poniedziałek, 25 maja 2015

dziwaczenie z kotem w tle

Prawdopodobnie moja matka byłaby spokojniejsza, gdybym znów wyszła za mąż (przynajmniej dopóki się jeszcze za mną oglądają, to powinnam, powinnam koniecznie!! nie ma się co czarować, mój czas przydatności do (s)pożycia się kończy i lada dzień będę babą z zakalcem); prawdopodobnie ja, gdybym wyszła za mąż, zaszyłabym się w jakimś małym cichym kącie, żeby sobie spokojnie skonać (takie tam przeczucie mam w tej sprawie). Tymczasem więc przede wszystkim dziwaczeję, czytając książki i hodując koty, których osobność i cichą lojalność bardzo sobie cenię. 
Pewnego dnia mój głupi, tchórzliwy kot wypadł z balkonu, ale nie poddał się i wrócił, znalazł drogę (do dziś nie wiem, jak? skąd wiedział, do której klatki, na które piętro ma iść?) i o północy zamiauczał rozpaczliwie pod drzwiami, od tej chwili wiem, że mogę na nim polegać i jest to jeden z najbardziej udanych "związków" w moim życiu. 
Kot Clyde ma 6 lat, mniej więcej tyle mija od czasu, kiedy go znalazłam, jest facetem bez charakteru i wszędzie zostawia tony futra, od kiedy dorósł nie lubi się bawić i ma niepojęty zwyczaj żucia moich tenisówek, chowa się tak, że nie mogę go znaleźć, kradnie zielone oliwki i bywa ponadprzeciętnie interesowny oraz upierdliwy, ale lubię dupka. Dziwactwo? być może. Stara panna z odzysku w obszarpanych koronkach z tysiącem kotów ujaranych kocimiętką - istnieje taka opcja na przyszłość dla mnie i zupełnie serio nie wiem, czy mnie to bawi, czy się tego obawiam, czy w zasadzie uważam, że tak mogłoby być i że ok.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz