środa, 31 grudnia 2014

mam kota na punkcie drzwi - Świecie

Lubię drzwi, kiedyś już to wyjaśniałam, tzn. próbowałam wyjaśnić. Teraz, cóż, po prostu lubię je nadal i moment jest dobry, zamykam rok 2014, otwieram 2015, drzwi zatem jak znalazł. Te ze Świecia, mogą być, zwłaszcza te ostatnie, miodowe, piękne są.







wtorek, 30 grudnia 2014

pod skórą obcego miasta - Świecie (cz. 3)

  Ludzie mijają i nikt nie patrzy, nikogo (może i słusznie) to nie obchodzi, ale ja jakoś mam sentyment do śladów cudzego minionego życia. Podobno w Świeciu mieszkało przed wojną dużo Niemców i Żydów, podpisali się i dzięki temu są, mieszkają nadal.




poniedziałek, 29 grudnia 2014

mój refren (Jak mnie kochasz, to mnie puść)

                       

Podobno każdy jakiś ma, swój własny życiowy refren powtarzalność (czy można powiedzieć indywidualną historiozofię?). Być może w każdej dziedzinie, sferze życia. Oczywiście bardzo nie lubię myśleć, że rządzą mną jakiekolwiek zewnętrzne arbitralne reguły (nawet w kinie: Zdejmij okulary 3D; Załóż okulary 3D - i-ry-tu-ją-ce)..., ale może rządzą? moje własne i wynikające ze mnie, czy istnieje osoba, która mogłaby uczciwie powiedzieć, że jej życie wolne jest od powtórek, gestów, zachowań, sytuacji czy nawet ulubionych powiedzonek i zwrotów? Myślałam o tym, a potem w radio Kumka Olik i od razu wiem: tak to jeden z moich refrenów: Jak mnie kochasz, to mnie puść - dokładnie.

niedziela, 28 grudnia 2014

S.B. odchodzi - strata osobista

Wczoraj umarł jeden z moich ulubionych poetów, osoba, z której talentu czerpałam na swoje potrzeby całymi garściami, komponując scenariusze, przygotowując lekcje, czy po prostu żyjąc, poszukując, czytając. Gwiazda mojego uniwerku, człowiek, którego inteligencja mnie powalała. Genialny tłumacz, bez którego nigdy nie polubiłabym i nie poznałabym nawet poezji anglojęzycznej. Jest to strata osobista.

Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.

I półprzpytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:

ile więc był wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi

negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?

piątek, 26 grudnia 2014

czwartek, 25 grudnia 2014

święta z Drachem

S. Twardoch  "Drach"
Właśnie z Drachem, czyli ze swego rodzaju transcendencją, która jest dla mnie wiarygodna i którą umiem zaakceptować, spędzam święta. Podoba mi się. A przecież sceptycznie podchodziłam do czegoś, co w recenzjach określono jako "sagę rodzinną", gatunek wydawał mi się wyświechtany i zalatywał melodią z "Nocy i dni". Tymczasem rzeczywiście jest to saga, ale w swej formule, w tej wiecznej jednoczesności negującej sens upływu czasu, ponieważ wszystko dzieje się w nieusuwalnym "teraz", jest to saga ciekawa i wnosząca coś nowego zarówno do rozwoju gatunku takiego jak saga właśnie, jak i do powieści historycznych. Jest to napisane naprawdę nieźle, na pewno rzetelnie w sensie językowym, historycznym, przytłacza potęgą szczegółów, których nie muszę (i często nie potrafię) sprawdzić, a i tak wiem, że są prawdziwe. Powieść historyczna, w której czas ulega podważeniu jako miernik czegokolwiek, zostaje wręcz unieważniony - pomysł sam w sobie bardzo interesujący. I zamiast czasu tysiąc razy ważniejsze jest miejsce, czyli przestrzeń wydarzeń, która mieści w sobie wszystko i mieści to jakby poza czasem, który okazuje się względny, nieistotny, prawie zbędny. Konsekwencje? Każda ludzka historia kończy się źle lub tak sobie, ale jednocześnie się nie kończy nigdy, nie ma końca, nie ma śmierci, a przecież jest - coś miedzy kultami animistycznymi a filozofią Bergsona. Coś co wcześniej już było u Leśmiana, ale nie w takiej skali. Oczywiście najważniejszą postacią także w wymiarze filozoficznym jest narrator, ale tu ani słowa więcej, bo spoilery, spoilery, wiadomo. 
"Drach" - dobra rzecz. 

(PS. Postaci żeńskie - wszystkie jakby wybite z jednej, góra dwóch sztanc, poza tym wszystkim nieprzekonujące psychologicznie, kobiety takie nie są, przynajmniej nie zawsze, w każdym razie tak mi się jako kobiecie wydaje, jednakowoż jest to odczucie mocno subiektywne, więc nie byłabym uczciwa, uznając to za wadę powieści)

***

"Człowiek, drzewo, sarna, kamień, ja. Wszystko to samo. Nikodem, Stanisław, Natalia Gemanderowie, Ernst i Gela Magnorowie, Josef i Valeska Magnorowie żyją w tym samym miejscu i w tym samym czasie, Chociaż w różnych, nakładających się na siebie latach, tak samo jak sarny."

wtorek, 23 grudnia 2014

a dziś odszedł Jo, którego pewna kobieta....

...., której nigdy nie poznałam (ale wiem, że na imię ma Zosia), pasjami kochała tak bardzo, że dla jej męża trochę już tej miłości nie starczało (przynajmniej takie on miał odczucie). "Moja żona kocha Cockera" - mówił niechętnie, i tak ich zapamiętałam.

                          

W tle film "9 i pół tygodnia", do którego mam wielką słabość, sympatię i którego oglądanie mi szkodzi na wszystko (od serca do wątroby poprzez inne przyległości). Ale Rourke i Kim - tacy doskonale niedoskonali, co ja na to mogę?

poniedziałek, 22 grudnia 2014

13 lat temu odszedł pewien obywatel....


                          

Byłam na jego koncercie jeszcze w listopadzie 2001 roku, a później nie mogłam uwierzyć, że go nie ma, może dlatego ciągle to pamiętam, zmarzłam wtedy jak cholera, ale nic to, stałam i słuchałam, nie wiedząc, że to definitywnie ostatni raz. Dobrze, że choć to jest nam oszczędzone zazwyczaj: "świadomość ostatnich razów". 
Wesołych Obywatelu, gdziekolwiek jesteś.

niedziela, 21 grudnia 2014

"Nocne zwierzęta" - mieszane uczucia

Patrycja Pustkowiak "Nocne zwierzęta"
Czytając, miałam mieszane uczucia, skończyłam i nadal mi nie przeszło. Bo napisane z talentem, dosadnie, z ironią, która rozsadza oślizgłą obrzydliwość scen, szczerych do bólu wyznań, przemyśleń. Jako opowieść o specyfice czasów pewnie nawet jest to ciekawe świadectwo, ale obrazek wydaje mi się wydestylowany z rzeczywistości (wyobraź sobie wszystko, co może się przytrafić najpaskudniejszego zapijaczonej przećpanej singielce w wielkim mieście i opisz to), przepuszczony przez sito, miałam poczucie, że autorka pisze o czymś, co jest jej kreacją opartą na obserwacji, cudzych opowieściach, może lekturach, ale w żadnym razie na osobistym doświadczeniu, i choć całość mnie jakoś tam wciągnęła (bo jest to rzecz sprawnie, ciekawie opowiedziana), to nie zawiesiła mojej czytelniczej niewiary i nie uwierzyłam w ten stworzony przez autorkę świat ani przez chwilę, nie opuszczało mnie też przeświadczenie, że Pilch w "Pod Mocnym Aniołem" już o tym wszystkim pisał, tylko po prostu lepiej, prawdziwiej i bardziej wielowymiarowo. Podobały mi się rozważania natury filozoficznej, zręcznie i nieprzynudzająco wplecione w opowieść oraz uwagi o kondycji współczesnych 30-latków czy może raczej bardziej 30-latek - te były dla mnie prawdziwe, przekonywały mnie. Podobał mi się cięty, niebanalny dowcip, gra porównań i skojarzeń w opisach postaci i sytuacji - efektowna słowa ekwilibrystyka, dowodząca wyobraźni i inteligencji autorki.  Przeszkadzało mi jednak to, że postać główna jest płaska, nie chodzi mi tu o brak łzawego dramatu jednostki (chyba po prostu nie mam takich zapotrzebowań), ale o płytką w gruncie rzeczy psychologię; ta bohaterka (podobnie jak jej świat) jest klinicznym przypadkiem, nie ma osobności, indywidualizmu, nie wierzę w nią. Być może tak miało być, że Tamara to przedstawicielka pewnego typowego zjawiska, taki Everyone, ale taki zabieg sprawdza się w bajkach lub w powieści paraboli, tymczasem w "Nocnych zwierzętach" miałam wrażenie, że oglądam ją jak martwy eksponat w muzeum przez grubą szybę i jest mi przez to dość obojętna, odległa, jak film dokumentalny z odległych czasów, które mało kogo już obchodzą, a przecież jej losy są przejmujące i są zakorzenione w "teraz", powinny mnie jakoś dotykać, chyba? czy może właśnie nie? Zatem mieszane uczucia.... dokładnie tak.

*****

"- Tamcia! - mówi i klepie ją wesoło w ramię. - No jak życie, dalej jesteś singlem?
-Nie, kurwa, albumem Greatest Hits - odpowiada ponuro Tamara. - Pośmiertnym."

sobota, 20 grudnia 2014

K.E. Zdanowicz, odkrycie nie najnowsze, ale platynowe

Bo to było tak. Przeczytałam gdzieś o monodramie na podstawie wiesza pt. "Jak umierają małe dziewczynki", trochę przeczytałam, przejrzałam, obejrzałam i od razu prawie "wow, jaki dobry tekst". I tyle. Minęło kilka miesięcy, być może lat. Bez wyraźniej przyczyny wróciłam do tych słów z monodramu, bo oczywiście kopiuj-wklej wszystko zachomikowane wirtualnie i domózgowo, więc wróciłam i wtedy już od razu "A kto to pisał?". No to szukam, i znajduję, że dziewczyna, że w moim wieku, że jakieś nagrody i publikacje (czyli nie tylko mnie się podobało) i że w sumie to dużo fajnego pisze i jakoś mi z tym pisaniem po drodze, że może nawet zazdroszczę, że ja tak nie umiem zupełnie. Ale się wyszukuje, czyta się, zbiera.  

Bardzo mi się te wiersze podobają, zrobiłabym z nich teatralną opowieśćzrobię kiedyś może.

groch (K.E. Zdanowicz)

my nie mówimy do siebie mówią do nas słowa
a cisza jest jak nitka pomiędzy zębami
ona chciałaby powiedzieć że noc jest głęboka
ale jej usta nie zrobią tego za nic

my nie mówimy do siebie za nas mówią słowa
milczymy jak duchy w zbrojach rycerzy
on chciałby powiedzieć że nic już w nim nie ma
lecz dobrze wie ona nie uwierzy

my nie mówimy do siebie każdy z nas się chowa
w getrach swych myśli w stęchłej gęstej mowie
umieramy po cichu kochamy bez słowa
i nikt o nas nic nie wie i nikt się nie dowie

Jaś i Małgosia (K.E. Zdanowicz)

o północy plac zabaw przypomina cmentarz
i nikt się już nie bawi w piaskownicy
nie mamy łopatek grabek i wiaderek
idziemy tam się całować i nabijać z ciszy

dobrzy ludzie śpią w domach starzeją się drzewa
koty leżą w śmietnikach i liżą swe brzuchy

jesteś jak zamek z piasku
i kiedy powiem to masz się rozsypać
jestem jak pięść z kamienia
i w każdej chwili mogę ciebie skruszyć

brud (K.E. Zdanowicz)

stygnie krew i mleko albo kasza z sokiem
wiatr łazi po drzewach i gryzie gałęzie
psy śnią o miłości ujadają okna
ciebie nie ma nigdzie a ja jestem wszędzie

a tak chciałam uciec od tej czystej twarzy
która tak czerniała jak węgiel w lusterku
i krzyczałam babciu ja taka nie jestem
a babcia mówiła - nie szkodzi diabełku

piątek, 19 grudnia 2014

dowcip terapeutyczny


śmiałam się, zupełnie szczerze i w zasadzie... jest to niegłupie, 
nie mam Pudełka Nicości, zazdroszczę posiadaczom,
to musi być coś super

czwartek, 18 grudnia 2014

Tu i teraz


"To że jesteś taki jak ja i dokąd wracać nie masz, ale iść chcesz,
 cały świat się modli o nas, mijają dni, 
a w kilka lat, stopy zmieniła ci ziemia,
ale dziś jakbyś nowy czas zrozumieć miał,
jesteśmy tu i teraz, tu i teraz, tu i teraz"

środa, 17 grudnia 2014

dziewczynka w autobusie B.W.Linke

     Linke jest świetny, po prostu. Ale ja nie o tym. Raczej jest tak, że znowu gdzieś tam wypłynął jego autobus, czy raczej znienackowo wyskoczył i zrobił mi "buuuu"; a ja nadal widzę tam jak zwykle siebie, w tym samym miejscu od lat, jadę i patrzę, i może jest to tylko wspomnienie, bo przecież jeździłam własnie tak, na kolanach mojej matki, z dłońmi na oknie i szeroko otwartymi oczyma - po prostu lubiłam patrzeć przez okno, byłam mała, chuda, blada, z wielkim oczami, więc może to tylko gra wspomnień i fizycznego podobieństwa. Prawie jednak czuję ten cichy niepokój, czujność dziecka, który patrzy więcej i inaczej, wilgoć i mgłę, ciężki sen ludzi, zapach stłoczenia i przesiąkniętych nim płaszczy, bo jest albo bardzo rano, albo bardzo późno, bo przecież to paskudny autobus. Oczywiście wiem, że dla Linke wtedy konteksty były inne, że wszystko wpisywał w odległe względem mnie czasy i historię (Stalin w ostatnim rzędzie tuż obok butelki spirytusu w stroju krakowskim - super), mimo to jak upiornym śnie podróż trwa i teraz, i jestem tam. Jadę tym niewybudzonym autobusem, wśród tych wszystkich detali i metafor, precyzyjną kreską naszkicowanych niesamowitości, magii, wizji. Patrzę przez okno ciągle w tym samym geście zastygłej fascynacji i niepokoju. 
      Wśród cudzych słów, jak każdy chyba, instynktownie szukam podobnych do mnie samej kreacji. W obrazach niby łatwiej, ale rzadziej, a jednak własnie tu, od razu zauważam, że patrzę, jadę gdzieś, choć nie zawsze wiem, co widzę przez okno, nie zawsze rozumiem, czemu nie śpię i dokąd zmierzamy, czemu nie zamykam oczu.
      Kiedyś lubiłam także tę różową lalkę, teraz już nie.

B.W.Linke "Autobus"
 






wtorek, 16 grudnia 2014

inauguracja zimy...

... uczyniona przez mojego głupiego, starego kota, ostatecznie przekonuje mnie, że zima rzeczywiście nadciąga; tymczasem czytam "Nocne zwierzęta"  i naprawdę, naprawdę nie wiem, co myśleć, więc nie myślę, nie analizuję; od kilku dni po głowie krążą mi same cytaty lub ich kalki, nienazwane obrazy, hasła, wyprałam się z własnych refleksji, co w sumie jest dość nieprzyjemne, nie mam żadnych słów;



niedziela, 14 grudnia 2014

pokoje bez okien

... gdzieś w głębi każdego wewnętrznego domu, kilka pokoi, wszystko, na co nie chcę zerkać, czego nie chcę słyszeć, pamiętać, przemyśleć, także cudza głucha wściekłość, którą pozwoliłam się obsmarować wczoraj, choć nie miała ze mną nic wspólnego...

sobota, 13 grudnia 2014

Jedyny wiersz Jacka Gilberta, który posiadam


Każdego dnia pod moje okno przychodzi noc.
Poważna noc, jak zwykle przyrzekająca 
wiek i umiarkowanie. I boję się
obowiązkowo, jak zwykle do czasu, aż nie znajdę
trzech serc w swoim łóżku i czegoś w głębi duszy,
co teraz, jak zwykle, mówi mi o Giannie.
I jestem szczęśliwy pośród ciemności,
kiedy moje stopy śpiewają o tym, jak
ona jest gorąca i samotna, kiedy leży
w swoim mrocznym pokoju nad Umbrią,
przez krótki czas i tylko pośród
rajskich kwiatów białych, białych.
Przez całą noc myślę o jej ustach
z lekka otwartych. Pragnę spokojnego
spaceru po Italii jej głowy. To dziwne, ale
na ulicach jej dzieciństwa wcale nie ma turystów.


****

Wstałam rano i wykopałam. Trochę to trwało.
Nie żebym nie szukała innych przetłumaczonych wierszy Gilberta, jest jedna antologia amerykańskiej poezji podobno, ale nie mam do niej dostępu; osobno Gilberta u nas nie przetłumaczono, przynajmniej ja nie znalazłam takiego tłumaczenia, więc zapomniałam o nim, choć przecież spore wrażenie na mnie zrobił ten jeden jedyny wierszy wyjęty z jakiejś powieści, przepisany, upchnięty w notatkach. I nawet coś tam znaczył więcej kiedyś. Ktoś go czytał. Dostawał, robił z niego krajobraz. Wczoraj przyszedł mi do głowy początek, pierwszy wers, bez sensu i bez powodu po prostu się pojawił, więc wydobyłam stare zapiski, a do tego informację o nagrodzie Pulitzera i o tym, że Gilbert już nie żyje. A ja nadal mam tylko Giannę i Umbrię, i noc, która stoi także pod moimi oknami. No to się dzielę tym, co mam, bo tym, czego już nie mam, się nie podzielę, to zostaje tylko dla mnie (mgliste wspomnienie jakiegoś gestu i tego, jaki to miało sens, wtedy, z tym Gilbertem, scena epizodyczna).

piątek, 12 grudnia 2014

Moje miasto nocą

Wieje wiatr, podobno orkan. Wiszące na balkonie doniczki z resztkami nasturcji dzwonią o okno i oczywiście wiem, że powinnam je zdjąć, tak ze dwa miesiące temu, ale nie zdjęłam, bo robienie tego, co powinnam, nie zawsze dobrze mi idzie, mimo to koty mruczą, grzejniki grzeją, coś tam gra w tle, wino się sączy, miasto mi świeci nocą i stłumionym światłem. Właśnie tak.
W nocy śnię, że idę szarymi chodnikami, gdzieś, do czegoś, bez specjalnej nadziei na to, że tam dotrę. I zawsze jestem tylko sobą. I budzę się zmęczona.
"Każdego dnia pod moje okno przychodzi noc" - kto to powiedział? Nie pamiętam, ale przychodzi, i to nie tak, żeby to była zła lub niedobra wizyta, bo po prostu przychodzi i budzi mnie. I nie wiem, dokąd idę po tych chodnikach, nie wiem, co mi się śni.



czwartek, 11 grudnia 2014

"pokażę ci garaże pełne marzeń", street art, cz. 12


garaże oglądane na wiosnę i teraz trochę, u splotu Jaskółczej i Ptasiej, lubię tam łazić, jest w nich życie, ciągle się zmieniają, co oczywiście jest czymś dobrym