewską, którą doceniam od czasu "Niewarszawy" (utworu, który naprawdę - co tu dużo gadać - w jej wykonaniu robi mi emocjonalny zamęt). I znalazłam zupełnie przypadkiem "Miłość to za mało", zatem słucham sobie, słucham, bo rzecz ładna, a Lena jak zawsze ślicznie, acz nienamolnie nuci - i wśród innych słów nagle w pysk mi dały takie:

"miłość jest ważna, gdy się dzieje, a kiedy mija nie istnieje"  

I myślę teraz o tym, i wiem, że jeśli tak jest, to chyba jest to straszliwe nieporozumienie i zupełnie mi się to nie podoba, bo czyni ze mnie postać kretyniczną. Szczęśliwie cudze słowa, nawet najładniej wyśpiewane, nie mają rangi nieomylnego twierdzenia, tak sobie mówię, choć czuję się głupio, słucham kolejny raz i nadal czuję się niezmiernie głupio, i jest mi wstyd. My idealiści powinniśmy definitywnie wyginąć podczas ostatniej wojny, zupełnie nie ma dla nas teraz miejsca ani w czasie, ani w przestrzeni. No i jeszcze... "przecież mogło być inaczej". Pewnie mogło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz