piątek, 31 października 2014

"w głąb pustego pałacu..."


jesieni już nie ma, mijam się z nią, to był wyjątkowo długi październik, a w nim trochę ładnych scenerii i scen, brakuje mi światła, bardzo, blednie mi skóra, ciemnieją włosy, nadal nucę pod nosem, żartuję, nie bez drobnych złośliwości, liście, liście, liście, nie słyszę własnych kroków, tylko szuranie w tle, co akurat jest dość przyjemne; ciągle zapominam, że potrzebuję nowej sukienki na listopadowy bal, choć wcale nie jestem księżniczką; 
podsumowanie jesieni... może tak:

Boję się. Wieczór szary, smucone
niebo rozchyla się jak usta martwego człowieka.
Moje serce jest płaczem księżniczki rzuconej
w głąb pustego pałacu, gdzie nic jej nie czeka.

Boję się. Taki jestem znużony, niknący, (...)

Martwy świat pada prosto w moje życie. (Neruda)

czwartek, 30 października 2014

Burza w mózgu

a kiedy czuję gniew czy frustrację, to je czuję od A do Z, i mam ochotę oblać świat czerwoną farbą akrylową, owinąć budynki papierem toaletowym, na którym tysiąc razy napiszę coś kompletnie nieakceptowalnego społecznie, a może tylko moje ulubione "Naucz się mówić: nieważne", okazuje się też, że szansa na towarzystwo podczas tego typu czynności jest mimo wszystko spora

myślę sobie zamknięcie, myślę izolacja i że nie można wyjść, bo się nie chce, bo bycie w hermetycznym gronie daje iluzję bezpieczeństwa, myślę sobie mówienie o niczym, bo mówić o czymś jest w zasadzie cholernie trudno, leżenie na plecach jako ekstrem niby powszedni, (Szukam prawdziwego człowieka!!! - finał Herbertowski, podpatrzony, podkradziony, bez serca), myślę sobie uwiązanie dosłowne i metaforyczne, odwaga lub jej całkowity brak, sznury kompletnie dosłowne, stół, krzesła, minimalizm, kropla okrucieństwa w ciemnościach - i co z tego, że mam pomysł na nowy spektakl, jak nie mam z kim go robić?

spytano mnie: co czujesz? - chciałam powiedzieć "nie wiem", bo przecież zwykle się nie wie, za szybko chodzimy, no i wygodnie, i łatwo jest nie wiedzieć, ale wiem chyba, od kilku dni niepokój i świst powietrza w uszach, nawet czarne koty omijam okrężną droga, co także nie jest metaforą, a zaledwie irracjonalną obsesją

wszyscy chcą być Słowackim, matką Słowackiego, gruźlicą Słowackiego, dzieckiem nienarodzonym Słowackiego, generalnie "czymś" Słowackiego, niby fajnie, zrobimy szybki pokaz dla mas, może

mężczyzna którego lubiłam, ceniłam i miałam dokładnie tak długo jak chciałam go mieć, co doceniam jak przejaw uprzejmości losu, powiedział kiedyś: "Nic nie jest tak proste, aby nie mogło zostać źle zrozumiane" i już wówczas wiedziałam, że ma racje, co oczywiście niczego nie zmieniło


gdy nie mogę kochać, nie mam jak zdradzać..

środa, 29 października 2014

"będę udawała, że..."


Wyjdziemy rano na ulicę
zabawimy się w teatr
Zagramy na pół rozumu
i na ćwierć ego
Zagramy mały spektakl
na cztery ręce i pół rozumu
I zaczniesz patrzyć na mnie
jak na czubki własnych butów (...)

Może wreszcie zobaczysz
że mnie już wcale nie ma
mnie w ogóle nie ma
i może wreszcie pojmiesz
że to tylko teatr

Ja będę udawała
że cię wcale nie znam
że cię wcale nie znam
a ty rozbawiony do łez
będziesz bawił się w teatr.

***
Pomijając różnego rodzaju farsy i pisane na kolanie sztuki, w których chcąc nie chcąc uczestniczę, dlatego tylko,że tak po prostu bywa, tak jest i takie życie, i może taki czas akurat; pomijając także teatralne aspekty relacji, które wydobywa powyższa piosenka i które wloką się za mną zbyt często; zatem pomijając właściwie wszystko inne, rozpada mi się to, co nazywam od kilku lat "moim teatrem" i choć uważam to za przewidywalne, spóźnione pokłosie wydarzeń wrześniowych i choć liczyłam się z tym, to patrzę przerażona i zgnębiona, jak mój mały domek z kart obraca się w proch i perzynę, a ja mogę tylko patrzeć i nie wiem, jak to odbudować, od czego zacząć, za co się złapać, więc po Staffowskiemu zacznę pewnie od dymu z komina albo nie zacznę wcale;
**
strasznie marudzę ostatnio, jesień w pełni, jak nic, bolą mnie kości, co oczywiście niczego nie usprawiedliwia, staję się "kobietą jojczącą" i trochę sobą gardzę za to, no dobra... bardzo gardzę;

wtorek, 28 października 2014

spotkania

Pewna mądra kobieta powiedziała mi kiedyś, że mój podstawowy błąd w relacjach z ludźmi polega na tym, że zupełnie na serio oczekuję wzajemności w relacjach, chcę zaufanie wymienić na zaufanie, szacunek na szacunek; a ludzie tacy nie są, nie potrafią lub nie chcą dokonywać tego typu podmianek, nie traktują mnie dokładnie tak jak ja ich, co podobno jest źródłem większości moich rozczarowań i przykrych scen, rozgoryczeń; rzeczywiście, chyba tak jest i tym razem nie mogę się z tego otrząsnąć, otrzepuję moje futro zawsze niepokornego zwierzęcia i nic, lepkość zostaje, a brud nie odpada, co dalej? uciec, walczyć? i w sumie po co? tego własnie prawdopodobnie nie wiem... listopad nadciąga i przykrywa mnie coroczną chmurą, nikt nikogo nie kocha ani nie szanuje, tak naprawdę i nie wiem, czy umiem to zaakceptować.

poniedziałek, 27 października 2014

byłam w Mieście, dawno temu

Miasto 44 - o projekcie

byłam na tym filmie, nie żeby idealnie, nie żeby się nie było czego czepiać, bo było, ale ładunek emocjonalny, jakaś prawda, robi wrażenie, okrutne piękno, potężna tragedia, coś zmiatającego...., zabrałam cudze dzieci, choć nie wiem, czy zrozumiały, ale były, czasami to też znaczy..., wzruszyłam się, dałam się porwać i uwierzyłam, i to było naprawdę, chyba dobrze, że ciągle potrafię




niedziela, 26 października 2014

widoki i niepokoje


moje kwiaty z uporem zapominają, że jest jesień, co daje mi ładne widoki na jej brak, koty to co innego, są bezlitosne, wiedzą, że czas zapuszczać futra i zapuszczają, mam zatem widoki na częstsze odkurzanie, żeby nie utonąć w ich sierści - proza życia, która doceniam, zwłaszcza, że ostatnio chodzi za mną jakaś śmierć i niepokój jak wyrzut sumienia

sobota, 25 października 2014

Szekspir według Finka, uwodzenie według B.


Fink, to z nim dziś dzień. Ale też mnóstwo dobrego jedzenia.
Glazurowana marchewka z miodem, łosoś w szpinaku, ananas, oczywiście wino, rano jeszcze bajeczne śniadanie: mozzarella, bazylia, pomidory, wytrawne ciasteczka, troszkę masła, troszkę oliwy z oliwek, kilka gatunków pleśniowego i żółtego sera, uroda życia zamknięta w smaku.

Do kobiecego serca także można trafić przez żołądek. Do mojego jest to droga ekspresowa.

piątek, 24 października 2014

odcienie Marii Peszek

"Odłączam się od stada
Obok siadam
W owczym pędzie giną owce
A ja schodzę na manowce"

Koncert - mały, klubowy, świetny, Maria Peszek w szczytowej formie; niezmiennie cenię artystów inteligentnych, niewywrzeszczane i nieoczywiste teksty o czymś, czasem o mnie, muzykę - dobrze pomyślaną, dobrze zagraną i światła, nawet światła były na temat. To lubię.









czwartek, 23 października 2014

wzruszające historie, czyli o potędze słownej waty

-Czemu nie było cię rano?
-To bardzo skomplikowana historia...
-Mam czas. Dawaj.
-Wstałem rano, no i było późno, znaczy się wstałem za późno, bo tak ciemno jest, no i nie zadzwonił mi budzik, no i musiałem iść się umyć, to znaczy chciałem iść, ale było zajęte, to czekałem, bo tam był ktoś inny i po prostu musiałem zaczekać i potem się myłem, choć późno już było, no ale musiałem przecież, i jak już skończyłem, to było już tak, że po prostu nie zdążyłem i dlatego to tak samo wyszło, że  byłem godzinę po czasie.
-Czyli zaspałeś i myłeś się?
-To nie jest takie proste..., bo...
-Ale w skrócie: nie przyszedłeś, bo myłeś się.
-Tak.
-Wzruszyła mnie twoja historia, żadne to usprawiedliwienie, wstawaj wcześniej.

środa, 22 października 2014

"Masz jakąś fantazję?"

         Sobie czytam, bardzo mi się podoba. Czytam po dwa razy każdy rozdział, żeby nic mi nie umknęło z tej surrealistycznej wizji niby zwykłego żyćka, pod którym przecież zawsze tętni coś więcej, bo tętni, wybija mi/mnie. Strasznie fajna rzecz.

J. Bargielska "Male lisy"

wtorek, 21 października 2014

zauważanie jesieni (ostatnie październikowe)

Chyba czas przestać patrzeć skoro wszędzie widzę czerwień, wodę i zdeptane liście; jesień się wykrwawia, nadchodzi cholerny listopad, beznadzieja, fin de siecle i mrok, które co roku daremnie usiłuję przetrwać, przetrawić, wypluć... Chodzę wokół tej myśli na palcach. Grzane wino, cynamon, zapach palonych liści, świat wypolerowany wodą, strzępy pocieszeń, żeby nie zauważać brudu, pluchy i zimna w kościach, otrząsam się z nich jak pies.







poniedziałek, 20 października 2014

Mała Mi jest artystą


Pewnego dnia będzie sławna i bogata, i oby także szczęśliwa, ale teraz tylko zaczyna, maluje jesień, genialny samouk. Mała Mi jest osobą wyjątkową i wybitną.

niedziela, 19 października 2014

potrzeba donkiszoterii

Znowu opowiadam małym dzieciom o losach Don Kichote`a i słyszę, że wariat i że frajer, że naiwniak i że śmieszny. I wtedy okazuje się, że także ja z całym moim brakiem odwagi  i predyspozycji do wierzgania, wdrapuję się na skrzydła wiatraków, które uważam za potwory. Zresztą przecież czasami naprawdę są to potwory, bo nie każdy wiatrak jest tylko wiatrakiem. Otoczona przez potomków Sancza, których nie sposób nie doceniać, nie mając danych na postać pozytywną ani na bohatera tym bardziej, daremnie i bez sensu uczestniczę w anachronicznych potyczkach, pożałowania godne zajęcie, samej sobie wydaję się zabawna, śmieszna - bardziej śmieszna. Bo to nic nie da, nie daje, prawdopodobnie, niczego ani nikogo nie zmienia, chyba. Wolałabym jechać na ośle i dbać o pełny brzuch.

fot. E. Recuenco

sobota, 18 października 2014

"tylu masz przyjaciół, ilu zdołasz unieść" (street art)

Garażowe mądrości na moich ulubionych garażach przy Ogrodowej. Ciągle myślę, że w końcu je wyburzą i jest mi ich żal, mimo, że w zasadzie są to obskurne okolice miasta i możliwe, że chodząc tam po prostu szukam guza... ale i tak jakoś żal. 
***
Ilu zdołam unieść? Ile zdołam unieść? Myślałam o tym przez pewien czas.
Co oczywiście wcale nie oznacza, że znam odpowiedź.




piątek, 17 października 2014

zauważanie jesieni (holenderskiej)


Jest inna, cieplejsza, wolniej się zabarwia i odbarwia, listopad zawsze jakby mniej rozpaczliwy, gdy tymczasem nawet czekając na listopad w Polsce wpadam w czarne przygnębienie, wrony nie kraczą w NL, tylko dzikie króliki konsekwentnie zapuszczają futerka. Alternatywna wersja jesieni, trochę jak inna rzeczywistość, kiedy kursuję między dwoma życiami, tam i tutaj, tu i tam.

środa, 15 października 2014

zauważanie jesieni (podejście trzecie)

zauważalnie jesień mi się odbarwia, kończy się paleta barw, wyszukuję je raczej niż znajduję, nieuchronienie powoli zawiewa listopadem, nie wiem, czy będę chciała go zauważyć, zwykle staram się przemknąć mimo, póki co oczywiście październikowe słońca, póki co jakoś się trwa, bo czasem jeszcze ten wiatr bez lodu, a przecież patrzę i myślę, że krew ścieka po liściach i że być może nic nas nie uratuje tej jesieni










wtorek, 14 października 2014

street art, cz. 10 (Żeromskiego 19)

boczna uliczka łatwa do namierzenia, stąd zwykle ostentacyjnie mijana, bo przecież zawsze jeszcze tam zdążę, jednakże, gdyby okazało się w końcu (na końcu?), że nie zdążyłam? w obawie przed tą myślą ostrzelałam absyntowe ściany, oczywiście jak zawsze biegnąc gdzieś indziej i do czegoś innego; teraz chwilowo mam poczucie, że nadążam