niedziela, 30 kwietnia 2017

Mała Mi poleca (J.K.Rowling "Harry Potter i Kamień Filozoficzny")

Mała Mi w zachwyceniu pochłania kolejne tomy Harrego Pottera, czyta godzinami z zapałem godnym podziwu, z pokoju dochodzą tylko śmiechy i westchnienia, no i od czasu do czasu sygnał, że powinnam się wybrać po nowy tom, na fali tego szału Mała Mi z namaszczenie pożyczyła mi pierwszy tom serii, zatem czytam, książka jest dobra, dobrze napisana, spójna, prostym, ale nie prostackim językiem, z fantazją, wyraziste postaci, prawdziwie zabawne dialogi, lekkość, nienachalna, ale wyrazista dydaktyka i pozytywne wartości, bardzo uniwersalna tematyka, kawał dobrego pisarskiego warsztatu za tym stoi, przyznam, że czytam z przyjemnością, urokliwy i wartościowy piękny świat magii

J.K. Rowling "Harry Potter i Kamień Filozoficzny")
"Zawsze nazywaj rzeczy po imieniu. Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą."

"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."

sobota, 29 kwietnia 2017

"Tak mało wiemy o sobie nawzajem" (Ian McEwan "Amsterdam")

mam tę powieść od czasów studiów, ale jakoś póki co nie złożyło się, by do niej sięgnąć, aż do teraz, jest to McEwan bardzo typowy, jak zawsze przede wszystkim moralista i psycholog - opowieść jest w sumie o mężczyznach, choć gdzieś w jej tle oczywiście jest kobieta, zazdrość o nią, o jej wdzięk, ale tak naprawdę chodzi o mężczyzn i o śmierć, o przyjaźń i nienawiść, zaułki etycznych wyborów, wszystko napisane elegancko, jak to zwykle u tego pisarza, to mocno przemyślana historia, intelektualnie interesująca i jak zwykle - podziwiam, szanuję, doceniam, ale bez pełnego zachwytu, nie wiem czemu, może chodzi o ten chłód taktycznej, planowej powieściowej konstrukcji? to taka specyfika McEwana chyba, subiektywną sprawą jest, czy kogoś to porywa, czy nie; ale to rzeczywiście jest dobra powieść - oczywiście;

Ian McEwan "Amsterdam"

piątek, 28 kwietnia 2017

wielka nieobecna, czyli ja

Jest dziś absolutorium, a ja kompletnie chora i nie ma mnie na nim, pierwszy raz od 8 lat nie pożegnam maturzystów i nie odbędę z nimi rytualnego after party, trochę mi przykro. I jakoś tak dziwnie. Jakbym wyszła z domu i nie domknęła za sobą drzwi. Poza tym to ostatnie TAKIE absolutorium, z pompą i technikowymi klasami na pierwszym planie, od przyszłego roku nasze szkoły są osobne i absolutorium dla liceum będzie zapewne kompletnie inne, znowu widzę jak coś dzieje się ostatni raz, kolejna zmiana, kolejna inność, sezon zmian trwa kolejny już rok.
Żegnajcie maluchy. Najbardziej godną pamięci osobą w tym roczniku jest Krzyś - pracowity człowiek i szlachetna dusza, jestem dumna, że mogłam go uczyć.



czwartek, 27 kwietnia 2017

między nami dziewczynami

spotkanie w czekoladziarni z moimi ulubionymi, prawie utraconymi już z powodu pracowych roszad koleżankami, rany... jak przyjemnie i dobrze jest pogadać z kobietami, które mnie znają i rozumieją, które ja znam i rozumiem, do tego czekoladki, finezyjne herbatki, lody... strasznie fajnie było i jakoś przyniosło mi to ulgę, pociechę i wiele ogólnie pojętej fajności



