czwartek, 31 października 2019

taki piękny realizm ("Balzakaina" J. Dehnela)

,, Balzakiana,, to udane połączenie realistycznej konwencji z niekwestionowanym darem do snucia opowieści, którym dysponuje Jacek Dehnel.

Jacek Dehnel "Balzakiana"
Utwór składa się z czterech osobnych opowieści inspirowanych twórczością Balzaka, ojca powieści realistycznej. Nie jest jednak konieczna znajomość jego twórczości, aby te historie rozumieć, choć niewątpliwie wzbogaca to ich odbiór i pozwala docenić, jak twórczo podchodzi autor to źródła swojej inspiracji. Dehnel umiejętnie bawi się nie tylko balzakowskimi wątkami, unikając zarazem uproszczeń i klisz, ale też dobrze sobie radzi z nurtem realistycznym. Złudnie wydaje się bowiem, że jest to nurt łatwy, kopiujący rzeczywistość, tymczasem przecież chodzi o stworzenie przekonującej iluzji rzeczywistości, a to wymaga zarówno wyobraźni, czujnego zmysłu obserwacji, jak i twórczego talentu. Historie Dehnela osadzone są w polskiej współczesności, to ona jest zwierciadłem, w którym czytelnik się przegląda. Nie bez złośliwego nerwu autor opisuje różne rejony polskiego społeczeństwa oraz reprezentujących je bohaterów. Drobnych, cierpliwych dorobkiewiczów; pełnych samozachwytu artystów-celebrytów; aspirujących do bycia nową arystokracją nowobogackich oraz niedobitków szlachetnych rodów donaszających zszarganą świetność i wielu, wielu innych, ale najważniejsze jest to, co w tych historiach uniwersalne i co stanowi także o ponadczasowości utworów Balzaka: przede wszystkim opowiadania Dehnela to opowieści o ludziach i ich relacjach oraz emocjach: miłość, przyjaźń, zazdrość, gniew, rodzina, znajomi, sława, starość to są tematy kluczowe. I dlatego, choć ,,Balzakiana,, jest mocno osadzona we współczesnej Polsce, to jednocześnie ukazuje sytuacje, które mogły zdarzyć się wszędzie, choć być może w innych dekoracjach. Piękna pełna detali narracja, ciekawe postaci, których losy śledzi się z zainteresowaniem - dobrze się czyta tę ,,Balzakianę,, choć momentami bardziej przypomina satyrę niż realistyczne lustro.


środa, 30 października 2019

tysiąc porzuconych rękawiczek - ze srebrną nitką i różową kokardką

sezon 2019/2020 na zagubione rękawiczki uważam niniejszym za otwarty... i do razu wysoce godne jest to otwarcie, bo taka ładna, ciut kiczowata, ale nieoczywista rękawiczka się pojawiła, tuż koło mojego domu, wygląda na nową





wtorek, 29 października 2019

Cezary Krajewski "Lila" - book tour 8

Przeczytałam w ramach book tour książkę aspirującą do bycia dramatem wojenny i do przynależności do literatury faktu. To się nie udało i literacko nie jest to dobrze napisana powieść, co najwyżej szkic do słuchowiska lub scenariusza filmu. Brak tła historycznego, stylistyczna niejednorodność, luki w logice wydarzeń, nienaturalność dialogów, powtarzalność schematów językowych, brak psychologii postaci, brak fabuły wreszcie, bo w sumie jest to tylko akcja... pomyślałam jednak, że nie można tylko o tym pisać, bo po pierwsze jest to pełna zdjęć opowieść o dziewczynce, która była prawdziwa i jej życie było ważne, a po drugie napisał to jej krewny tak, jak umiał i najwyraźniej ta rodzinna opowieść jest dla niego osobiście ważna, bo wiele w nią wkłada wysiłku i uwagi, choć być może nie miał pieniędzy lub zwyczajnie szczęścia do dobrych redaktorów i współpracowników, którzy by mu w realizacji tej literackiej  próby  skutecznie pomogli. Po co jednak robić człowiekowi przykrość i odwracać uwagę o Lilki? Nikomu to nie było potrzebne, więc pisząc recenzję, napisałam o bohaterce, mam nadzieję, że to wystarczy.

********************

Była sobie kiedyś taka dziewczyna, Lila. Miała kochających rodziców, dwie młodsze siostry i brata, miała wujków, dobre życie, była kochana i otoczona troską. Miała jasne włosy, duże oczy, lubiła się uczyć, była odważna i sporo się śmiała, choć przecież z czasem świat nauczył ją powagi i coraz smutniej zaczęła na niego spoglądać. Tak to przynajmniej wygląda na przechowanych przez rodzinę licznych zdjęciach. I było też tak, że podczas wakacji, które miały być najwspanialsze z dotychczasowych, w to życie Lilki wkroczyła wojna, która zmieniła Wszystko. Zmieniła jej rodzinę, ją samą, zmieniła cały świat, wydobyła z ludzi to, co najlepsze i to, co najgorsze, rozkruszyła w proch i zniszczyła wielu niewinnych, bo taka jest wojna - przede wszystkim niszczy. Na szczęście czasami rodzina ocala wspomnienia... I to o tym jest szkic literacki Cezarego Krajewskiego. O wielkich stratach i zniszczeniach oraz o przechowywaniu wspomnień o osobach wyjątkowych i kruchych, takich jak Lila. Pod względem literackiego rzemiosła utworu oceniać nie będę, ma on swoje usterki na wielu poziomach i aby była to pełnowartościowa literatura faktu tekst należałoby uzupełnić, uporządkować, poprawić. Ma on jednak sporo urokliwych scen rodzinnych i ma Lilę, jest świadectwem jej życia i to jest ważne. Warto poznać tę dziewczynkę i uratować pamięć o niej z wojennych zniszczeń. Myślę, że po to jest ta książka. 








poniedziałek, 28 października 2019

nowa wkrętka, stary ogień ("Ogień" N.Przybysz)

i rzeczywiście jest tak, że nie pamiętam już ostatniej prawdziwej muzycznej wkrętki, czyli piosenki, której słuchałabym na pętelce z uporem maniaka, a przecież lubiłam tak muzycznie powalić łbem o ścianę, to sprzyjało nastrojom, sprzyjało wyobraźni, ale od pewnego czasu nic nie przychodziło, może też dlatego, że jakby mnie słucham, mniej słyszę, raczej zagłuszam niż się wsłuchuję, taki mam czas; 
nadal nie umiem malować ognia i możliwe, że nigdy się nie nauczę


"rzadko patrzę w oczy i nie chodzę wszędzie w gości, 
nie podaję łapy i nie jadam z ręki, 
coraz głębiej korzeniami trzymam się tej ziemi,
coraz dłuższe mam nogi, wtedy biegam szybciej,
kiedy będę uciekać, żeby dały mi siłę, (...)
nie wygląda to dobrze, kiedy patrzę trzeźwym okiem, 
ale w sercu mam ogień, wiem, że ma melodię"


niedziela, 27 października 2019

Alek Rogoziński "Lustereczko, powiedz przecie" - book tour 7


,,Lustereczko, powiedz przecie...,, Aleksander Rogoziński, czyli kryminał z rasową intrygą i błyskotliwym poczuciem humoru.

Jest to powieść, którą czyta się lekko, a przede wszystkim powieść, którą czyta się z uśmiechem czy nierzadko także ze złośliwym półuśmieszkiem. W każdym razie mnie się to przytrafiło. Autorowi należy pogratulować cudnego złośliwego poczucia humoru, które obecne jest zarówno w dialogach, jak i w narracji. Dla osiągnięcia efektów komediowych, zabawnych skojarzeń czy ciętych ripost Rogoziński sięga po niebanalne, ale sugestywne skojarzenia i porównania. Jest to jednak przede wszystkim humor inteligentny. W grach słownych między postaciami pojawiają się nierzadko postaci z historii i kultury, gama jest szeroka, od Szymona Słupnika do Florence Jenkins, autor zakpił też z własnej twórczości, co świadczy o tym, że nie tylko jego bohaterowie są mocno autoironiczni. Humor na płaszczyźnie języka i genialny humor sytuacyjny (scena z kompotem!! - przezabawna) to są znaczące atuty ,,Lustereczko, powiedz przecie,,.

Bardzo doceniam w tej językowo i stylistycznie lekkiej w odbiorze i tonacji powieści, że dla równowagi stworzono też zawiłą i oryginalną intrygę. Sygnały co do jej rozwikłania czytelnik otrzymuje ,,po drodze", ale finału i tak nie sposób przewidzieć. Główna bohaterka, autorka kryminałów, Róża Krull jest świadkiem samobójstwa przystojnego mężczyzny, którego od pewnego czasu obserwuje (mało dyskretnie) przez lornetkę, snując romantyczne rojenia. Okazuje się, że samobójca uznawany był za pewnego zwycięzcę w zbliżających się wyborach Mistera Polonia, a okoliczności jego śmierci nie są tak oczywiste, jak się wydawały. Róża szybko angażuje się w śledztwo, dodatkowo wciągając w nie swojego agenta Pepe i menedżerkę Betty. W efekcie pisarka szybko wplątuje się w sytuację, nad którą zupełnie traci kontrolę. Jest to intryga, która wciąga i zaskakuje czytelnika, ale w zasadzie nie zawiera grozy, krwi i przemocy. Przypomina mi to sposób pisania Agaty Christie oraz jej genialną serię o Herkulesie Poirot. Jest ładny język, bo Rogoziński językowo pisze po prostu bardzo ładnie, jest błyskotliwe poczucie humoru, jest wreszcie przemyślana i precyzyjnie zapleciona, ale nieubłaganie logiczna intryga, w finale dochodzi nawet do spotkania kluczowych postaci i objaśnienia przez prowadzącego śledztwo policjanta szczegółów zbrodni, co jest zabiegiem bardzo typowym dla twórczości Christie.

Jeśli chodzi o postaci, to autor ma niewątpliwie dar do tworzenia zapadających w pamięć bohaterów charakterystycznych, którzy gdy już się pojawią mocno dominują w scenie. Moim absolutnym ulubieńcem jest Mario, model, youtuber i spec od makijażu, a przede wszystkim bezlitośnie dociekliwy i złośliwy kandydat na mistera, który tylko dzięki swojej czujności i uważności o wszystkich wszystko wie. To jest postać ekstremalna. Świetna jest też pomoc domowa Róży, dysponująca wstrząsającą wiedzą o świętych - Cecylia, która jednak w drugiej części powieści schodzi na plan odległy i w sumie nie wiadomo, co się z nią dzieje, a szkoda... Ciekawą postacią jest też Pepe, jego dialogi z Różą i ich relacje to kluczowe źródło humoru w powieści. Zdarzają się jednak autorowi postaci przeszarżowane. Taką bohaterką jest Lala, niby chłodna, wyniosła pani z mediów, która nagle sypie osobistymi informacjami nielubianej Róży, ta postać wypada niekonsekwentnie, jej zachowania nie współgrają z wizerunkiem osobowości, który autor zbudował. Co do bohaterki całej serii, czyli Róży Krull trudno jest wyrokować znając ją jedynie z jednej powieści. Jest ona swego rodzaju ,,master of disaster,, i ma do tej swojej szczególnej predyspozycji stosowny dystans. Momentami jest to jednak postać nadmiernie gapowata i chaotyczna, jej ośli zachwyt przystojnymi mężczyznami bywa zabawny, ale z biegiem czasu staje się nadmierny i kompromituje postać, ciężko traktować ją wystarczająco poważnie, by uwierzyć, że ta odklejona od rzeczywistości, niezorganizowana i notorycznie gapowata kobieta może mieć swój udział w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Mam poczucie, że przynajmniej w tej części autor nieco przesadził z wybijaniem na pierwszy plan jej cech komediowych. Pewne zagubienie i pochopność mogą być urocze, wdzięczne nawet, ale w nadmiarze irytują lub budzą współczucie czy nawet politowanie, a jednak Róża to postać główna serii, jej swego rodzaju fundament, może warto by umocnić także jej zalety, które uwiarygodnią ją jako sensowną postać kluczową kolejnych części.

