czwartek, 31 lipca 2014

Włóczykij i Katedra św. Krzysztofa w Roermont (Christoffelkathedraal)

informator o katedrze

W 1410, kiedy epicko tłukliśmy się z Krzyżakami pod Grunwaldem, w Roermont zaczęto budowę gotyckiej katedry pod wezwaniem opiekuna podróżników, przewoźników, a także mostów i miast położonych nad rzekami (w Holandii patron niezwykle funkcjonalny i na temat).
Drewniane rzeźby niepokojąco realne, można ich dotknąć, spojrzeć w zastygłe twarze, można im uwierzyć, że są naprawdę; trzymałam drewnianą dłoń natchnionego biskupa pod amboną i było to dla mnie prawdziwe, bo drewno nie ma chłodu kamienia. Katedra rzeczywiście potężna, jak to katedra, migoczące kolorowym światłem witraże, gotycka potęga, która zawsze robi wrażenie i ścisza ludzi do pokornego szeptania i chodzenia na palcach; potężne milczące organy, wszystko przytłaczająco wielkie, monumentalne, majestatyczne sklepienia, a człowiek zawsze tylko ulotny i znikomy, zawsze na kolanach, nawet gdy nie klęczy (tak samo teraz, jak i 600 lat temu), wiec katedra mówi o człowieku prawdę, tę prawdę, że proch, że pył, że przemijanie i marność. Mimo to pięknie było tam iść między tymi gotyckimi łukami. Cisza przeszemrana echem kroków i wzniosłość, jakaś taka niezmywalna, ponad czasem.





















środa, 30 lipca 2014

fotograf stalker czy quiet shutter?

film o fotografiach z ukrycia

Coś jak paparazzi, ale przecież całkiem inne, inny ładunek emocji. Nawet słabe ujęcia tlą się prawdziwym życiem, takim wyrwanym/przechwyconym komuś z rąk. Przeniesiony w świat fotografii hiperrealizmu (trochę masło maślane...)? Nowa odsłona street artu? Ciągle się waham, czy to jest sztuka? Czy może raczej działanie, na które powinien istnieć paragraf w kodeksie karnym. Jakoś mnie to jednak pociąga. Często widuję ludzi, których uważam za szczególnie pięknych i chcę im trochę tego zabrać, chcę ich "zabrać" ze sobą, mam wtedy ochotę poprosić, żeby pozwolili mi się sfotografować, ale nie robię tego, bo lwia część ich piękna tkwi właśnie w tym, że nie wiedzą, że na nich patrzę, że są zajęci trwaniem, życiem, czymkolwiek, są zogniskowani poza mną, poza wszelką pozą. Gdyby móc uwiecznić ich z ukrycia.... to byłaby szansa, to byłaby odpowiedź.
Chyba postanowiłam spróbować.

wtorek, 29 lipca 2014

za co lubię Holandię, cz. 4 (zwyczaje uczniowskie)

4.

Są pewne detale holenderskiej obyczajowości, które w moim subiektywnym przeświadczeniu stanowią wyraz specyficznego poczucia humoru, a także swobody i radości życia. Uwikłana w system polskiej edukacji od razu zwróciłam uwagę na torby szkolne i zwisające z nich zeszyty, które w ostatnim dniu szkoły holenderscy uczniowie radośnie wywieszają przez okno, inaugurując tym samym wakacje, w niektórych oknach ta wakacyjna wywieszka zostaje zresztą na całe wakacje, tzn. jeszcze w sierpniu można ją z na wielu domach zobaczyć. I fajnie. Obawiam się, że w Polsce niejeden uznałby to za brak szacunku do szkoły jako instytucji lub do przedmiotu, z którego zeszyt zawisł za oknem. Mnie wydaje się to radosne i tyle.

Szkolny ładunek  na starej (z 1743 r.) kamienicy w Maastricht
resztki szkolnego wyładunku, 29.07.2014 Venlo

poniedziałek, 28 lipca 2014

"Pas de deux" i Lotta Blokker w Roermond - spotkanie

Lotta Blokker i jej rzeźby

Roermond, idę sobie i nagle już z daleka widzę: stara kobieta zastygła w tańcu, szczupła i niewielka, ale nie było możliwości jej nie zauważyć, obok śliczna altana, koncert, kwiaty, monumentalny Munster Church of our Blesses Mother Mary, kawałek wypieszczonej zieleni, ale to ta drobna sylwetka staruszki zogniskowała moje zainteresowania, jest mojego wzrostu, drobna, tańczy, z zamkniętymi oczami, jakby świat nie istniał i nie znaczył, z niewidzialnym partnerem, który jest jej zupełnie zbędny, a może po prostu tylko ona go widzi, może należy on tylko do niej? stare ciało, które zapomniało o umieraniu, przecież nieładne, ale wspaniałe w swoim geście niepamięci, więc długo stoję i patrzę, oglądam ją ze wszystkich stron, bo przepiękna... stopy, dłonie, wypukłość brzucha, kości grające pod skórą, która utraciła już jędrność, spokojna, rozmarzona (?) twarz, delikatne napięcie ścięgien i mięśni w minimalnym wysiłku, każda perfekcyjna niedoskonałość, także to jak skromna suknia układa się na jej ciele - niesamowite. I tak stałam się wielbicielką prac pewnej młodej Holenderki, cały dzień oglądam je w wirtualnym oknie, wszystkie są jakby zawieszone (niczym poezje Leśmiana) gdzieś miedzy życiem a śmiercią, w godzinie wilka, rzeczywiście.





Pas de deux – duet w balecie klasycznym, taniec wykonywany przez pierwszego solistę i pierwszą solistkę, którego celem jest ukazanie ich kunsztu tanecznego.

niedziela, 27 lipca 2014

sobota, 26 lipca 2014

dialogi niderlandzkie (za co lubię Holandię, cz. 3)

Heban i Kawa
3.
Mała Mi: To jest Heban, kot, wyszłam dziś za niego, więc jest moim mężem.
Ciotka: No co ty?za kota......
Ja: Ciotka, daj spokój, w Holandii jesteśmy.
Mała Mi: No i tu dziewczyna może wyjść za dziewczynę i mieć żonę. Nasza Agata ma żonę.
Ciotka: Raczej dziewczynę.
Mała Mi: Ale może. I chłopaki też mogą. Męża mieć.
Ciotka: To jak ci się układa pożycie z tym kotem?
Mała Mi: Pozwala się miętolić, cudownie.

piątek, 25 lipca 2014

wysiadywanie z Fortes

Nowa opowieść błąka mi się po głowie, migocze siatką osobnych myśli ("ślady wiatru na wodzie" z wiersza Machado, "zabłąkanie na wietrze" z Mehran i grecki Eol miksują się z moimi własnymi skojarzeniami), widać muszę ją wysiedzieć z fachowością kwoki. Czytam cudze słowa. Dowiaduję się zatem, że opowiadam, bo nie rozumiem, a może nawet opowiadam, żeby nazwać i zrozumieć. "Potok, który jest ciemnością" - zaplata się do mojej ciągle niewyklutej historii (histerii) także.

Susana Fortes "Fatum Laury Ulloa"

czwartek, 24 lipca 2014

za co lubię Holandię, cz. 2 (stare auta)

2.

Stare samochody - piękne, zadbane i używane na co dzień mimo swego zabytkowego charakteru, zdobią holenderskie parkingi i ulice. Fanką motoryzacji jestem żadną, ale te stare auta są po prostu przyjemne dla oka, rzeczywiście jest ich sporo i nie ma dnia, żeby któreś nie mignęło mi na ulicy. Wydaje się, że ich posiadanie i troska o nie to popularne hobby, swego rodzaju sztuka użytkowa. I jeszcze - jak wisienka na torcie - zadowolony kierowca w takim aucie, który nie przegapia tego, że świat (ze mną w tle) się za nim ogląda.