środa, 26 kwietnia 2017

"co mam zrobić?!" ("Klient")

wspaniała psychodrama, a przy tym film niezwykle uniwersalny, bo niby dekoracje irańskie, ale historia mogła się zdarzyć wszędzie, napadnięta kobieta, zrozpaczony mąż, pragnienie zemsty, miłość i żal, przemoc i bezradność - jest to obraz niejednoznaczny emocjonalnie i moralnie, a przede wszystkim świetnie inteligentnie wykonany, bardzo mi się to podobało, cała ta gra niedopowiedzeń, zwłaszcza to, co zostaje w domyśle i elegancka emocjonalna powściągliwość, do tego dynamiczne, zmienne interakcje i w tle trwające próby do przedstawienia "Śmierć komiwojażera", które wspaniale towarzysza głównemu wątkowi, punkt kulminacyjny ma ślepe zaułki, pewne przeciągnięcia, ale jako całości jest to kawał dobrego kina i aktorstwa

wtorek, 25 kwietnia 2017

jestem głupim człowiekiem

straciłam czujność i podobnie jak kilkadziesiąt innych osób dałam się zmanipulować dziś jak małe dziecko i pozwoliłam by moim rękoma zrobiono komuś nawet nie tyle krzywdę, co dotkliwą przykrość, za późno się zorientowałam, po prawdzie tez nie mogłam uwierzyć w tak niczym nieuzasadnioną, bezsensowną podłość, teraz otrzepując się ze wstrętem z błocka i niesmaku, przepraszam za moje gapiostwo i patrzę, jak by tu się temu paskudztwu przeciwstawić i coś wymyślę... tymczasem fragment powieści Żulczyka, pokazywałam go już, ale tak straszliwie pasuje, że ku pamięci zajrzałam do niego jeszcze raz, bo jestem głupim, durnym człowiekiem, no jestem...

J. Żulczyk "Instytut"

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

autoanaliza Małej Mi

Mała Mi miała zwizualizować w szkole swój stan ducha i umysłu, i zwizualizowała....
że się boi pająków - wiem, że ma kryzysy egzystencjalne (świat się skończy, nic nie ma sensu) - wiem, że kocha rodzinę - wiem, że lubi ludzi - wiem, że matma jest najważniejsza - wiem, ale depresja? buty mi spadły..... pełna niepokoju spytałam, co znaczy ta depresja i... tako rzekła Mała Mi: "To wtedy jak się zamykam w sobie i myślę, po co?, dlaczego? porządna depresja nigdy nie jest zła, jak sobie raz wymyślisz wszystkie złe myśli, to potem masz spokój na tydzień" - ponownie buty mi spadły....




niedziela, 23 kwietnia 2017

"Musisz przejść całą drogę. Każdy inny sposób jest za trudny" (Ron McLarty "Pamiętam jak biegłem")

Przeczytałam właśnie książkę, która jest po prostu przyjemna i robi człowiekowi dobrze, technicznie nie jest to arcydzieło, choć rzecz napisana całkiem sprawnie i lekko, być może nawet miejscami jest to powieść naiwna, ale.... mimo wszystko cały ten świat, te wydarzenia, emocje, bohaterowie sprawiły, że przyjemnie mi się w tym wszystkim było, może po prostu dawno nie czytałam książki o tym, że choć życie bywa trudne, pełne żalu i cierpienia, to w gruncie rzeczy człowiek ma taką zdolność, żeby się podnieść, zregenerować, przetrwać i co więcej ludzie, których spotykamy częściej są w porządku niż nie w porządku, pomyślałam sobie nawet, jakie jest to niezwykle bliskie pisaniu A. Camusa i temu optymistycznemu przekonaniu, że "W ludziach więcej zasługuje na podziw niż na pogardę", pomyślałam o filmie "Niezwykły przypadek Benjamina Buttona" i o "Ani z  Zielonego Wzgórza", na której wyhodowałam sobie skłonność do takich optymistycznych przeświadczeń o człowieku i świecie. Podoba mi się w tej powieści to, że nie ma w niej jednoznacznego wyrokowania o niczym, nie ma nieomylnych recept ani idealnych postaci. Jest za to sporo klęsk, często druzgoczących, a przecież pomimo tego wrażenie ogólne z całości jest takie, że życie bywa piękne. Każdy czegoś szuka i każdy robi to po swojemu, jednym się udaje, innym nie i tu znowu jest egzystencjalizm, bo chyba bardziej liczy się to próbowanie, samo aktywne szukanie niż to, czy zawsze odniesiesz bezapelacyjny sukces. Jakoś tak mi się cieplej po kościach zrobiło... i moja własna naiwność zapukała do mnie gdzieś od środka, co w sumie jest miłe i...no właśnie, przyjemne. Jednak trzeba biec, zamiast się okopywać.




*******

"(...) przenigdy nie będę podejrzliwy. Głupi to pewne. może śmieszny i dziwny, ale nie będę wszędzie wypatrywał nikczemności. Mówię poważnie."

*******

"(...) widzę chłód w wielu rzeczach, których nie rozumiem."

sobota, 22 kwietnia 2017

tymczasem choruje człowiek

Mała Mi przywlokła zarazę i dostałam ją ja, chorujemy, leżę i dogorywam, pies jest zachwycony, potomek usiłuje się mną opiekować, co jest godne podziwu oczywiście, a ja tylko chcę trochę spokoju, żeby to odespać, pocę się jak stary koń na zapleczu rzeźni, pogrążona w dziwnym pół-letargu pół-śnie, rzeczywistość mi się rozwarstwia, ale nic to, do poniedziałku trzeba się podźwignąć, póki co wyglądam jak upiór, a koty zaglądają do mnie co chwilę, czy nie zdycham



piątek, 21 kwietnia 2017

czwartek, 20 kwietnia 2017

luksusowa półka na kota intelektualistę

nie mam gdzie kłaść książek, ale kot potrzebował przestrzeni na refleksję, więc dostał ją na ostatnich wolnych półkach i teraz wygląda tam dostojnie i abstrakcyjnie, a pies mu zazdrości. a jednak przewrotnie mój dom jako całość zyskał, kot śpi z pyskiem na Bułhakowie, wszystko się zgadza


środa, 19 kwietnia 2017

tysiąc porzuconych rękawiczek (szara w błękitne paski)

jest wyjątkowo zimny kwiecień, przytłacza mnie ta pogodna, ciągle marznę, aż mam sine palce i trupie paznokcie, ludzie znowu noszą i gubią rękawiczki, pada deszcz, a ja ulegam temu nastrojowi, i chyba jest tak, że nie umiem zapanować nad tym kwietniem, dopiero co straciłam z własnej woli pół litra krwi, przy okazji okazało się, że mam zaskakująco dobre wyniki morfologii, jak widać sport to rzeczywiście zdrowie, a stan ducha niewiele ma wspólnego ze stanem ciała, ostatnio straciłam też książkę Myśliwskiego, zgubiłam, zupełnie jak "Całując ul" Carrolla, zbyt pochopnie pożyczyłam i poszło.... a przecież w gruncie rzeczy nie znoszę pożyczać moich książek, chyba mam teraz taki czas, ciągłych strat i zakończeń, może jest coś takiego w układzie planet, co właśnie ku temu wszystko popycha i chyba dlatego te rękawiczki tak ciągle zauważam, książki, ludzie, miejsca, pracowe niuanse, długopisy - od dłuższego czasu wszystko mi się gubi

wtorek, 18 kwietnia 2017

czarna, czarna komedia ("Małżeńskie porachunki")

Śmiałam się, szczerze, nie zawsze wówczas, gdy śmiała się reszta sali, ale liczy się śmiech, 
komedia czarna, oj mocno, mocno czarna, ale rzeczywiście zabawna w niegłupi sposób, zwłaszcza dla ludzi w długoletnich związkach, którzy mają do nich dystans - w sam raz, także dla Europejczyka pomnego na europejskie stereotypy narodowościowe - całkiem ok, do tego rozbrajający Marcin Dorociński, który zagrał w tej duńskiej produkcji Rosjanina - zaskakująco fajny i autentyczny, choć wizerunek człowieka ze Wschodu, który miał kreować jest mocno sztampowy, uznając jednak, że jest on taki dla efektu komicznego całości można go zaakceptować, komedia porusza wiele tematów, które można by określić jako swego rodzaju społeczne tabu, ale czyni to ze smakiem, z wyczuciem nawet, film prawdziwie zabawny i niegłupi.


- Myślisz ciągle o seksie, bo go nie masz. Gdybyś był w łodzi podwodnej i kończyłby się tlen, myślałbyś cały czas o oddychaniu. One tego nie rozumieją,że dla nas to jest jak oddychanie. Penis jest jak trzecie płuco. 

******** 

- To równouprawnienie. Możemy być skurwysynami tak jak oni.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

biegłam, biegłam i biegłam

spałam dziś do południa, jakbym straciła przytomność, nieprzerwanym, głębokim snem, potem postanowiłam, że muszę wstać, choć była taka część mnie, która mówiła: Nie wstawaj, zakop się głębiej, bardziej... - mimo to postanowiłam wstać i wyjść, zrobić coś ze sobą, więc pobiegłam przez las i długo tak biegłam, dość długo, by czuć jak wszystko we mnie dygocze, jak boli mnie ten wysiłek, być może rzeczywiście nie ma takich rozterek, których nie da się rozwikłać w trakcie kilkunastokilometrowego biegu, a jeśli są, to widać pozostają nierozstrzygalne, przemyślałam to, co było możliwe do przemyślenia, resztę odłożyłam na mocno odległe "kiedyś"; biegnąc, otrzepałam się jednak trochę z moich przygnębień, niepokojów i gryzących myśli, w lesie wszystko jest teraz wściekle zielone i pełne słońca, co sprawia, że mimowolnie myślę sobie, że życie jest albo przynajmniej bywa piękne, biegowe endorfiny też nie są bez znaczenia, jest lepiej, jest inaczej, w każdym razie wstałam

niedziela, 16 kwietnia 2017

cierpkość

wyprawiłam dziecko z domu, aby pobyło z drugim rodzicem, jak zawsze sam proces wyprawiania był średnio przyjemny, w porywach do stresujący, ale to nieważne, bardziej doskwiera mi to, że nagle też zrobiło mi się w domu za cicho i przytłoczyła mnie taka świąteczna samotność, być może właśnie do tego powinnam się przyzwyczaić, a mimo tego zrobiła mi cię cierpko i trudno, w którym momencie moje życie skręciło w takim kierunku? przecież to nie miało być tak, nie miało, ale jest;


sobota, 15 kwietnia 2017

"To tylko gra, nie warto się smucić." (Su Tong "Zawieście czerwone latarnie")

"To tylko gra, nie warto się smucić. Jeżeli grasz bardzo dobrze, możesz oszukać innych, ale jeżeli grasz źle, oszukujesz tylko siebie."

Su Tong ("Zawieście czerwone latarnie")
kiedy kilkanaście lat temu obejrzałam film "Zawieście czerwone latarnie" byłam nim kompletnie oczarowana i długo nie mogłam o nim zapomnieć, są filmy które się zacierają, przepływają przez pamięć, ale ten mi został, może to ten przejmujący tragizm? może to tylko fakt, że to piękna historia, i jeszcze ta muzyka, ta groza, rozpacz, piękno czerwonych latarni i chińskiej architektury, azjatycka powściągliwość w okazywaniu emocji, za którą jednak domyślać się można piekła, które jest, które tam istnieje, to był film niesamowity; wiele lat później kupiłam powieść o tym samym tytule, która stała się inspiracja dla powstania filmu, przyznać muszę, że bez obrazów i wrażeń zapamiętanych z ekranizacji sama opowieść nie przemówiłaby wystarczająco do mojej wyobraźni, być może nawet nie wychwyciłabym jej do końca, nie wybrzmiałaby mi, tym razem bowiem film przerósł literaturę, choć powieść Su Tonga jest utworem interesujących, to film ma większy rozmach, większą przestrzeń oddziaływania na wyobraźnię, co w przypadku tej historii jest nie do przecenienia

****

początek XX wieku, młoda zubożała Chinka zostaje "wydana za mąż", jest czwartą konkubiną bogatego 50-latka... tak to się zaczyna, a potem jest wszystko, zazdrość, nienawiść, miłość, szaleństwo, samotność, upokorzenie, zdrada, przyjaźń, zemsta, strach, namiętność, rozpacz, okrucieństwo i bezradność cały kocioł kipiących emocji, a wszystko dyskretne, delikatne, subtelne, namalowane jednym gestem, słowem, a nawet jego brakiem



"Mam tylko jedno serce i ono czuje niezmiennie tak samo. (...) Ono jest jak ruchome piaski, bardzo trudno mu się skupić w jednym miejscu."

******

"Tylko jedno tchnienie dzieli ludzi i duchy. Ludzie to duchy, a duchy to ludzie."

piątek, 14 kwietnia 2017

wariacje o niepamięci, śmiechu i miłości (M.Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia")

Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
Czytam sobie Kunderę, powieść starszą ode mnie o rok, dotąd nieczytaną, ale świetną przecież, cała jej konstrukcja, pomysł, tematyka, wielowątkowość, która umiejętnie zaziębia się w drugich dnach i metaforach, biografizm i fikcja, polityka i przestrzenie więcej niż osobiste, romantyzm i erotyka, sztuka i proza życia - wszystko tu jest, a mimo to nie ma chaosu, jest przemyślana kompozycja, jest nieuchwytne, ale oczywiste wyrafinowanie. Powieść o stracie, tak naprawdę jest to powieść o stracie. Czytałam z przyjemnością.

Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
 *********
Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
 **********
Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
 ******************
Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
 ***********
Milan Kundera "Księga śmiechu i zapomnienia"
 ***************

"(...) miłość jest ustawicznym spowiadaniem. Tak, nie znam lepszej definicji miłości."

czwartek, 13 kwietnia 2017

szablon i napisy pod skórą mego miasta (zrujnowane kamienice na ul. Sowińskiego, ZG)

jest taka mała uliczka, zupełnie boczna, zapomniana i mało uczęszczana, stojące tam kamienice są mimo to niezłym stanie, niektóre po niedawnym remoncie, odmalowane, ładne, ostatecznie to jednak centrum miasta, wyjątkiem są dwie małe zrujnowane kamieniczki, które trzymają się chyba już tylko na sile przyzwyczajenia, z którą lgną do siebie ostatnie z ocalałych cegieł, nikt chyba już nad tym nie czuwa, przez wybite okna można z łatwością zajrzeć czy nawet (sądząc po śladach) wejść do środka, na jednej z nich znalazłam piękny szablon, a na drugiej ślady poniemieckich napisów, chyba nie do odczytania, przynajmniej dla mnie, ale są i może to na nich ten budynek jeszcze się trzyma, jak by to absurdalnie nie brzmiało; takie domy bez okien wyglądają jak człowiek z wybitymi zębami - jakoś niepokojąco, od razu wiadomo, ze coś jest mocno nie tak, i jak zawsze żal mi umierania tych domów, tym bardziej, że okolica nie wskazuje na konieczność tej powolnej śmierci; kto tam mieszkał, żył, oddychał, czego chciał, i na co miał nadzieje, komu te domu dawały schronienie, a dla kogo były tylko zamknięciem i czemu tu i teraz nie ma to już żadnego znaczenia? 
egzystencjalizm? trochę tak, jak zawsze, w mrocznych dekoracjach - jakieś rozpaczliwe piękno jednak, a między kamienicami, rzecz dziwna - wyrosła i jest brzoza, kompletnie nierokujące na przyszłość miejsce sobie wybrała ta brzoza, prawie jakby już lewitowała w powietrzu, a jednak rośnie, zieleni się na wiosnę i jest sobie między murami dwóch umierających domów, takie trochę nierozsądnego, upartego życia








środa, 12 kwietnia 2017

kim jestem, kiedy mówię o mojej ulubionej bajce? ("Piękna i Bestia")

Każdy ma swoją ukochaną bajkę, która go obnaża, moja mama najbardziej lubi Kopciuszka, a ja uwielbiam Piękną i Bestię, od zawsze, więc zabrałam dziś Małą Mi na fabularną wersję, ale zrobiłam to przede wszystkim dla siebie, bo uwielbiam tę opowieść, jest to mocno klasyczna Disneyowska wersja, nie zamierzam zresztą oceniać, bo nie o to tym razem chodzi, myślałam dziś, czemu tak lubię tę bajkę, czemu to ona jest moją ulubioną, chyba wiem, wiem to od bardzo dawna, znam siebie wystarczająco, by to rozumieć, wiem aż za dobrze, co mnie w tej opowieści uwodzi. Oczywiście nie powiem o tym nikomu, czemu miałabym mówić? Chciałam tylko napisać to jedno, że byłam na "Pięknej i Bestii" i było jak zawsze świetnie, smutno i pięknie.

wtorek, 11 kwietnia 2017

tysiąc porzuconych rękawiczek (po sezonie)

wielgachna męska rękawica - jest po sezonie i trudno się w ogóle domyślić, skąd się wzięła na poboczu ulicy - samotna i porzucona w czasie, gdy nikt już rękawiczek nie nosi, bo za ciepło, bo przecież kwiecień i wiosna; jedno jest oczywiste - wielgachni mężczyźni o wielgachnych dłoniach też gubią rękawiczki, zatem problem porzuconych na zatracenie rękawiczek jest ponadczasowy i uniwersalny, zupełnie jak śmierć, wojna czy miłość


poniedziałek, 10 kwietnia 2017

magnolie

znowu kwitną magnolie, co roku o czymś mi to przypomina, o czymś starym, ocierają się o mnie dawne i mocno wyblakłe wspomnienia, kiedyś lubiłam samo to słowo "magnolia", ale nawet nie wiedziałam, jak rzeczywiście wyglądają magnolie, a potem... od wiosny 2004 roku zapamiętałam je na zawsze, zobaczyłam wtedy magnolie z Arlington, drzwi z Gruzji, znalazłam zaskakująco skuteczne malajskie zaklęcia - taki zestaw i nawet nie wiedziałam wówczas, że zachowam to wszystko na zawsze i co roku na wiosnę będę o tym myślała


niedziela, 9 kwietnia 2017

rozbłyski

Czasami w rzeczywistości pojawiają się szczeliny i rozbłyski, takie drobne momenty, gesty, słowa, wydarzenia, wizerunki lub tylko ich strzępy, przez które coś ulega odmianie - czasami na niby, czasami na serio i jest to zawsze albo gra znękanej wyobraźni albo genialne przeczucie, nie ma środka, nie ma nic pomiędzy; w efekcie robi się klarowniej, to, co miało niedookreślone kontury, zyskuje ostrość, to czego nie umieliśmy dostrzec czy nazwać, zyskuje wyrazistszy kształt, pojawiają się odpowiedzi czy raczej niewypowiedziane przeświadczenia dotyczące pytań, których nawet nie umiało się do końca sformułować ani wydobyć; i zdarzyło mi się ostatnio takie światło po oczach.... pierwszy raz tydzień temu, zobaczyłam zdjęcie, na nim małe dziecko o wielkich czarnych oczach, przypomniałam sobie, że byłam kiedyś takim dzieckiem, ale tylko mnie to zdezorientowało, zawahałam się w swoich ocenach i zamierzeniach, nie umiałam określić, o co mi chodzi, zepchnęłam więc na bok to wahanie, tę obawę, która z niego wyrosła, ale potem drugi raz, kilka dni temu, jakby otarł się o mnie czas i zakrzywiła mi się na moment przestrzeń, jakby ktoś spojrzał mi w oczy prawie siłą kierując ku sobie moją twarz, było kilka słów w książce, mówiący pies, potem proste dialogi... i nagle pomyślałam sobie.... no rzeczywiście, przecież to chyba jest właśnie tak, po prostu tak być powinno, jak mogłam wcześniej tego nie zauważać dość jasno, by wiedzieć, o co chodzi? trzeba poczekać tylko i sprawdzić, ostrożnie i cierpliwie odsiać, czasami wszystko to, co łagodne i powolne, czyli tak naprawdę takie jak lubię i jak potrzebuję zapewne, jest odpowiedzią, muszę przestać tupać, miotać się, gniewać na świat, choć zbyt wiele rzeczy mnie oblegało ostatnio, nadal oblega zresztą, zaczęłam szukać poza sobą czegoś, czego poza sobą, poza swoimi ramami nie znajdę, muszę być wierna sobie, jak by to tandetnie nie brzmiało, swoim przeczuciom, najgłupszym idealizmom, nawet tym prawie niemożliwym. Bo przecież to jest tak. Tak mi błysnęło - złudzenie czy prawda? prawda czy złudzenie?

sobota, 8 kwietnia 2017

rozkwit i chorowania

jest wiosna do nieprzyzwoitości, staram się ją zauważać, jak zawsze, ale tymczasem choruje Mała Mi i to jest prawdziwy kłopot, dawno nie była tak chora, zamartwiam się oczywiście, więc niby kwiatki wokół, ale tak naprawdę ciągle myślę, że mam chore dziecko, miałam dziś pobiec półmaraton i nie pobiegłam, co jest oczywiste, bo przecież siedzę w domu i pielęgnuję najważniejsze ze znanych mi żyć, zamartwiam się i czuję się winna, bo powinnam to przewidzieć, zapobiec, wszystko robić lepiej, zawsze tak mam, gdy Mała Mi choruje




piątek, 7 kwietnia 2017

"Siebie przecież nie zna się, siebie tylko się odczuwa". ("Pałac" W. Myśliwskiego)

Mam poczucie, że Myśliwskim można się albo fascynować i wielbić piękno tych jego cudownych zdań albo w ogólnie go nie rozumieć i nudzić się jego postrzeganiem świata, ja jestem chyba gdzieś pomiędzy. Podziwami rzemiosło, postrzeganie świata mnie zachwyca, ale czasami.... czytam i czuję znużenie jednostajnością, która bywa jednocześnie piękna i potoczysta, a zarazem usypiająca i przejmująco smutna. "Pałac" to rzeczywiście jakieś szaleństwo kreatywnej wyobraźni, w opustoszałym pałacu ostatni sługa, który nie uciekł przed zbliżająca się wojną wchodzi do pałacu, siada w fotelu swego dotychczasowo "dobrodzieja" i staje się panem, staje się arystokratą, staje się "pałacem" we wszystkich metaforycznych przejawach tego słowa i staje się poprzez to każdym z jego mieszkańców i gości, tożsamość niepozornego sługi rozrasta się o nieorganiczną wyobraźnię i przestrzeń cudzego, a przecież nadal jego własnego doświadczenia. Jest w tym coś niesamowitego. Chór tożsamości zgromadzony w jednym człowieku. Podziwiam i jakoś rzeczywiście pochłania mnie to.

Wiesław Myśliwski "Pałac"
******
Wiesław Myśliwski "Pałac"
*******
Wiesław Myśliwski "Pałac"
*******
Wiesław Myśliwski "Pałac"
******
Wiesław Myśliwski "Pałac"
********

Wisław Myśliwski "Pałac"

*******

"Nie zostało nic we mnie prócz smutku. (...) Nie stać mnie już i na żal."

"Takie obłąkanie wesołością, że aż nieraz sam sobie zadaję pytanie, jakaż rozpacz kryje się w ludziach, że tak łatwo wesołość ich porywa."

"Pamiętaj, że tylko wielkie uczucie rozgrzesza człowieka z istnienia."

czwartek, 6 kwietnia 2017

jeże, koty i ja - bajkowe bieganie








biegałam dziś wieczorem po parku, co jakiś czasu tuż obok przetuptywały jeże, "cześć jeżu" - mówiłam do nich za każdym razem, a one zerkały na mnie nieufanie i biegły dalej, do tego koty, wszelkiej maści przemykające lub przyczajone, zapatrzone w mrok, świecące oczami w tym mroku, zaskakująco pewne siebie i spokojne, bo w nocy to one wszędzie są u siebie, a ja jestem gościem, było to jakieś przedziwne, bajkowe i nierzeczywiste bieganie, prawie wcale nie było ludzi ani zazwyczaj towarzyszących im tu psów, tylko te nocne zwierzęta, półmrok latarni, z których co chwilę któraś się psuła i przygasała lub nagle rozbłyskała jaśniej i mocniej, biegłam jakby mi się to śniło, jakby to nie było naprawdę


