wtorek, 31 marca 2020

okno z widokiem na śnieg

coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że nasz świat się kończy, i to wcale nie jakąś apokalipsą, ale stanem pewnego wyczerpania, które wprowadza chaos... 
za moim oknem kwitnie stara wiśnia, co roku z tym samym uporem obsypuje się kwiatami, by potem wydać niejadalne owoce, dziś zobaczyłam jak otacza ją  pierwszy w tym roku śnieg, białe kwiaty i biały śnieg, coś się znowu zaburzyło, a ja mogę tylko patrzeć - z niepokojem, który jest prawdziwy i niemal atawistyczny, ale bez zdziwienia, które byłoby przecież nieszczere


poniedziałek, 30 marca 2020

prawdziwa groza (Jakub Żulczyk "Świątynia" 17/52)

"Świątynia" zaczyna się jak romans dla nastolatków, jest sobie dziewczyna, Anka - odbiorcom znana już ze "Zmorojewa" - trochę zbuntowana, trochę z boku, ma jednak przyjaciółki, szkołę, jakichś tam rodziców, przeciwko którym się buntuje, nagle w szkole pojawia się tajemniczy i przystojny chłopak, robi na niej wielkie wrażenie, szybko okazuje się, że wzajemne, no i się zaczyna.... zauroczenia i miłości... spacery i pocałunki.... łzy i nadzieje.... fabularnie to ładnie wyszło, ale jako opowieść mnie nie porywało. W końcu jednak akcja się zagęszcza: telewizja i inne media donoszą coraz częściej o tajemniczym uzdrowicielu - Adamie Kropińskim, który leczy ludzi prowadząc własny program w TV i który chce stworzyć świątynię, by szerzyć dobro. Oczywiście nikt nie wie, że jest on sterowany przez Wypalonego, chorobliwie ambitnego demona ze świata Ciemności. Ukochany Anki - Damian okazuje się być tymczasem postacią znacznie bardziej skomplikowaną niż się wydawało, a jego najbliżsi przyjaciele mogą przerażać i konsekwentnie przerażają, tak sobie wyobrażałam dorastające dziecko Rosemary, a tych tutaj jeszcze jest dwójka - Eryk i Lidka. Akcja coraz bardziej zagęszcza się wokół Anki i to, co było początkowo powieścią obyczajową szybko staje się pełnokrwistą powieścią grozy, no i wreszcie pojawia się Tytus, Powiernik światła, kluczowy w "Zmorojewie", nadal zakochany cielęco w Ance, nadal ironiczny, niepewny, ale psychologicznie świetny. Tytus wie i czuje, że ciemność chce się przedostać do świata ludzi i że w ośrodku tego wszystkiego jest Anka, która ma go zwabić w pułapkę. Mimo to  gotów jest jej ruszyć z odsieczą całkiem sam, tymczasem towarzyszy mu przebojowa Aneta, przyjaciółka Anki, bardzo pyskata, pewna siebie dziewczyna wprost z blokowiska i jego przyjaciel, nerd Pitoń. Wracają też niektórzy inni bohaterowie z pierwszego tomu, szczególnie ważny jest śledczy Rudziak i babcia Tytusa, każde z nich odegra znaczącą rolę w rozwoju wydarzeń, są to także najciekawsze, wręcz wzruszające postaci dorosłych, bo poza tym w fabule dominują przecież nastolatki.

Fabularnie "Świątynia" (po przebrnięciu przez mocno przewidywalny romans we wstępie) jest świetna - wciągająca i nieprzewidywalna. Z jednej strony pełna fantastycznej grozy, z drugiej mocno osadzona w realiach współczesnego świata, który wierzy naiwnie medialnym przekazom kreującym rzeczywistość. Brakowało mi w tej powieści jednak bardzo baśniowości oraz postaci związanych z jasną stroną mocy. "Świątynia" w zasadzie ukazuje świat ludzki, który stał się podatny na zło, który niemal sam się na nie otworzył i trochę przez to brak w tej wizji rzeczywistości równowagi. Bardzo natomiast podobała mi się zmiana perspektywy, z której ukazywano przebieg wydarzeń. Początkowo dominuje Anka, później Tytus, ale poznajemy też wspomnienia i motywacje Damiana, wnikamy w myśli Wypalonego oraz śledzimy zmiany, których doświadcza demoniczna Lidka. Do głosu na chwilę dochodzi też babcia Tytusa, pełen rozterek detektyw czy oszukiwany przez mroczne moce uzdrowiciel oraz kilka postaci epizodycznych. Psychologicznie jest to więc powieść bardzo bogata, buzująca od emocji i doświadczeń różnych postaci, które doświadczają kontaktu ze złem. I przyznam, że dobrze mi się przez tę powieść płynęło, a przez ostatnie 200 stron to już raczej niecierpliwie biegło.... 

Przyznam, że "Zmorojewo" urzekło mnie bardziej jako spójna wizja dobra i zła oraz świata ludzi, który tkwił gdzieś pomiędzy nimi, ale za to "Świątynia" bardziej mnie przeraziła i to nie jedynie dzięki gęstej od strachu grozie jak z powieści Kinga, ale też dzięki temu, że opisywała nie tylko fantastyczne potwory chcące wyrwać się do świata ludzi, ale także zupełnie przyziemne ludzkie szaleństwo i zło, które w naszym tu i teraz wydawało mi się prawdopodobne i możliwe. Naiwna wiara w media i ich przekazy, ślepy fanatyzm, życzeniowe myślenie o świecie, chciwość, zawiść, egoizm, bezmyślność, plotkarstwo, okrucieństwo lub obojętność wobec innych i wreszcie skłonność do bezzasadnej przemocy, której jedynym motorem jest personalna frustracja i gniew... wszystko to możliwe, wszystko to jakby tu i teraz... i to jest prawdziwa groza. Oczywiście są też w "Świątyni" pozytywne wartości, przede wszystkim lojalność i przyjaźń, miłość, oddanie, odwaga, zdolność do poświęceń i trochę nawet im się udaje ocaleć z zalanego czarną mazią świata... trochę, bo powieść nie ma zakończenia, jej akcja pozostaje otwarta, co oczywiście sprawia, że czekam na 3 tom o Tytusie Grójeckim, czekam na jakieś bardziej jednoznaczne rozstrzygniecie.

Jakub Żulczyk "Świątynia"


niedziela, 29 marca 2020

wiosna mniej więcej

zauważam z trudem, że jest wiosna, bo jakby w tym roku wszystko mi tę wiosnę zabiera, ten wirus, nieuchronne zamkniecie w domu, niepewność co do pracy, pewna emocjonalna pustynia, na której trochę żyję, a trochę nie, czekam na więcej słońca, czekam generalnie na Więcej, choć nie umiałabym określić, czym to Więcej jest ani na czym miałoby polegać


 


sobota, 28 marca 2020

tysiąc porzuconych rękawiczek - czarna ze sprzączką

na spacer z psami do lasu i parku jeszcze wolno iść, więc chodzę, póki wolno, to jeden z nielicznych ocalałych codziennych rytuałów, który daje mi taki powiew normalności czy raczej pomaga zachować jej pozory, 
tymczasem w lesie na drzewie wisi rękawiczka, czarna z zupełnie zbędną sprzączką, której zresztą nawet nie widać na zdjęciach, rękawiczka innej osoby, która też zapewne stwarza pozory, spacerując samotnie lub z kimś, rękawiczka osoby, która szła przez las





środa, 25 marca 2020

tymczasem kwitną mirabelki

cokolwiek się z nami stanie lub nie stanie, zaczęła się wiosna i zakwitły mirabelki, wszystko wokół przypomina mi, że świat świetnie radzi sobie i trwa bez nas, że może trwać też dalej beze mnie i to jest w porządku, tak być powinno, błękit nieba nie zna litości, ale jest sprawiedliwy


wtorek, 24 marca 2020

literatura antydepresyjna (Jane Austen "Rozważna i romantyczna" 16/52)


Od czasu do czasu sięgam do Austen i jej powieści zawsze zabierają mnie do świata pełnego uroku, który przynosi mi swego rodzaju pocieszenie, może to kwestia tych niepoprawnych happy endów, a może klarownych wartości i tego, że miłość, przyjaźń i rodzina zawsze się bronią, zawsze zostają ocalone i to jest przyjemne, to mnie za każdym razem ujmuje...


"Rozważna i romantyczna" to historia dwóch sióstr, które wraz z matką po śmierci ojca z powodu niefrasobliwego egoizmu i chciwości starszego brata znalazły się w trudnej finansowo sytuacji, musiały opuścić swój dom, wynająć skromny dworek, co więcej ich szanse na zamążpójście też zmalały z powodu znikomych posagów, taka specyfika czasów... a jednak najważniejsze są relacje, siostrzane więzi, silne i nieusuwalne mimo różnic w ich osobowości, starsza Eleonora jest rozsądna, dojrzała, opanowana, pełna zapobiegliwej troski, a młodsza, Marianna jest ekspresyjna, emocjonalna, skupiona na sobie i swoich emocjach, popędliwa, wychowane przez czułą matkę obie są jednak błyskotliwe i pełne wdzięku, to ciekawe kobiety, więc wokół nich pojawiają się mężczyźni, którzy to zauważają, pojawiają się przyjaciele, którzy chcą z nimi spędzać czas i dobrze im życzą, pojawiają się też fałszywi znajomi, którzy z biegiem czasu obnażają swoje intencje, jest to cała galeria oryginalnych postaci, za które w każdej powieści podziwiam Austen, bo nie ma wśród nikogo zbędnego, nie dość wyrazistego i osobnego... moim ulubieńcami zostało tym razem małżeństwo Porterów, ludzi tak dalece niedobranych, że aż świetnie do siebie pasujących jako para... oni oraz ich matka/teściowa są źródłem subtelnego, ale regularnie obecnego humoru wielu scen rodzajowych; świetną postacią jest pułkownik Brandon, mężczyzna z trudną przeszłością, którego niewielu umie docenić, a który urasta do najszlachetniejszej postaci w powieści, oczywiście najważniejsze są Eleonora i Marianna, to jak się zmieniają, jak przejmują od siebie swoje cechy i dzięki temu dorastają, dojrzewają jako kobiety, psychologicznie jest to ładnie pomyślane... no i ten świat, dworki i zamki, przyjęcia, plotki, znaczące spotkania, tajemne listy, salonowe gry i gierki.... wszystko to narysowane z wdziękiem, umiarem, i owszem jest to świat trochę wyidealizowany, bo skromni i dobrze zostają wynagrodzeni, a chciwym i zadufanym los uciera nosa, wiadomo, że w rzeczywistości (zarówno XIX-wiecznej Anglii, jak i we współczesności) nie zawsze jest tak bajkowo, a mimo to przyjemnie jest w tę urokliwa fikcję Austen wierzyć i przyjemnie jest w niej być, oglądać świat, który mimo perturbacji wiedzie bohaterów ku dobremu i pozostaje mimo to obyczajowo wiarygodny... Powieść pełna ciepła i optymizmu, chyba każdy czasami takiej potrzebuje. Mam do Austen wielką słabość, więc o żadnych usterkach nie powiem, nie patrzyłam na nie.

Jane Austen "Rozważna i romantyczna" 

czwartek, 19 marca 2020

"Latrones sine conscientia" - Marek Krajewski "Festung Breslau" (15/52)

Breslau w ogniu dogasającej II wojny światowej... mimo wszystko niezwykłe Breslau, pełne wielkich i małych tragedii, pełne śmierci, oglądane od strony kanałów, którymi przemykają się ludzie, od strony szpitali, opuszczonych magazynów, rozkopanych ulic, upadających domów, od strony ciemnych interesów i strachu, bo idą Rosjanie... , bo ciągle ich słychać, to jest Breslau widziane od strony Niemców. Cenna perspektywa. I Mock, stary już, ranny, z okaleczoną twarzą, który wbrew rozsądkowi i specyfice czasów rusza w pogoń za mordercą i gwałcicielem młodziutkiej dziewczyny, tylko dlatego, że spojrzałam mu w oczy i że ktoś go poprosił... Mock, który mimo swoich rozlicznych słabości, nie tylko do alkoholu i kobiet, mimo porywczości i obcesowości wydaje się być ostatnim sprawiedliwym w dogorywającym mieście. I znowu coś w imię tej pogoni za sprawiedliwością traci i znowu nie umie mimo to się zatrzymać. Ginie jego brat Franz, gubi się gdzieś pełna żalu żona, zmęczona kolejnymi złamanymi obietnicami, odchodzi legendarny profesor Lasarius i wreszcie giną bandyci, z którymi w dziwnej symbiozie trwał od lat nasz detektyw. I ta śmierć Zupitzy i Wirtha okazuje się jedną z najbardziej poruszających i mocnych scen powieści. Mock traci najlojalniejszych przyjaciół, zbyt późno uświadamiając sobie ich wartość... nie umiem się zdecydować czy historia, czy psychologia są tu najmocniejszą stroną powieści, wydaje mi się, że świetnie się przenikają. I jest to też opowieść o wielkiej samotności człowieka, który spala siebie i swoje życie w dążeniu do prawdy i nie umie przestać. Intryga jak zawsze rozwija się w nieprzewidywalnym kierunku, wszelkie ludzkie opętania, słabości i silne emocje na granicy obsesji, fanatyzmu, szaleństwa kotłują się w niej cały czas i wiodą do naprawdę mocnego finału. Patrzę na życie Mocka z perspektywy czterech tomów serii i myślę, co jeszcze? co więcej może mu się przytrafić? i będę czytała kolejne, bo chcę wiedzieć...

Marek Krajewski "Festung Breslau"

poniedziałek, 16 marca 2020

niestosowności i zniesmaczenia (Kaśka Sochacka - "Śnie")

Silk była oburzona bardziej niż ja, ale ona zawsze jest we wszystkim Bardziej niż ja, 
tymczasem ja tylko (jak zwykle) przez chwilę nie wiedziałam, jak się do tego obrócić, do tej sytuacji, była to po prostu spora niezręczność....
bo czasami jest tak, że dawno pożegnani i odprawieni mężczyźni nagle sobie przypominają o kobietach, które zostawili za sobą i w środku nocy piszą kilka słów, jakby nigdy nic, wyrazy troski i zainteresowania, niby błahe pytane wymagające odpowiedzi, urodzinowe życzenie z mocnym poślizgiem, ale za to "serdeczne" i inne takie, zapóźnione, zbędne słowa, które z niefrasobliwą bezczelnością unieważniają czas i wydarzenia, i nie rozumiem, nie wiem, po co to jest? co mam z tym zrobić? czy to mnie powinno dotyczyć? dotyczy? bo zupełnie tego nie czuję.... jest trochę tak jakbym nie tylko zamknęła, ale i zamurowała za sobą stare drzwi, aż nagle bez powodu ktoś uznaje za stosowne, żeby się do nich natrętnie dobijać! co to jest w ogóle za pomysł? i jaki ma być tego cel? Silk mówi złośliwie, że pewno stoi za tym jakaś męska porażka, pewno ktoś go porzucił, ktoś go kopnął, może jest mu zwyczajnie nudno, może jest mu samotnie, tak czy siak to wcale nie chodzi o mnie czy moją domniemaną ważność, chodzi o szybką nagrodę pocieszenia, odgrzanie starego kotleta w imię upodobana do swojskich smaków; niezależnie jednak od przyczyn, zawsze uważałam takie znienackowe sygnały po latach za niezręczność, za wyraz egoizmu i bezmyślności, takie zawracanie głowy w środku nocy kobiecie, do której czasu i uwagi żadnych praw już się od lat nie ma, to zwykły brak wychowania, niestosowność, bezczelna poufałość pozbawiona fundamentów i sensu, to zwyczajnie niesmaczne, i tak, Silk ma rację w kwestii motywacji takich dziwnych działań, a ja nie odpisuję, bo nie wiedzę powodu, aby to robić, nie czuję się zobowiązana, za to jest mi nieprzyjemnie i niewygodnie; koniec to koniec, szanujmy się w naszych pożegnaniach;

niedziela, 15 marca 2020

ciało podróżujące (Olga Tokarczuk "Bieguni") 14/52

no boję się niekiedy tej Tokarczuk, to jest mądra kobieta i kiedy idę za jej myślami, kiedy próbuję za nią podążać, muszę być skupiona, muszę mieć w sobie taką ciszę, która umożliwi mi wychwycenie wszystkiego, a to nie jest łatwe, to wymaga specyficznych okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych, dlatego od dawna czekałam na "Biegunów", mijałam ich na mojej półce z poczuciem, że to jeszcze nie Teraz, aż zrobiło się Teraz... bo trwa epidemia, siedzę w domu, zwykle w ciszy,  lubię ciszę, a świat zastygł, Europa się wystraszyła, zatrzasnęła, tymczasem ja zamknęłam moje dziecko w domu, zamknęłam siebie, siedzę w kuchni, piję zieloną herbatę i czytam opowieść o ruchu, o podróżowaniu i o podróżnikach i o tym, że ciało jest nieskończenie ważne, że jest niezbędnym elementem człowieczeństwa i podroży, przecież bez ciała podróż jest niemożliwa, póki masz ciało możesz być w podróży i o tym są "Bieguni".... 

początkowo nie umiałam wejść w tę rwaną narrację, w serię opowiastek, spojrzeń, refleksji o całej tej filozofii podróżniczo-cielesnej, nie umiałam się zaczepić o żadną postać, bo było ich zbyt wiele, jakbym nagle stanęła w tłumie ludzi, w którym nikogo nie znam i nikt na mnie nie patrzy, wszyscy tylko mnie mijają, ale przecież właśnie taka musi być powieść o podróży, pełna incydentalnych kontaktów, pełna chwilowości, więc dostosowałam się, zaczęłam patrzeć uważniej, kto mnie mija, zaczęłam czytać wolniej i zatrzymywać się na moment przy każdej, nawet najbardziej ulotnej postaci, i wtedy zjadł mnie ten świat ciągłego ruchu, ucieczki, drogi ku komuś lub ku czemuś, ścigania się z przeznaczeniami, śmiercią, sobą samym;   

Olga Tokarczuk "Bieguni"
Powieść wypełniają historie o biegunach, czyli o ludziach, którzy muszą i chcą pozostawać w ruchu, po prostu instynktownie lubią i potrzebują być w podroży, pokonywać przestrzeń, zmierzać gdzieś, oprócz kilku dłuższych historii, takich wglądów w cudze życia w chwili znaczących podróży, "Bieguni" zawierają też krótkie scenki rodzajowe uchwycone gdzieś w locie, na lotnisku, w pociągu, w oczekiwaniu na dalsze etapy podróży, w drodze gdzieś indziej; dużo uwagi Tokarczuk poświecą także ciału, cielesności jako koniecznemu warunkowi bycia w drodze, ale też koniecznemu warunkowi bycia w świecie w ogóle, wydobywa z przeszłości historie o pierwszych, najstarszych, ale też o nowszych próbach zachowywania i przechowywania ludzkiego ciała lub jego fragmentów, czynionych dla nauki, dla ciekawości, dla rozrywki nawet i to ciało okazuje się w "Biegunach" niezwykle ważne, i to w sposób zupełnie inny niż ta powierzchowna ważność, którą ma ono w naszej współczesnej kulturze masowej; ciało nie jest zwykłą błyskotką, koniecznie pięknym przedmiotem zainteresowań, narzędziem zaistnienia, ono jest podmiotowe, określa człowieka, to że ciało boli, że choruje, że kocha, że się męczy, zmienia i że umiera stwarza ramy wszystkich podróży przez świat zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie, jesteś w drodze dopóki masz ciało;

"Bieguni...." - piękna książka, ponadczasowa, uniwersalna, z tysiąc lat nadal będzie mówiła ważne rzeczy, nadal będzie prawdziwą, niekończąca się podróżą przez świat i cielesność, i to chyba jest właśnie cecha arcydzieła, niewymazywana aktualność przekazu

środa, 11 marca 2020

Agnieszka Walczak-Chojecka "Naprawdę jaki jesteś" - book tour 20 (13/52)

"Naprawdę jaki jesteś" to książka ważna i z pewnością włożono wiele pracy w solidny reaserch, aby napisać ją rzetelnie, co szczególnie dotyczy psychologii i emocji głównego bohatera - Hermana. Docenić trzeba jednak przede wszystkim to, że powieść porusza w sposób pełen wyczucia i wrażliwości, a zarazem pozbawiony kiczu czy szukania taniej sensacji temat, który pozostaje społecznie bardzo kontrowersyjny i dla wielu ludzie trudny do zrozumienia. Chodzi mi tutaj o transseksualizm i przeżycia osoby transseksualnej. Jeśli wzruszył was film "Dziewczyna z portretu", docenicie także utwór  Walczak-Chojeckiej, która zachowuje ten sam szacunek dla człowieka i jego indywidualności oraz godności co film Toma Hoppera.




Akcja "Naprawdę jaki jesteś" osadzona jest w Warszawie lat 30. Kluczową postacią jest należący do Falangi młody dziennikarz, Herman Mikulski, mocno zdominowany przez ojca, którego zdecydowane poglądy i wymagania wobec jedynego syna pchnęły bohatera w kierunku młodych faszystów i ich bojówek. Podczas pierwszej akcji "bojowej" Herman znajduje się w grupie, która napada na przebranych za kobiety aktorów, w jednym z nich młodzieniec rozpoznaje ukochanego przyjaciela z dzieciństwa, Lucjana i jest tak wstrząśnięty tym zaskakującym spotkaniem, że pozwala mu uciec. Oczywiście zarówno ojciec, jak i Falanga oczekują, że Herman znajdzie zbiega i dokończy prześladowań, a być może także zdobędzie informacje o kolegach kontrowersyjnego aktora przebierańca. Tak zaczyna się akcja powieści... i początkowo sądziłam, że będzie ona dotyczyła drogi młodego inteligentnego chłopaka, którą musi on przebyć, aby wyswobodzić się z wpływów ojca oraz odciąć od poglądów i działań nacjonalistów, które tylko deklaratywnie akceptuje, choć w skrytości ducha nie ma do nich pełnego przekonania. Tematem tego utworu jest jednak coś więcej. Dotyczy on bowiem odkrywania tożsamości. Herman zbliża się do Lucjana i jego rodziny pod pozorem wypełniania poleceń Falangi, poznaje piękną Marię, kuzynkę aktora, która zostaje jego przyjaciółką i szybko się w nim zakochuje. Herman wydaje się jednak odporny na jej wdzięki, choć jednocześnie podziwia jej kobiece stroje, włosy, wdzięk jej ciała... poza tym marzy o odnowieniu przyjaźni z Lucjanem i jest zafascynowany jego kabaretem oraz swobodnym stylem życia artystów. Chłopak jest w potrzasku. Z jednej strony naciska go ojciec, który wymaga od niego tężyzny, śmiałości, zdecydowanych działań na rzecz Falangi, a z drugiej są ludzie, którzy żyją zupełnie wbrew poglądom ojca i organizacji faszystowskich, i którym Herman zaczyna zazdrościć wolności.... krok po kroku chłopak odkrywa swoją tożsamość i swoje prawdziwe pragnienia, choć długo nie umie ich nazwać. W swym zagubieniu szuka pomocy u lekarzy, Marii czy księdza nawet, po drodze przeżywając wiele bolesnych rozterek i niepokojów. Cały ten trudny proces jest opisany z dużym wyczuciem i na płaszczyźnie psychologii postaci wypada niezwykle autentycznie. Młody Mikulski to bohater, którego łatwo jest polubić i którego losami można się przejąć. Jego zagubienie, przytłoczenie sytuacją, dezorientacja, samotność, zawstydzenie, niepewność, która towarzyszy odkrywaniu  jego nieoczywistej tożsamości i długo trwająca niezgoda na to odkrycie - to są elementy, dzięki którym czytelnik może podjąć próbę zrozumienia problemów, z którymi boryka się osoba transseksualna, która w dodatku w swoim bezpośrednim otoczeniu i najbliższej rodzinie może być pewna braku zrozumienia i tolerancji dla swojej sytuacji. "Naprawdę jaki jesteś" jest to zatem utwór, który stanowi ważny i przede wszystkim mądry głos w kwestii tolerancji, ale także pomaga zrozumieć emocje i przeżycia ludzi, którzy jej potrzebują. Ten edukacyjny walor ma ogromne znaczenie. Dodatkowo możemy też śledzić przeżycia osób, które są bliskie głównemu bohaterowi. Maria zakochana w Hermanie przeżywa wielkie miłosne rozczarowanie, ale zarazem okazuje się dobrą i troskliwą przyjaciółką. Ojciec Hermana, człowiek w gruncie rzeczy równie prosty co radykalny w swoich poglądach dotyczących ról kobiety i mężczyzny w społeczeństwie oraz rodzinie, odkrywa w sobie miłość do syna, którego słabości nigdy nie umiał zaakceptować. Dynamika tych postaci oraz ich wiarygodność są ich dużą siłą.

Nie bez znaczna są też czas i miejsce, w których osadzono tę opowieść. Warszawa lat 30-tych z jej narastającymi radykalnymi nastrojami przedwojennymi stanowi szczególnie bolesny kontekst dla historii Hermana. Nastroje faszystowskie, przemoc, niechęć wobec wszelkie inności, antysemityzm... każdy czytelnik wie, do jakich tragedii w późniejszych latach doprowadziły tego typu przekonania. Poza tym są to też czasy, w których przeprowadzano pierwsze badania nad seksualnością człowieka oraz próby pierwszych operacji zmiany płci, mimo że świadomość społeczna w tym zakresie była praktycznie żadna lub znikoma. Warto w tym zakresie docenić autorkę z wysiłek włożony w oddanie kolorytu epoki: miejsca, budynki, obyczajowość, przywoływane postaci oraz wydarzenia historyczne, kultura kabaretowa XX-lecia przytłoczona już Wielkim Kryzysem lat 30-tych - te elementy niewątpliwie stanowią mocne ramy dla historii Hermana. Choć przyznać też trzeba, że nie zawsze te składniki świata przedstawionego rozłożone są równomiernie. Są miejsca w narracji i dialogach, w które autorka wtłacza zbyt wiele informacji, są one interesujące i trafne, ale nie zawsze dla samej akcji mają znaczenie. Trochę to jest tak, jakby uzyskane w reaserchu dane żal było stracić czy żal było ich nie wykorzystać, więc pisarka nie zawsze celowo je podaje, z drugiej strony trzeba przyznać, że powieść nie ma dłużyzn, więc mimo tej nie zawsze przemyślanej selekcji elementów kolorytu lat 30-tych nie retardują one wydarzeń na tyle by znużyć odbiorcę. Opisy miejsc, ulic, dzielnic, domów, mieszkań wypadają bardzo ładnie, pewnym wyjątkiem być może jest tu tylko szpital, podczas scen w szpitalu łatwo zapomnieć, że mamy XX-lecie międzywojenne, bo niewiele "sygnałów" epoki się w nim pojawia. Mimo to nie da się nie zauważyć, że powieść została poprzedzona solidnym przygotowaniem merytorycznym dotyczącym tła historyczno-obyczajowego i to po prostu widać.

