czwartek, 31 marca 2016

daremność (A. Baricco "City")

lubię to słowo "daremne", zawsze mi się wydawało, że skrywa w sobie jakiś malownicze, pełne bezradności tragedie, które są bardzo literackie, a więc nieprawdziwe, a mimo to, czy może właśnie dlatego pozostają piękne, to oczywiście tylko pewna gra złudzeń, bo w rzeczywistości jesteśmy przecież częściej niż często skazani na różne daremności, falstarty, frustracje, ja w każdym razie jestem i wówczas przecież dość rzadko widzę w tym jakieś piękno, częściej dymiące zgliszcza; tymczasem jednak - po miesiącach posuchy - dobra książka, mój ukochany Baricco i absolutnie postmodernistyczne "City", czytam niektóre zdania po kilka razy, zalepiam mój "daremny ból"

Alessandro Baricco "City"

środa, 30 marca 2016

niesamowitości mijane po drodze

jest taki balkon, który czasami mijam i zawsze mam wtedy w głowie to jedno słowo "niesamowite", czasami też: "szaleństwo", tak, dość często myślę sobie "szaleństwo";
niezależnie od pory roku balkon nie zmienia się ani o jotę, jest jak stały chaotyczny punkt we wszechświecie, czasami na balkonie (zwykle tuż obok ceramicznego psa) siedzi przyczajony mały brzydki kundel, który wściekle, z autentyczną zajadłością i agresją szczeka na każdego przechodnia, poza tym na balkonie - oprócz, doniczek, bibelotów i dziwnych sprzętów - wbrew pozorom nie ma ani jednej żywej rośliny, nigdy, nawet latem, nic tam nie rośnie żywego; ciągle się waham się, czy chciałabym znać właścicieli balkonu, czy też zupełnie nie chciałabym ich znać, balansuję miedzy ciekawością i przerażeniem; a w tle czyściutkie okna i bieluchne firanki.... niesamowite...



wtorek, 29 marca 2016

mam kota na punkcie drzwi - Nowa Sól

no tak, to ja już kiedyś się z tego tłumaczyłam, to nie będę więcej nic już o tym, po prostu lubię ładne stare drzwi, bo sentymenty, bo kiedyś, bo tak wyszło, zwracam uwagę i tyle, takie tam dziwactwo, drobne, chyba; w Nowej Soli sporo jest pięknych drzwi, więcej niż to co ja tutaj mam, znacznie, przecudne, z narażeniem życia oglądane wczoraj;






poniedziałek, 28 marca 2016

do pustego grobu

No to pobiegłam znowu, spalając świąteczne grzechy obżarstwa, biegłam i biegłam, słońce świeciło, ewidentnie na wiosnę, w sumie było przyjemnie, niewykańczająco, wokół kilka setek biegaczy, zadeptanie wisiało w powietrzu, ale tak, rzeczywiście dało mi to poczucie samozadowolenia i satysfakcji, mimo religijnej otoczki, w której czułam się trochę jak w cudzych butach, bo czy w biegu do grobu powinna uczestniczyć osoba tak pełna wątpliwości w każdej dziedzinie jak ja? jest to jakoś jednak absurdalne, ale z drugiej strony tolerancja jest to rzecz wielowymiarowa, cóż mi ostatecznie cudza wiara przeszkadza? no właśnie nie przeszkadza, o ile na mnie nie nadeptuje, więc biegłam, ja i moje wątpliwości, taki bagaż, biegliśmy razem, a przecież dobiegłam i to wcale nie na końcu i ładnie było



niedziela, 27 marca 2016

pocztówka znad Odry


Pocztówkowo płynie Odra i jest ciepło, jest lepiej, odpoczywam, z niechęcią myślę o końcu tego odpoczynku i bolą mnie kości, uwierają mnie własne myśli, ale póki co przecież płynie Odra, trochę wędkarzy wokoło, jacyś ludzie, spacery, rodzinnowanie się; patrzę w nurt, w jego zawirowania, i myślę, że to groźna rzeka i boję się chwilę, jest mi na moment strasznie, bo w takiej rzece można umrzeć, o tym się jednak nie pisze na pocztówkach, na pocztówki się to nie nadaje.

sobota, 26 marca 2016

Kościół św. Antoniego, czyli kapucyni z Nowej Soli

Piękny ten kościół Braci Mniejszych, czyli nowosolskich kapucynów, organizatorów mojego poniedziałkowego biegania, a i bracia jacyś tacy uśmiechnięci i sympatyczni w tych swoich brązowych habitach, przede wszystkim jednak kościół, neoromański, masywny, po protestancku surowy, ale i niezwykle dostojny w tej oszczędności, z jedną wieżą z zegarem i tarasem w zwieńczeniu, ta jedyna wieża zresztą w sumie wygląda jak ratuszowa, a nie kościelna, w dodatku cały budynek jest z drobnych czerwonych cegiełek, ze schodkowymi szczytami, niby kościół, a jednocześnie budowla nie wydaje się stricte sakralna, dopiero w środku: organy galerie, ołtarz... wiadomo, całość bardzo ciekawa.







piątek, 25 marca 2016

bardzo zły świat ("Pitbull.Nowe porządki")

straszliwy film, bo świat jest w nim pełen zła, które w tym samym stopniu dotyka dobrych i złych ludzi, i jest to takie lepkie, prostackie, śliskie od krwi zło, które brudzi ekran i widza szarzyzną i trywializacją wszelkiego paskudztwa, którego jest w pewnej chwili tyle, że przestaje dziwić, że zaczyna wsiąkać w skórę, jakby miało prawo być normą, jakby musiało przestać zaskakiwać i przecież przestaje, nie jest to odkrywcze ani nowe, ale patrzeć na to przez dwie godziny.... to rzecz zupełnie inna - kobiety i dzieci bez szans, rzeczywistość bez nadziei, relacje bez zaufania, każda słabość czy wahanie to synonim klęski, czy to jest dobry film? czy rzetelny i prawdziwy? nie wiem tego i nie myślę o tym, wiem, że nikt nie ma skóry dość grubej, by żyć w takim świecie naprawdę i trwać, przetrwać, i być, i pozostać sobą; więc tak: w moim tu i teraz źle mi ten film zrobił, innych ocen nie będzie;

czwartek, 24 marca 2016

dni bez wydarzeń

dni na pustych przebiegach, niby zupełnie bezwartościowe, dni na chaotyczną krzątaninę, dni na zupełnie nic, jakieś incydentalne prasowania, jakieś gapienie się w telewizor, na którym nic się nie widzi, dni szlafrokowe, dni z mruczącym kotem na kolanach, dni wgapiania się w okno z kolejną kawą w ręku, dni mijające od niechcenia i zupełnie bez śladu, dni bez sensu, jeśli nie zwariowałam do reszty, to tylko dlatego, że nadal miewam takie dni

środa, 23 marca 2016

nieumiejętności i ich konsekwencje

Nie umiem i nigdy nie umiałam tak naprawdę rozmawiać z mężczyznami mojego życia, 
skłamałabym mówiąc, że tego żałuję, czy że postrzegam to jako wielki błąd,
 taka jestem: nie dowierzam, nie zapominam, nie odsłaniam się do końca, 
nie oddaję siebie nikomu i nigdy, lubię być razem, ale bardzo lubię też być osobna i bronię tego zawzięcie; i to nie tak, że chciałam, aby się domyślali, o co mi chodzi, wcale nie chciałam, po prostu mnie to nie obchodziło, nie dotyczyło mnie całe to ich zagubienie i dezorientacja (bo czy wszystko trzeba rozumieć?); nie szukałam totalnego partnerstwa, przynależności, patrzenia sobie w oczy na ciągłym bezdechu, zupełnie wystarczało mi twórcze towarzystwo i spoglądanie w tym samym kierunku dwóch osobnych bytów, które równie bezkolizyjnie przebywają razem, co całkiem nie razem i choćby dlatego w oczywisty sposób codziennie mogą wybierać siebie jako najlepsze z możliwych towarzystw - mogą, a nie muszą; jeśli było inaczej (a było), to nagle okazywało się w końcu, że to tylko taka gra, gra, w którą umiałam się bawić, ale która mnie na dłuższą metę nie ekscytowała; z perspektywy czasu widzę oczywiście moją część każdej z naszych wspólnych klęsk (i to jest spora część), wiem i zauważam, że w moich oczach wszystko poddawało ich w wątpliwość, wszystko ustawiało ich w kontrze, jakby chcieli mi coś zabrać, więc być może bywałam złą kobietą, bo nie umiałam wybaczać ani rozmawiać, nie miałam ani odwagi na pełną otwartość ani wiary, że ma ona sens i nie było (nie jest) mi z tego powodu wstyd; konsekwencje? żaden z nich nie znał mnie naprawdę, potem czasami trochę tak, zauważali i rozpoznawali mnie, kiedy zamykałam za sobą drzwi, choć i to przecież nie zawsze; i pewnie będę kiedyś samotną, zdziwaczałą staruchą otoczoną szajką rozpieszczonych zwierząt, moje ciemne włosy będą białe, a wspomnienia się wydestylują, oczyszczą - myślę, że to jest całkiem w porządku;

wtorek, 22 marca 2016

przypomnienia ("Przyjdź, przyjdź, przyjdź!...")

czasami (czyli de facto teraz) jedynym i ostatecznym profitem ze sprawdzania sterty próbnych matur (nuuuda) jest szansa na przypomnienie sobie, jak znakomitą i magnetyczną powieścią jest na przykład "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, mimowolnie, nadal, niezmiennie, krótki fragment i ciche wow....

M. Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"

poniedziałek, 21 marca 2016

niedziela, 20 marca 2016

survival zwany dla niepoznaki crossem

błocko, mnóstwo błocka, deszcz padający prawie cały czas, przeszkoda ze snopków, długie podbiegi, zimno jak w psiarni, jestem wykończona, brudna i mam trochę satysfakcji (50. kobieta na mecie, 22. w mojej kategorii, czas 53.28; w sumie do przyjęcia, ale stać mnie na więcej)


sobota, 19 marca 2016

notatki na marginesie

mam takie dni, gdy myślę o tym, czego nie wybrałam, bez gdybania i żalu, po prostu myślę i oglądam się za siebie; czasami jeden drobny gest sprawiał, że nagle wszystko było inaczej, że wszystko się zmieniało, z małej bocznej ścieżki wykwitały rozpadliny, a z katastrof nie wynikało nic, bo okazywały się niczym, to się chyba nazywa nostalgia, a może tylko kiczowate refleksje, z których każda jest powtórką, każda jest tanim cliche


piątek, 18 marca 2016

notatki uliczne

Nie mam żadnych własnych słów, ale znalazłam cudze.
Napis mnie nie porywa, ale zastanawiam się: komu i po co chciało się to pisać, 
zwłaszcza w tym kontekście: sprayem, na blaszaku do rozbiórki, 
z taką niedbałością, używając słowa "mędrzec", to jest właśnie dysonans poznawczy czy jakoś tak....


czwartek, 17 marca 2016

notatki bieżące

czasami głos zmienia wszystko, zwłaszcza gdy jest się tylko głosem, 
nie rozumiem różnych wariantów dziania się, uchylania się od wyboru, 
który jednocześnie jest wyborem, bo w sumie, o co chodzi?
***
Saramago przewinął się w tle szumów, pomruków, pisków i wycia syren, zabawne było to, że aby dotrzymać mi słowa obsłużono mnie w biegu, w kilku lakonicznych słowach, a ja nadal 
nie wiem, czy to komplement czy obelga? ale śmiałam się, Kuba to zabawna postać;
***
Małgosia domaga się kawy i wieści, Małgosia to dobry szlachetny człowiek, gatunek prawdopodobnie na wymarciu, ale nie da się nie podziwiać, ale nie można nie doceniać, muszę przyznać, że lubię Małgosię i zawsze bardzo jej wierzę, więc pójdę na kawę, chętnie, owszem
***
wczoraj dostałam bukiet róż, małych, drobniutkich, pełnych uroku,
w dodatku bez powodu i zdecydowanie bez żadnej zasługi, 
chyba staję się sentymentalna, bo mnie to jakoś wzruszyło
***
Michał się nie odzywa, widocznie wszystko jest w najlepszym porządku
***
biec czy nie biec Przytoku? - oto jest pytanie, B&A Sp. z o.o. namawiają, a ja jak większość kobiet lubię być namawiana i proszona regularnie i planowo,
po prawdzie jednak jeszcze nic nie zdecydowałam ostatecznie, 
po prawdzie wszystko jest już oczywiste
***
chcąc nie chcąc uczestniczę w różnych grach,
od czego przecież nigdy nie da się do końca uchylić, 
trochę jestem znudzona, trochę mi się nie chce,
tymczasem prawie nie zauważam, że "sznurówka buta urywa się, kiedy pędzę w pośpiechu"

środa, 16 marca 2016

niegdysiejsza wiolonczelistka słucha Dworzaka

mało kto wie, że grałam kiedyś na wiolonczeli, kilka lat, ja sama także niemalże już o tym nie pamiętam i nie wiem, czy dziś zagrałabym poprawnie choć gamę, ale przecież kiedyś, wtedy, dawno temu to był istotny składnik mojego życia, szkoła muzyczna i jej niepowtarzalny twardy chów - rzecz jedyna w swoim rodzaju, po ostatnim egzaminie oddałam wiolonczelę i nigdy więcej jej nie dotknęłam, w szkole nie pojawiłam się nawet po świadectwo, wiedziałam, że już nie zagram, więc po co mi ono? było minęło, tymczasem dziś z podziwem patrzyłam na małego 18-letniego Czecha, który wycinał jak szalony Dworzaka z towarzyszeniem orkiestry, bo przecież teoretycznie to miałam być ja, bo przecież, kiedy byłam małą dziewczynką, to ja chciałam tak grać, żeby ten Dworzak się udał, to solo, ten koncert, choć nigdy na żywo nie słyszałam całego utworu, to wiedziałam, że to moja szansa na bycie wirtuozem, a dziś.... paradoks, bo właśnie usłyszałam Dworzaka granego na żywo i piękne to było, choć to nie ja grałam, w gruncie rzeczy poczułam ulgę, od wiolonczeli pękają palce, bolą dłonie, wykrzywiają się stawy, ale przede wszystkim to nie miałam być ja na tej scenie, to miał być ktoś inny i był, obejrzałam się za siebie na wszystko, co niewybrane, bez żalu, zupełnie


wtorek, 15 marca 2016

specyfika imbirowa

lubię słowo "imbir", choć sam imbir jest mi obojętny
mam tak z wieloma rzeczami, sprawami, chyba nawet osobami,
taka cecha, taka specyfika, świadcząca pewnie o czymś,
a może to jeszcze jedna nicość?; 
idzie wiosna, a ja wpadam w nostalgię i w inne uczucia niedoskonałe

poniedziałek, 14 marca 2016

jedyny element

tam w górze (jeśli się dobrze przyjrzeć i wykazać szczątkową ilością dobrych chęci) widać taką rudą kitkę, oczywiście trochę tylko widać i to jest właśnie jedyny, JEDYNY rzeczywiście pozytywny element tego dnia (oprócz tego, że go przetrwałam), zatem: spotkałam rano fajową wiewiórkę, a potem było już tylko gorzej, bez taniej histerii, bez przesady - było gorzej i to był beznadziejny dzień, i jestem zła, spala mnie gniew na skwierczące wiórki


niedziela, 13 marca 2016

"co w moim sercu na dnie, tylko diabeł wie" (nowe Mikro)


nie pytam po co, bo wiadomo, że po nic, a może tylko po to, by uzasadnić coś, komuś, jakoś; 
jednak to co na dnie, to co ukryte, to, do czego nawet sama nie zaglądam, to jest coś ciekawego

sobota, 12 marca 2016

nibynóżki w niezłej formie i taki tam... stres

za tydzień pierwszy bieg w sezonie, crossowy, 10 km, więc przystępnie; tymczasem obejrzałam trasę na mapkach... i jakiś stres wyrastający z nie do końca zdrowych ambicji nagle się pojawił, byle się nie rozwalić po drodze, byle jakoś godnie dobiec, przeraża mnie ilość zawodników (że 600 osób?!...), bo nie cierpię biegać w tłoku; i fakt, że dziś na treningu po wzgórzach leciałam jak ptak i zrobiłam życiówkę (Nowy rekord życiowy 10 km - 52m:28s.po lesie, zupełnie mnie nie uspokaja, bo przecież to o niczym nie świadczy, w końcu inaczej się biegnie po przedeptanych tysiąc razy terenach, a inaczej po obcych, zatem - co tu dużo gadać - jest stres, ale i ekscytacja, jasne, że tak, też jest


piątek, 11 marca 2016

czego nie wiemy? ("7 rzeczy, których nie wiecie o facetach")

szukając powiewu łatwego optymizmu wybrałam się do kina na film, który wydawał się być lekką komedią i rzeczywiście jest w nim sporo scen zabawnych, ale też przede wszystkim jest to jednak kino... no jakieś takie obyczajowe, lekko tylko zalatujące komedią romantyczną; nie wiem, czy mnie wymowa filmu przekonuje, bo chyba chodziło o to, że faceci nie są tacy źli jak się wydaje, że za ich błędami (nawet zdradami i przemocowymi zachowaniami, co jednakowoż uważam za grubą przesadę) stoi strach, niepewność, zagubienie, samotność, co jakoś tam częściowo uznaję, nawet jeśli w wielu przypadkach linia argumentacji pęka w szwach na wszystkich łączach; moje współczucie budziły jednak raczej partnerki tytułowych facetów niż oni sami, bo prawdziwe konsekwencje ich błędów spadały zwykle właśnie na nie; no i jeszcze... kończenie nieco na siłę happy endem wszystkich wątków pod koniec filmu odebrało im sporo wiarygodności i było po prostu niepotrzebne; mimo wszystko jest to film całkiem niezły, spójny jako opowieść, optymistyczny, proludzki, Zamachowski świetny, humor nieprymitywny, zdjęcia ładne, niezły scenariusz; cynicznie dodam jeszcze, że nie dowiedziałam się z filmu o facetach niczego, co by już w mniejszym lub większym stopniu nie było mi znane ;)

czwartek, 10 marca 2016

"Czemu wciąż jest czwartek?"

więc poziom moich nastrojów i wiary w ludzi osiąga swego rodzaju dno, czy mnie to zmienia? może aż tak to nie, ale się jeżę, ale mnie to wyjątkowo niemile i szorstko dotyka, mrozi mnie, spotykam ludzi zwyczajnie niedobrych, także dla mnie, spotykam ludzi prawie martwych, obojętnych, także wobec mnie, czasami różnica miedzy nimi wydaje się nieznaczna, subtelna, choć jest, oczywiście, że jest; być może tak jak pisał Mrożek, gardzimy sobą, bo nie mamy się za bardzo za co szanować, a jednak nadal nie umiem i nie chcę w to wierzyć, i absolutnie za każdym razem, kiedy potykam się o brak życzliwości, empatii, szacunku (również w sensie ogólnym, nie skierowanym do mnie, czy może głównie wtedy) faktycznie mnie to zaskakuje i wówczas odkrywam z uczuciem autentycznej przykrości, że "nie ma dla mnie miejsca, w  miejscu, w którym stoję", bo zwyczajnie nie chce tu być, gdy być znaczy uczestniczyć albo godzić się, nie godzę się i tyle

środa, 9 marca 2016

dziewczyny powinny dostawać kwiatki

po prostu, dziewczyny powinny dostawać kwiatki, regularnie, jak dziewczyna nie dostaje kwiatków, znaczy się facet jest niedołęga i nie zna się na elementarnie pojętej adoracji, bo kwiatki to świetna rzecz, pasują do okazji i bez okazji (zwłaszcza), kwiatki nie muszą być duże (choć mogą), w doniczce lub bez są równie fajne, kwiatki są ważne dla budowania proludzkiej atmosfery, kwiatki znaczą, coś tam, zawsze, kwiatki - rzecz jasna - mają podteksty i konteksty


wtorek, 8 marca 2016

moje miasto i inne miasto


Prawie biegłam rano, żeby zdążyć na konkurs w innym mieście, a więc niemalże w innym świecie, i nagle zauważyłam, że miasto jest doskonale puste, że nikogo, niczego wokół mnie nie ma, zupełnie jak w postapokaliptycznym śnie, jakby naprawdę nikogo nie było, i na jedną krótką chwilę zwątpiłam, zawahałam się, nie umiejąc ocenić, czy to jest rzeczywiste, czy ta droga, która przebywam może mi się tylko wydawać? 
...nie było strasznie, było spokojnie, kojąco, podobało mi się...

*******

W obcym mieście spotkałam pewną kobietę, niby życzliwą, o miłej, przyjemnej, ładnej twarzy, o spokojnym, mądrym spojrzeniu, ale gdzieś między wierszami, między słowami, pod gładką politurą było jasne, było oczywiste, że jest cierpka, nieżyczliwa, i że daje sobie do tego pełne prawo; podała mi dłoń z pewnym zaskoczeniem, bo prawie zmusiłam ją, aby mnie zauważyła i uznała moją obecność, a ja czułam od pierwszej chwili tę dyskretną niechęć zakopaną pod uprzejmością i uważnym spojrzeniem, brak szacunku pod lakierem poprawności i nienagannych form; chciała mnie nie wiedzieć, nie zauważać, wyciąć, bardzo chciała, to mnie zaciekawiło; w międzyczasie wbiła mi malutką cieniutką szpileczkę pod skórę, wzdrygnęłam się zdziwiona, a po chwili wyciągnęłam równie maleńką agrafkę i nakłułam jej bladą skórę, udała, że nie czuje, ale czuła, na pewno, i już, nie lubimy się, choć z całą pewnością zapamiętałyśmy się w tym tłumie ludzi - niezmywalna instynktowna pamieć o instynktownie rozpoznanym wrogu. Nikt niczego wcale a wcale nie zauważył.

poniedziałek, 7 marca 2016

wysoce przyzwoicie (koncert Panny Wyklęte)

byłam na koncercie z dziećmi w wieku różnym i to był niezły koncert, z ładnymi aranżacjami, dobrym graniem, solidnymi wokalami i tylko odrobiną zbyt mocno nalewanego łopatą do ucha patriotyzmu, młodzi ludzie są bystrzy, jest to inna "bystrość" niż ta w moim pokoleniu, ale zupełnie naprawdę wierzę, że nie trzeba aż tak na grubo nakładać im szpachlą do mózgów, co mają myśleć lub czuć; mam też nieodparte wrażanie, że gdyby mogli, a nie musieli przyjść na koncert ze szkołą i gdyby normalnie zapłacili za bilety, to bardziej doceniliby całe to granie i nawet jego wymowę, ale to może tylko takie subiektywne wrażenie; a ja? cóż, mnie się podobało, lubię muzykę na żywo, cenię Kowalską i Lilu, lubię głos Malejonka, o ile nie bredzi jak potłuczony, było ok, sporo opowieści w tle, których wymowa mogła wzruszyć czującego człowieka, wzruszyć w sensie ogólnoludzkim, a niekoniecznie patriotycznym, co uważam za wartość; 
jak często jeszcze zachowujemy się "jak trzeba" i kto tak naprawdę pamięta, co to znaczy? w zwykłym, trywialnym życiu, w siermiężnej codzienności, kiedy świat się nie wali i nikt do nikogo nie strzela, być "jak trzeba" - to mimo wszystko strasznie trudne, niewdzięczne i czasami nawet jakoś głupio, jakoś śmiesznie to wychodzi, a jednak... 

niedziela, 6 marca 2016

troszkę

trochę biegałam, choć trochę padało i okazuje się, że trochę jest jednak ta wiosna; 
tymczasem rzeczywiście wszechprzenikająca troszkowatość:
troszkę jestem zniecierpliwiona, troszkę mnie to nuży, troszkę mnie to nie dotyczy
i nie dotyka, i to pewnie troszkę jest taki właśnie moment, gdy przypadkowo wskazany mężczyzna może powiedzieć: bo to zła kobieta była;
troszkę tak, oczywiście



sobota, 5 marca 2016

trzy kolory ("Misiek..." i nie tylko)

i było dziś tak, że wszystko zabarwiło się na trzy, biegłam rano przez las i wzgórza, więc wszędzie ten brąz, pod stopami, w świecie, brąz stłumiony, wytarty z życia brąz, a potem, dużo potem gdzieś po drodze jeszcze nagle rude włosy Basi, bo Basię spotkałam, była zadowolona, szczęśliwa, więc jej rudość przylepiła się do mnie jak sok marchewkowy do białej bluzki, pozytywna niespieralność, i potem jeszcze bajka, to już zdecydowanie na niebiesko, obok mnie siedziała przeurocza dziewczynka lat około trzy z kubłem popcornu wielkim jak ona sama, lekko znudzona, ale też zadowolona niezwykle, bo ten popcorn; Mała Mi oczywiście po drugiej stronie, zagapiona całkowicie, dzieciaki, na ekranie niebiesko bardzo, ale bez poczucia, że zimno; z tego wszystkiego warto też zapamiętać smak kruchego karmelu, bo przecież były również lody, więc znowu brąz, ale łagodniej; i także rozmowy, szczególnie te, których nie było, a może zwłaszcza te, które się udały 

piątek, 4 marca 2016

okruchy dnia spędzonego w biegu

morze frytek - dokładnie tyle przewinęło się przez moje słone palce, lubię jeść palcami, nic się z tym raczej zrobić nie da; 
podobno wyglądam jak Żydówka, podobno mam żydowskich przodków, czy faktycznie? nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, bo nie wiem, czy powinnam w związku z tym coś czuć;
do tego jakieś szkolenia, gdzie wyważonym mądrym tonem pełni znużonego spokoju rozsądni ludzie wyjaśniali mi, jak rozmawiać, żeby było dobrze, żeby uzyskiwać pożądany efekt i... tak, ja to uznaję, rozumiem, mnie to nawet przekonuje, dostrzegam w tym celowość i rację, ale zarazem ja temu nie wierzę, żywy człowiek, żywa akcja i reakcja, to coś innego i jest to zapisane gdzieś indziej; 
być może rzeczywiście najstraszniejsze, najgorsze z naszych (moich, moich oczywiście) grzechów i przewinień, to właśnie te zamknięte szczelnie w głowie, zakleszczone wśród różowych zwojów mózgu, zepchnięte do niebytu jak u świętych, wszystko czego nie da się lub strach dotknąć, wszystko co upychamy, bo wstyd, bo żal, bo chrobotanie, bo niezręczność, wiadomo;
wracałam nocą do domu, szybkim krokiem, było pusto i ładnie, trochę się bałam

czwartek, 3 marca 2016

uchylanie drzwi

idąc nieważne gdzie, bo była to rzecz nieważna, zerknęłam w uchylone drzwi do kamienicy, i wszędzie oczywiście brud i starość, zaśniedziałość i brzydkość, i tylko kafelki na podłodze, które kiedyś były zapewne piękne, a teraz tylko o tamtym pięknie trochę pamiętają, zajrzałam, podejrzałam w cudzość, przez niechcący uchylone drzwi, pozostawione bez sensu i pewnie na chwilę; ukradkiem i ze wstydem zrobiłam zdjęcie, bo to nieładnie tak podglądać;

myślę też sobie ostatnio, że Kuba długo się nie odzywa i chciałabym, żeby przestał, ostatecznie, ile można się tak nie odzywać? zapukam, może ktoś otworzy? zamacham, a co mi tam? a może w ogóle jest uchylone i pójdzie łatwo?


środa, 2 marca 2016

niepodważalność

idzie wiosna, bezdyskusyjnie, niepodważalnie, wreszcie,
nawet po brudnych trawnikach miedzy blokowiskami, idzie, naczekałam się


wtorek, 1 marca 2016

sen o sprężynkach

śniło mi się, że położyłam moje okulary na czymś ciepłym, i to chyba była moja twarz po prostu i nagle nie tyle się roztopiły, co zwinęły jak sprężynki, szkła wykrzywiły się, wypadły, a oprawka no właśnie... zwinęła, usprężynkowała się w jednej chwili, wtedy też pomyślałam, że teraz mam kłopot, że trzeba by nowe i że dobrze, że póki co mam te drugie okulary, bo na razie starczą, że trochę szkoda tych zniszczonych, bo dobre były... ale za to wcale, a wcale nie dziwiłam się, że mi się ulubione okulary w tak podejrzanych i niewyjaśnianych okolicznościach zniszczyły, że tak nagle zamiast okularów mam sprężynki... nawet we śnie dziwi i zastanawia mnie nie to, co jest dziwne, tylko to, co się z tym da zrobić, innych wniosków chwilowo brak