środa, 5 kwietnia 2017

"Chcesz powiedzieć, że mój syn jest gorszy od twojego?" (w TL)

- Śpisz?
- Już nie.
- Modlisz się? 
- Jeszcze nie.


byłam w teatrze na kameralnej sztuce, która miała dotykać konfliktów w Syrii zogniskowanych wokół Aleppo, rzecz zatem więcej niż aktualna i współczesna; reżyser jest zarazem autorem sztuki, która może nie jest wybitna, ale jest rzetelna na swój sposób i dobrze pomyślana, troje ludzi, którzy utknęli w starej bibliotece, czekając na szansę, by dostać się do ogarniętego konfliktami Aleppo, każdy czegoś pragnie, do czegoś dąży, każdy coś ukrywa, kogoś szuka, coś utracił, w tle tuż za murami wojna, giną ludzie, leje się krew, strzępy opowieści docierają do widza poprzez doświadczenia postaci zmuszonych do koegzystencji w jednym miejscu, do dogadywania się, choć każde z nich jest innej narodowości i nikt nikomu do końca nie ufa, dla mnie była to głównie opowieść o ludzkim losie, o tym, jak jesteśmy uwikłani w rzeczy od nas niezależne, ogólnie rzecz biorąc była to sztuka ciekawa, przede wszystkim mocna aktorsko, z ciekawą scenografią, przebitkami masowej kultury współczesnej (w formie projekcji) gładko wplecionymi w sztukę; w fabule były jednak pęknięcia, niekonsekwencje, zaś zakończenie wydaje się urwane, niedopowiedziane i niepełne, jakby brakło na nie pomysłu, także postaci napisane są nierówno, żeńskie role są zdecydowanie lepsze  i wyrazistsze, bardziej wielowymiarowe niż rola męska, z drugiej strony jest to sztuka istotna, która znaczy, którą trzeba docenić jako głos o problemach świata i ludzi dziejących się tu i teraz


wtorek, 4 kwietnia 2017

zazdrość i żal

Przeczytałam:

"93-letni Anglik, Wilf Russel, bohater II wojny światowej zmarł w domu opieki 29 marca o 6.50. Miał demencję, przestał poznawać swoją żonę, z którą był 71 lat. Małżonka zmarła zaledwie 4 minuty po jego śmierci."

I nie wiem, czy za tym komunikatem stoi jakieś piękne życie, czy może chodzi o to, że jest to piękna śmierć i może właśnie tylko tak należałoby umierać - tak sobie pomyślałam i zganiłam się za tę myśl, bo przecież nic nie wiem ani o tych ludziach, ani o umieraniu. Nie mam więc prawa do żadnej zazdrości czy wartościowań, i tylko jakiś żal i niepokój, które się z tym moim myśleniem kryją są rzeczywiście moje.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

rzeżucha

posadziłam rzeżuchę, co znaczy, że czekam już na święta, jakiś przedziwny spokój wkrada się w moje niepokoje, może to słońce, może to ta zieleń, która nagle wybucha z roślin, bo nagle wraca mi balans i równowaga w całym tym chaosie, który przecież jest i trwa, sporo czytam i wybaczam sobie niecierpliwość, wybaczam sobie moje wahania, czasami to zupełnie starczy, że umiem sobie odpuścić, darować, że jestem tak biegunowo odległa od perfekcji i to nadal jest całkiem w porządku


niedziela, 2 kwietnia 2017

pewnemu psu....

....dziękuję za to, że jest dla mnie za dobry i za wyrozumiały, jak to zwykle psy, które są znacznie (tysiąckroć) lepsze dla nas ludzi niż na to zasługujemy, dzięki za poranne skakanie, za smutek, kiedy wychodzę i dziką radość, kiedy wracam, dzięki za nocne powarkiwania i zabawy rano, bo strasznie pocieszny jest mój szalony pies, nie wiem, jak mogłam go nie mieć.... i dziś własnie, kiedy czułam się zagubiona, a czułam się tak rzeczywiście, nagle i niespodziewanie, popatrzyłam na psi pysk pełen niepokoju i troski, i uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze, tylko dlatego, że mój pies wydaje się o tym przekonany...