Oczywiście zdarzają się też usterki. Postać Hermana jest "przeładowana" przeżyciami i informacjami z przeszłości, które podano niekiedy zbyt pobieżnie, nie pogłębiono ich, więc choć odciągają one uwagę czytelnika od głównego nurtu wydarzeń, to niewiele wnoszą lub wnoszą coś nieokreślonego do konstrukcji bohatera. Przykładowo, wiemy o śmierci jego matki i trudnych relacjach rodziców, ale nie wiemy nic o odczuciach Hermana na ten temat, o tym jaki to miało wpływ na jego relacje z ojcem, jak to go ukształtowało, na ile był związany z matką. Inny przykład: jest wspomnienie o tym, jak zgiął młodszy brat Hermana, ale zostaje ono ucięte i też nie wiadomo, jak zmieniło to całą rodzinę, czy ktoś winił Hermana, który nie dopilnował brata, czy ojciec się zmienił po śmierci młodszego syna, generalnie, co się stało z tym wydarzeniem i jakie miało ono psychoemocjonalne konsekwencje? Tymczasem "Naprawdę jaki jesteś" jest w dużej mierze powieścią psychologiczną, więc reperkusje pewnych wydarzeń oraz ich wpływ na relacje postaci nie powinny być wyciszane w fabule, ale wykorzystane dla wzbogacenia rysunku bohaterów. Jest też kwestia molestowania Hermana w dzieciństwie... która okazuje się jednym z motorów finału, ale mimo to uważam, że mocna było ja pominąć lub zastąpić przeżyciem, które nie miałoby nic wspólnego z seksualnością człowieka. Tożsamość Hermana jest sama w sobie skomplikowana i wierzę, że dla wielu czytelników może nie być jasne, czy rozterki bohatera wynikają z jego natury czy z przeżyć z dzieciństwa, łatwo bowiem można na postawie fabuły powieści kłopoty bohatera sprowadzić do uproszczenia: był molestowany, więc z tego powodu odrzuca swoją biologiczną płeć. Transseksualizm jest jednak zjawiskiem znacznie bardziej złożonym, a traumatyczne doświadczenia z przeszłości nie mogą go generować, przynajmniej nie jako wiodący czynnik, a czytając powieść nie mogłam oprzeć się obawie, że niekiedy takie wrażenie niejeden czytelnik może odnieść. Oczywiście bardzo dobra i wielowymiarowa psychologia Hermana broni się i w tej sytuacji, widzimy go wielu scenach, w wielu relacjach, śledzimy jego tok myślenia i odkrywanie siebie, w którym brak jednoznacznych wskazań na molestowanie jako wyznaczniki późniejszych wyborów, ale i tak to traumatyczne wydarzenie, które powraca w kilku miejscach powieści - nie tylko we wspomnieniach Hermana - dla odbiorcy, który nie ma za dużej wiedzy o transseksualizmie, może wprowadzać pewien informacyjny zamęt. Fabuła ma poza tym jednak przemyślaną konstrukcję i rozwija się jako spójna, wiodąca do bardzo dramatycznej kulminacji opowieść. Może tylko niepotrzebnie, w celu podbicia emocji autorka pod koniec utworu mnoży dramatyczne wydarzenia, gdyż traci na tym powieściowe prawdopodobieństwo (np. pod koniec powieści okazuje się, że jeden z bohaterów jest nie tylko żonaty, ale i ma córkę, co jest dla Hermana zupełnym zaskoczeniem, a dla czytelnika wydaje się mało przekonujące, bo z rodziną tegoż bohatera Herman utrzymywał bliskie relacje przez długi czas i trudno uwierzyć, żeby ta żona i córka nie padły w rozmowie w międzyczasie, skoro o samym bohaterze często mówiono). Co jednak jest najważniejsze.... "Naprawdę jaki jesteś" to wciągająca lektura o znaczących wartościach dydaktycznych, otwiera oczy, uczy wrażliwości, sprzyja tolerancji, pomaga rozumieć i doceniać bez oceniania.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Andżelice Jaczyńskiej z Czytam dla przyjemności, która zorganizowała book tour oraz autorce Agnieszce Walczak-Chojeckiej.

Agnieszka Walczak-Chojecka "Naprawdę jaki jesteś"







poniedziałek, 9 marca 2020

"Lew musi się nie tylko zachowywać jak lew, ale też postępować jak lew, inaczej wkrada się chaos, a po nim następuje zgon." ("Dżentelmeni")

jednym z moich ulubionych filmów jest 'Przekręt" Guya Ritchie, podobał mi się też jego "Sherlock" i "Król Artur'', więc wybrałam się na "Dżentelmenów" mając dość konkretne oczekiwania - zawikłana intryga, inteligentny i ironiczny humor, świetny scenariusz, dobre aktorstwo, to są takie elementy, które ten reżyser zawsze (no prawie zawsze) ma w ofercie i rzeczywiście "Dżentelmeni" to film mocno w stylu Ritchi`ego; Hugh Grant pojawia się jako wścibski dziennikarz na tropie sekretnych plantacji hurtownika zioła i jest naprawdę aktorsko świetny, Farrell na drugim planie - niesamowicie zabawny, no i jak zawsze piękny Matthew McConaughey jako charyzmatyczny przestępca, którego nie da się nie lubić ani nie podziwiać, zresztą sporo jest dobrych ról i aktorzy generalnie mają co grać, bo film jest po prostu inteligentnie napisany, to naprawdę błyskotliwa komedia kryminalna, a do tego - z braku lepszego słowa - komedia na poziomie estetyki bardzo stylowa; wnętrza, ubrania, rekwizyty, plenery mają pewną elegancję typową trochę dla starego kina gangsterskiego lub dla filmów kostiumowych, ale nie tylko - tu każda przestrzeń, nawet blokowiska czy plantacji białej wdowy jest wystylizowana i przez to znacząca, bo jest to wszystko rzecz jasna miłe dla oka, ale przede wszystkim tworzy atmosferę całego obrazu i współtworzy charaktery postaci, podbija ich osobność i ekstremalną często wyrazistość; 
dobrze się bawiłam, jadłam chipsy, zapominałam o koronawirusie, zawiesiłam rzeczywistość na kołku

niedziela, 8 marca 2020

czekolada - wiśnie - parasolka (DK)

jedną z moich rzeczy ulubionych jest biała diamentowa czekolada, ma pierdyliard kalorii, ale niczego to nie zmienia, bo pod nią jest ciepły wiśniowy mus i jest doskonała tym typem totalnej doskonałości, który dla mnie pozostaje niedostępny, co przyznaję bez żalu, oprócz czekolady przyfrunęła do mnie dziś także piękna parasolka, która chroni chyba trochę przed wiatrem, ale nie jakoś przesadnie, w  sumie nie musi za mocno chronić, jest tylko przede wszystkim dla piękna, potem jeszcze było jakieś kino, jakieś pikantne chrupki, kwiatów nie było, trochę szkoda, a trochę nie


piątek, 6 marca 2020

życie utajone ("Niewidzialne życie" Martha Batalha 12/52)

wygrałam tę powieść w jakimś konkursie na portalu Lubimy Czytać, trzeba było coś napisać o kobietach, coś tam napisałam i dali książkę, z czym zresztą był kłopot, bo odbiór osobisty w Poznaniu, więc już miałam zrezygnować, ale Monika się zaoferowała, że odbierze i wyśle... po czym odebrała i wysłała, i tak "Niewidzialne życie" trafiło do mnie czy raczej trafiło na rozległe połacie moich półek i sobie leżakowało, i czekało... aż sięgnęłam, nie spodziewając się niczego, bo o powieści wiedziałam tylko tyle, że jest o dwóch siostrach i że została zekranizowana, tymczasem.... spodobało mi się.

"Niewidzialne życie" Martha Batalha 
Jest w "Niewidzialnym życiu" ta elegancka płynność snucia opowieści typowa dla prozy Allende, jest obyczajowa temperatura i gęstość emocji w relacjach jak u Marqeuza i jest wnikliwość obserwacji kobiecości jak u Esquivel i choć w powieści Batalhy nie ma realizmu magicznego, to od razu czuć w niej taki nerw i atmosferę typową dla powieści południowoamerykańskich, którą lubię i która zawsze mnie trochę czaruje. Jest to z pewnością świetnie napisana powieść obyczajowa, w której najważniejsze są losy kobiet, ich emocje, relacje, psychologia, a tych kobiet jest cała galeria, choć oczywiście najważniejsze są siostry Gusamo - Guida i Euridice. Starsza Guida jest piękna, pewna siebie, niezależna, ucieka z domu, by poślubić ukochanego, który ją porzuca, a później odtrącona przez ojca, dzięki pomocy innych kobiet, a także własnej sile i przedsiębiorczości wiedzie trudne życie samotnej matki. Euridice jest wszechstronnie uzdolniona i inteligentna, aż kipi od twórczej energii, ale by zadowolić rodziców wychodzi za mąż i staje się skupioną na sprawach domowych wzorową żoną i matką, choć frustracja powoli gasi w niej wszelką chęć do życia. Śledzimy losy tych dwóch kobiet, które żyją w świecie mało sprzyjającym kobiecej niezależności i samorealizacji, świecie bardzo sprecyzowanych oczekiwań i dość sztywnych ram, z którymi trzeba sobie jakoś radzić, aby ocalić siebie. Każda z sióstr ocala siebie inaczej, ale łączy je to, że dookoła nich żyją nie zawsze życzliwi ludzie i plotkują, oceniają, obserwują, patrzą. Żyją także mężczyźni, którzy zwykle nie rozumieją swoich żon, córek i matek, a często także nie umieją ich docenić, i to wcale nie dlatego, że są złymi ludźmi, po prostu tak zostali wychowani i nie potrafią wyjść poza przypisane im społeczne role, poza wdrożone im wzorce tożsamości, przekonania i nawyki. A mimo to ten męski świat w całości stoi na kobiecych ramionach, czego jednak nikt z kobietami włączenie wydaje się nie widzieć. Zresztą tych skomplikowanych ścieżek kobiecego losu oraz prób realizacji jednostkowej tożsamości jest wiele. Jest plotkarka Zelia, która przytłoczona śmiercią ukochanego ojca utraciła całą radość życia i postanowił skuteczni zatruwać je innym. Jest Filomena pełna czułości i ciepła prostytutka, która na starość staje się ukochaną nianią małych dzieci. Jest Ana, która umiera z tęsknoty za córką. I rozpieszczona Eulalia, której kaprysy, egoizm i trudny charakter wygnały z domu wszystkie jej dzieci poza najmłodszym synem bez reszta uwiązanym przy despotycznej matce. Jest młodziutka Cecylia, która nie umie jeszcze wybrać, czy ważniejsza jest dla niej wiedza czy troska o urodę. Całe mnóstwo interesujących kobiet, które żyją w świecie o ostrych ramach i krawędziach, i bardzo różnie sobie z tym radzą, zwykle wiodąc tytułowe "niewidzialne życie", życie utajone i ciche, poddane obowiązkom rodzinnym, trosce o dzieci, o męża, życie, w którym nie ma zbyt wiele miejsca na bycie sobą i realizację własnych pragnień czy marzeń. A mimo to jest to piękne kobiece życie, dzięki emocjom, relacjom, dzięki temu, jak te kobiety sobie próbują odnajdywać się w świecie i cała ta opowieść Marthy Batalhy ma niezwykły urok, bo nikogo nie ocenia, pokazuje po prostu pewną specyficzną rzeczywistość i ludzi, którzy w niej funkcjonują i szukają każdy na swój sposób szczęścia. Pod każdym względem jest to książka pełna uroku, opowieść, w którą łatwo wejść, w którą łatwo się zaangażować i łatwo dać jej się unieść.

poniedziałek, 2 marca 2020

tysiąc porzuconych rękawiczek - dziki zwierz i bilans strat

ta rękawiczka wyglądała z daleka jak żywe zwierzątko, myślałam nawet, że nim jest, że to jakaś mysz albo kot, albo coś jeszcze innego, że to jakieś życie, a nie zagubiona rzecz, wtedy pierwszy raz pomyślałam, że może zagubione rękawiczki kradną fragmenty ludzkiego życia, coś znacznie więcej niż ciepło dłoni i jej kształt, że zabierają i zachowują jakiś strzęp swojego właściciela, i jeszcze potem pomyślałam, że może wcale nie umieramy tylko rozpadamy się z powodu tego, co gubimy i tracimy po drodze przez całe życie, że śmierć to tylko bilans naszych strat, moment, w którym nic ci już nie zostało




niedziela, 1 marca 2020

"Dla człowieka zawsze najważniejsze są jedna czy dwie osoby, nawet w obliczu końca świata" - Jakub Żulczyk "Zmorojewo" 11/52

"Zmorojewo" zaczyna się jak powieść dla młodzieży, nastoletni chłopak, Tytus jest zafascynowany grami komputerowymi i horrorami, generalnie ma wiele cech nerda, przede wszystkim jednak to dziecko z miasta, wychowane na mrożonkach i nieco zaniedbywane przez zapracowanych rodziców, od początku fabuły Tytus wydaje się dość zagubiony, wręcz trochę odklejony od świata, chociaż jednocześnie dość standardowo uwikłany jest w pierwsze miłości i szkolne przyjaźnie, niewiele ma z buntownika, więcej z dziwaka i mimo że nie jest zachwycony, to jednocześnie nie sprzeciwia się rodzicom, gdy decydują, że wakacje spędzi u prowadzących agroturystyczne gospodarstwo dziadków.... tak mi to jakoś wszystko zapachniało powieściami Niziurskiego czy Ożogowskiej, które czytałam... daaaawno temu, w dodatku tuż po przyjeździe do Głuszyc chłopak poznaje Ankę, pewną siebie, bystrą i pyskatą dziewczynę, która mu niesłychanie imponuje i w której rzecz jasna niemal od razu się zakochuje... czytało mi się to przyjemnie i z pewnym sentymentem, a potem się zaczęło.... tajemnicze zgony i zaginięcia w okolicy, przedziwne stworzenia wyłażące z lasu, w tym zwłaszcza pokraczna Gangrena, która umie skłonić człowieka, by zjadł samego siebie oraz Strzępowaty z potężnymi stalowymi szponami, obsesyjnie marzący o rozszarpywaniu kolejnych ludzi... miasto widmo ukryte w lesie, wokół którego narosły legendy traktowane zgodnie przez wszystkich mieszkaniowców okolicznych wiosek jak bajki do straszenia niegrzecznych dzieci oraz Tytus i Anka, którzy wybierają się w tajemnicy przez opiekunami do niezamieszkałych ruin starej wsi Głuszyce Kolonia, w której Tytus nagle znika, jakby zapadł się pod ziemię... - to jest fabuła, która ma cały czas taki poziom napięcia, że trudno się od niej oderwać. Mocną stroną jest świetnie prowadzona, nieprzewidywalna akcja, wyraziste, psychologicznie kompletnie i ciekawe postaci oraz cały niesamowity bestiariusz, cały fantastyczny świat pełen magicznych rekwizytów, czarów, znaków stworzony na potrzeby powieści. Zaimponowała mi spójność tej wizji oraz bardzo twórcze podejście do elementów i postaci zaczerpniętych z bajek i legend, jak Baba Jaga, Świtezianka czy Pan Twardowski. Poza tym Żulczyk jest jak zawsze mistrzem w tworzeniu postaci, którym się wierzy. Tu każdy bohater, nawet na drugim czy trzecim planie jest wyrazisty i przekonujący, ma swoją osobność, emocje, cechy, nawet bagaż doświadczenia, i dlatego mu się wierzy i wierzy się w  niego. Co więcej dotyczy to także postaci fantastycznych, które stają się pod piórem Żulczyka prawdziwe psychologicznie, nie tracąc nic ze swojej magii. Nie jest to zresztą pierwsza powieść tego autora, która kompletnie zawiesiła mi czytelniczy dystans i niewiarę w fikcję. Czytam i nie śledzę szczegółów warsztatu pisarza, śledzę losy tych ludzi i to oni oraz ich relacje i przygody mnie w całości absorbują. Jeśli miałabym się czepiać (choć czynię to bez przekonania), to być może trochę rozczarował mnie finał, przy tylu zwrotach akcji, perturbacjach, napięciu i zawrotnej dynamice wydarzeń spodziewałam się pod koniec nieco mniej przewidywalnego BUM, tymczasem następuje zapowiedziane wcześniej w fabule BUM, które szybko i definitywnie pieczętuje akcję. Trochę było mi szkoda tego, co zostało w jednym geście unicestwione, trochę bym uratowała z tego więcej niż autor zdecydował się uratować.... z drugiej strony koncepcja wiecznych powrotów, przemian i braku śmierci jako takiej (co mocno kojarzy mi się z baśniową poezją Leśmiana, która także negowała śmierć postrzeganą jako koniec istnienia) stwarza pewne nadzieje na powrót fantastycznego świata i postaci ze "Zmorojewa" w kontynuacji powieści ("Świątynia" już czeka na półce). Przede wszystkim trzeba jednak docenić, że jest to wszystko świetnie napisane. "Zmorojewo" to dobra rozrywka, ale także coś więcej. To historia dorastania i dojrzewania dwójki młodych ludzi, to ładna opowieść o miłości i to nie tylko dwójki dzieciaków, ale także miłości ludzi, którzy spędzili ze sobą całe życie (dziadkowie Tytusa), to także uniwersalna fantastyczna baśń o walce dobra i zła, która nigdy się nie kończy i nie traci nic ze swojego odwiecznego impetu mimo osadzenia jej w bardzo współczesnych i rzetelnie namalowanych realiach obyczajowych, to wreszcie opowieść o rodzinie, chorobliwej ambicji oraz cenie, którą płaci się za niektóre marzenia i złe wybory. Chyba najbardziej podoba mi się właśnie ta wielowartościowość, ta mnogość treści i znaczeń, które składają się na tę powieść Żulczyka i sprawiają, że jest to utwór niebanalny i zdolny zaangażować bardzo różnych czytelników. Jeśli ktoś lubi romanse - znajdzie je, jeśli ktoś lubi fantastykę, będzie bardzo zadowolony, jeśli ktoś chce sensacyjnej dynamiki i dobrej rozrywki - to i on też powinien przeczytać "Zmorojewo", jeśli potrzebuje w powieści drugiego dna o filozoficznej lub moralnej wymowie, to i tego mu nie zabraknie, także wielbiciel powieści obyczajowych czy psychologicznych znajdzie dla siebie wiele interesujących obserwacji w powieści Żulczyka. Mnie "Zmorojewo" pochłonęło.

Jakub Żulczyk "Zmorojewo" 
.