Podsumowując :) ,,Lustereczko, powiedz przecie,, to dobra komedia kryminalna i warta polecenia literatura rozrywkowa. Spędziłam z nią jeden październikowy weekend i to był przyjemny czas.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję najlepszej organizatorce book tour Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska







sobota, 26 października 2019

pod skórą mego miasta (ZG, ul. Sikorskiego 66) - odpada tynk z budynku, a pod nim....

czasami tedy przechodzę, odkąd studiuję chemię, jakby częściej, uwagę zwraca tam pomalowane na kolorowo wejście do starego domu, ale nagle odpadła gruba warstwa tynku, okazuje się, że chyba budynek był kiedyś żółty, i teraz widać strzępy słów, które kiedyś coś dla kogoś znaczyły, a dziś są tylko cieniem i śladem po ludziach, którzy je czytali




piątek, 25 października 2019

"Nightmare" w BWA Zielona Góra (reż. Grzegorz Stachańczyk, Scena Ekfrazy 72 przy Pracowni Rysunku i Form Monumentalnych ASP w Warszawie)

przedziwny, gęsty od znaczeń spektakl o wieczności, sztuce i artystach... Gdzieś na krańcach śmierci, nicości i ostatecznych końców ludzkich losów spotykają się trzej wizjonerzy Flaxman, Fussli i Blake, dwaj pierwsi doceniani byli za życia, trzeci dopiero po śmierci zyskał sławę wszechstronnego geniusza i to on jest tu postacią dominującą, roztacza pełne pasji i gniewu kosmogoniczne wizje świata, sztuki, roli artysty, mroków wieczności, początkowo spektakl ma charakter rozliczeniowy, najważniejsze są relacje, pełne żalu i nieporozumień zaszłości między artystami, potem liczą się już tylko wyobrażenia Blake`a. Bardzo to było trudne i mięsiste i pełne emocji, metafor, bardzo wizyjne, świetnie dobrany dźwięk, coś jakby mielenie ziaren na na kamieniu.. nie wiem, ale super to brzmiało, do tego rozmach scenografii i tajemnicza mroczna postać, demon, który krąży między postaciami i podtrzymuje stan niepokoju i napięcia, ostatecznie do niego zresztą należny finał.... całość była być może hermetyczna dla ludzi, którzy nie interesują się sztuką i zupełnie nie znają artystów, którzy byli w niej kluczowymi postaciami, ja byłam jednak pod wrażeniem konsekwentnie mrocznego i gęstego klimatu spektaklu, wiersz "Tygrys"  Blake`a, genialnie wyrecytowany w końcowych scenach przez jednego z aktorów chyba pierwszy raz mi tak zabrzmiał i wreszcie go doceniłam

 

 

Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz
W puszczach nocy - czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne
Mogły stworzyć twą symetrię.

W jakiej głębi, w jakiej dali
Mógł się ócz twych ogień palić?
Jakie skrzydła nieść go śmiały
Czyje ręce go skrzesały?

Czyja sztuka i czyj dotyk
Stworzył serca straszne sploty?
Jak potworny był to cios,
Który wzbudził serca głos?

Jaki młot twój mózg formował?
W jakim żarze się hartował?
Któż go ujął w mocne cęgi,
Grozy nie zląkł się potęgi.

Gdy się z gwiazd sypnęły strzały,
A niebiosa łzy oblały-
Czy był kontent ten, co stworzył
Jagnię, ciebie- Pan Przestworzy?

Tygrys! Tygrys! jasno płoniesz
W puszczach nocy- czyje dłonie
Czyje oczy nieśmiertelne 
Mogły stworzyć twą symetrię
(W. Blake "Tygrys")

czwartek, 24 października 2019

Agata Kołakowska "Lista obecności" - book tour 6

Powieść "Lista obecności" Agaty Kołakowskiej to książka, która jest znacznie lepszą powieścią obyczajową niż kryminałem - i to była moja pierwsza myśl po jej przeczytaniu.

Główną bohaterką jest artystka, rzeźbiarka Iga Stelmach, która doświadczyła w życiu wielkiej straty, czy raczej wielu wielkich strat. Wszyscy członkowie jej rodziny w krótkim czasie i w różnych okolicznościach ponieśli śmierć, a że kobieta nie umie doszukać się porządku i logiki w tych wydarzeniach, to pod wpływem depresji i żałoby zaczyna szukać winy w sobie i w swojej sztuce.  W głębi duszy nieustannie postrzega siebie jako metaforycznie pojętą morderczynię swojej rodziny. Moment, w którym czytelnik poznaję tę kobietę, to jednak nie jest chwila najcięższej rozpaczy, od traumatycznych wydarzeń minęło już kilka lat, bohaterka decyduje się na poważną zmianę w swoim życiu, przeprowadza się z Zielonej Góry do małej wioski - Kunice, gdzie szuka spokoju oraz rodzinnej atmosfery i ma nadzieję na przezwyciężenie twórczej niemocy, która od dawna jej towarzyszy. Kunice wydają się jej niezwykłym miejscem, pełnym życzliwych ludzi, malowniczym, to taka enklawa spokoju, jakby wymarzona dla samotnych, znużonych miejskim pędem i anonimowością ludzi. W dodatku jest to miejsce zarządzane silną ręką sołtysa, który nieustannie działa na rzeczy integrowania i ożywiania kulturalnego wsi i który ze szczególną życzliwością zabiega o to, by właśnie artyści osiedlali się w Kunicach.... Tak to się wszystko zaczyna.

Początek w zasadzie przypominam powieści Małgorzaty Kalicińskiej, wieś, kojący spokój, piękna natura, sąsiedzi chętni do pomocy, przyjacielscy, mała społeczność... taka sielankowość, mikro świat dający schronienie przed wielkim światem, ale szybko wkrada się ten klimat systematycznie sączony przez autorkę za pomocą drobnych sygnałów nastrój typowy dla niektórych powieści Stephena Kinga. Prawie nieuchwytne spojrzenia, drobne kłamstwa, niedopowiedzenia, plotki, anonimowe kartki z ostrzeżeniami, manipulacje sołtysa, tajemnice, o których wszyscy wiedza, ale nikt nie mówi. Nie wszystko jest takie jak się wydaje, nie wszyscy są tacy jacy się wydają. Budowanie tej niepokojącej nastrojowości przez drobne wydarzenia i pozornie nic nie znaczące sytuacje, słowa niektórych postaci to jest mocna strona książki, bo wszystko to jest dość umiejętnie wplecione w codzienne życie bohaterki i wsi. Niby nie dzieje się nic wielkiego, ale napięcie rośnie. Akcja zagęszcza się dopiero, gdy bohaterka dowiaduje się, że przed dwoma laty jeden z mieszkańców wsi zaginął, ale i to jest długo bagatelizowane, choć od razu wiadomo, że coś tu jest nie tak, że jest w tym ukryta tajemnica. Ta właśnie nastrojowość powieści sprawiła, że szybko zmierzałam do jej końca, ale.... tego finału jakby brak. Rozmywa się w domysłach, w sumie nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi, co się w tych Kunicach wydarzyło. Nie ma też wyrazistego punktu kulminacyjnego, bo rozpada się on na kilka wydarzeń i w efekcie napięcie, które autorka budowała nie zostaje rozładowane, a niektóre wątki zawisają wręcz w próżni, większości postaci nie dopuszczono też do głosu, by mogły zareagować na rozstrzygnięcie, wszystko jakby rozegrało się poza nimi, nawet jeśli są one dość mocno w sprawę uwikłane. Emocjonalnie powieść zmierzała do mrocznego finału, a skończyło się na logicznym połączeniu kropek i sprawnej interwencji policji. Po przeczytaniu powieści uznałam, że to po prostu nie jest kryminał, to nie jest powieść grozy ani sensacyjna, ''Lista obecności''  jest o czymś zupełnie innym.

Teraz myślę, że to jest powieść obyczajowa o stracie. Jest to także interesująca powieść o artystach i sztuce. Po pierwsze postaci kobiece. Iga, Anita, Mira - każda interesująca, każda dość mocno pokiereszowana przez życie, każda radząca sobie (lub nie radząca) z tym na swój sposób. Nie mają takich samych przeżyć, ale wszystkie doświadczyły znaczących strat, różnego rodzaju, dlatego spokój i równowaga każdej z nich są pozorne, łatwo je tracą i tak naprawdę stronią od ludzi, nie dają się poznać, choć zarazem mocno lgną do siebie nawzajem, szukając wsparcia i przyjaźni. Te relacje są bardzo ciekawe, pełne oddania, zazdrości, niemalże miłosnej pasji. A zarazem są to kobiety całkowicie różne jako osobowości, łączy je jednak to, że ostatecznie każda okazuje się postacią w jakimś sensie pozytywną, budzącą u czytelnika dobre emocje. W "Liście obecności" w ogóle nie ma ani jednej postaci kobiecej, która byłaby postacią negatywną, chociaż nie są to nawet na drugim planie bohaterki wyidealizowane. A jednak...  pomimo ich wad oraz niekiedy wielkich błędów, nie można ich w ostatecznym rozrachunku nie doceniać. Kołakowska stworzyła więc powieść bardzo prokobiecą. Męscy bohaterowie na tym tle zastają w pamięci jako ludzie mocno przeciętnego formatu:  Krzysztof - niespełniony manipulant i egoista, Janusz - gbur, Łukasz - narzucający się i niedojrzały, Norbert - przeżarty zazdrością itd. itp. W tej powieści to kobiety "dają radę", choć jednocześnie warto dodać, że nie jest to utwór, który w którymkolwiek momencie nachalnie by to podkreślał, krytycznie odnosił się do męskich bohaterów, czy idealizował kobiety, po prostu taki obraz wyłania się z logiki wydarzeń. Generalnie relacje, emocje między postaciami - dobre i złe, także na drugim planie są nieoczywiste i dość często nie sposób ich przewidzieć, niektóre postaci potrafią czytelnika bardzo zaskoczyć. Dlatego aż szkoda, że autorka tym relacjom nie poświeciła więcej uwagi. Na przykład więzi Janusza i Krzysztofa Biskupów - aż się prosiło choć o jedną scenę rozmowy między bohaterami o tak złożonej i trudnej wspólnej przeszłości, w sumie znamy ich sytuację głównie z plotek i cudzych domysłów. Także Maryla to postać bardzo złożona, ale nie w pełni dookreślona, w jej życiu zachodzi wielka zmiana, ale rozmowy, która tę zmianę wprowadziła w powieści nie ma. Konflikt między przyjaciółmi, Hubertem i Łukaszem oraz ich pojednanie też jakby zostają za kulisami głównego biegu narracji, a szkoda! Możliwości opowiedzenia o tych relacjach między postaciami były bardzo duże i przyznać trzeba, że znacznej części z nich autorka nie wykorzystała. No i teraz na rzecz czego? gdzie skupiła się uwaga autorki? trochę na budowaniu kryminalnego napięcia, i to jak pisałam wyżej ładnie się udawało, pomimo braku wyrazistej kulminacji, a trochę na opisach przeżyć oraz codzienności głównej bohaterki. Tylko czy to jest dobrze dla powieści? Tak i nie. Przeżycia Igi Stelmach, artystki, kobiety, osoby w żałobie są warte uwagi, dzięki nim znamy i rozumiemy tę postać, śledzimy jej przemianę, poznajemy jej sztukę. Tu wielkie brawa dla Agaty Kołakowskiej, która niezwykle dokładnie ukazuje proces powstawia rzeźb i z dużym wyczuciem oraz znawstwem opisuje nawet techniczne niuanse ich wykonania. Poznajemy poza tym także wspomnienia bohaterki i to jak łączą się one z jej sztuką, to są fragmenty wartościowe, pojawiają się w nich trafne, bardzo uniwersalne refleksje, trudne emocje, a nawet bardzo błyskotliwe skojarzenie sytuacji Igi z Hiobem i jego doświadczeniami. Dla budowanie psychologii postaci jest to wszystko bardzo cenne. Z drugiej strony nie obyło się bez dłużyn. Bywa że chcąc nie chcąc celebrujemy każdy gest i upodobanie postaci głównej, jej codzienne życie opisywane jest ze sporym pietyzmem,  nawet gdy nie ma w nim ważniejszych zwrotów, przeżyć i wydarzeń, a wówczas dynamika powieściowa - podczas takiej relacji z miejsca, w którym chwilowo absolutnie nic się nie dzieje, a opis lub dialog nada trwa -  rozmywa się i traci fabularny nerw. Nie mam nic przeciwko budowaniu takiego kolorytu, pokazywaniu obrazków z życia codziennego, ale gdy robi się to za często lub ciągnie je za długo, więcej niż kilka razy przetwarzają te same gesty i informacje, to akcja zawsze na tym traci.

Jeśli chodzi o tło obyczajowe jestem w kłopocie, bo trudno mi zachować obiektywizm, oprócz pięknych jesiennych Kunic, miejscem akcji jest też Zielona Góra, czyli moje miasto, a to wywoływało podczas czytania wiele sentymentów. Podoba mi się jednak, jak umiejętnie wykorzystała autorka opisy przyrody i miejsc do budowania nastrojów. Otoczenie, w którym ludzie żyją nie pozostaje bez wpływu na nich i ich odczucia, i to w "Liście obecności" jest mocno zauważalne. O Zielonej Górze powiem tylko tyle, że jest to dobre miasto do życia, o czym przekonała się także na swój sposób główna bohaterka powieści.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję organizatorce book tour Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska







niedziela, 20 października 2019

wybacz mi.... ("Boże Ciało")

jestem pod wielkim wrażeniem tego filmu, sadziłam, że to będzie jeszcze jedna wypowiedź na temat wiary lub co gorsza Kościoła, ale to zupełnie nie jest o tym, to film o totalnej laickości dobra, o podziałach i nienawiści oraz o uldze, kiedy one się kończą - pod wieloma względami - jeśli go czytać jako metaforę - jest to więc film bardzo aktualny, ale przede wszystkim"Boże ciało" to opowieść o dobrym człowieku, o tym, że jednostka wiele może, że ma siłę by wprowadzać zmianę, która jest trwała, która się liczy, o tym, że człowiek jest takim, jakim się mu pozwala być, jest taki, jak miejsce, w którym się znajduje, bardzo ważny film, film, który dotyka i się zapamiętuje


- Wybaczyć to nie znaczy zapomnieć. Wybaczy to nie znaczy udawać, że nic się nie stało. Wybaczyć to znaczy kochać. Kochać człowieka pomimo jego winy.

******
-  Wybacz mi Boże, bo jestem chciwy. Chcę mieć więcej pieniędzy, więcej władzy, ale chcę też więcej od ludzi. Chcę być bardziej podziwiany, chcę być lubiany i dlatego codziennie szukam kogoś, kto jest ode mnie słabszy/gorszy.

sobota, 19 października 2019

trujące grzyby

spacerowałam, bo ja w ogóle dużo chodzę, nie mam samochodu i nie brak mi go, więc wszędzie chodzę, ale nie zawsze dlatego, że idę gdzieś, czasami po prostu tylko idę, także dziś szłam i były tam grzyby, trujące, ale ładne, wystarczająco ładne, żebym się zatrzymała


piątek, 18 października 2019

Aneta Krasińska "Gdy nadeszło życie" - book tour 5

,,Gdy nadeszło życie,, Aneta Krasińska

To powieść bardzo kobieca i mocno w kobiecości osadzona, postrzegam ją jako wartościową obyczajową literaturę dla kobiet, choć mężczyzna też byłby pożądanym czytelnikiem.

Bohaterowie ,,Gdy nadeszło życie,, to grupa przyjaciół, którzy spotykają się na 40. urodzinach Marceliny, większość z nich zna się od czasów licealnych, lubią się i wspierają, dobrze się razem czują, ale w tej części cyklu Krasińskiej kluczową postacią jest Magda - pewna siebie, przedsiębiorcza, niezależna kobieta, której tuż przed czterdziestką przydarza się nieplanowana ciąża z mężczyzną, który skrycie kocha się w niej od czasów licealnych. Bardzo podoba mi się w tej powieści dygresyjna, pełna retrospekcji kompozycja. Bohaterów poznajemy podczas urodzinowego spotkania i wydarzeń tuż po nim, ale w międzyczasie każdy z nich zostaje jakby dopuszczony do głosu, poznajemy ich wspomnienia i tajemnice z przeszłości, które pojawiają się pod wpływem bieżących wydarzeń i rozmów, i nadal wpływają na ich życie. Dzięki temu to kameralne grono ludzi dość szybko staje się dla czytelnika grupą interesujących go znajomych, a ich doświadczenia, kłopoty, przeżycia są na tyle uniwersalne, że można się w nich przejrzeć i odnieść je do własnego życia. Szczególnie wartościowe są tu przeżycia Magdy, która ma zostać lada dzień matką, a tym co jej towarzyszy jest narastający niepokój i irytacja. Nie ma tu żadnych cukierkowych wizji macierzyństwa i ciąży. Jest po prostu prawda. Młode kobiety, które chcą mieć dzieci powinny tę powieść przeczytać, żeby zdawały sobie sprawę, że bycie matką to duże wyzwanie, dla ciała, dla emocji, nawet dla psychiki. Jest w tej powieści kobieta w ciąży, która fizycznie słabo ją znosi, jest matka bliźniąt, która sama musi borykać się z ich wychowaniem i jest matka nastolatka. Warto dodać, że te postaci kobiece w swojej psychologii i rozterkach są bardzo prawdziwe, nie ma tu idealnych matek, są kobiety, które bardzo się starają, pomagają sobie, mają jednak swoje problemy i wątpliwości. Nie na tym kończą się jednak walory edukacyjne ,,Gdy nadeszło życie,,. W toku akcji pojawia się problem nietolerancji wobec związków nieheteronormatywnych i jest on bardzo mądrze i z dużą wrażliwością ukazany w dialogu przy urodzinowym stole. Poza tym pojawia się wątek problemów, z którymi boryka się polska służba zdrowia, niby w tle, ale jest. Rzecz istotna - psychologicznie i na płaszczyźnie relacji jest to w ogóle opowieść bardzo rzetelna.... są oddane sobie przyjaciółki, są związki partnerskie na różnych etapach rozwoju, są relacje rodziców i dzieci, powieść niby nie za długa, a te wszystkie relacje udaje się autorce pokazać i wiarygodnie zbudować. Oczywiście nie zawsze psychologia danej postaci czy relacji jest równie wyczerpująca, ale warto wziąć pod uwagę fakt, że powieść jest częścią serii, więc być może inne części dopowiadają elementy, których brak w ,,Gdy nadeszło życie,,.

Pewnym zgrzytem były dla mnie postaci męskie, które przy bardzo ciekawych postaciach kobiecych wypadają blado, tych mężczyzn się za bardzo nie zauważa. Nawet Darek, partner głównej bohaterki jest zarysowany na tyle powierzchownie, że oprócz nadmiernego zdominowania przez matkę, trudno w sumie wskazać jakieś cechy determinujące tę postać, to nie jest bohater, którego los odbiorcę obchodzi, może dlatego, że widzimy go przez większość czasu oczyma kobiet, a dla nich jest on po prostu osobą drażniącą. Ostatecznie jego związek z Magdą wydaje się być związkiem z rozsądku i miłosne wyznania czy nawet namiętność, która pojawia się między bohaterami powieści w Epilogu po prostu dziwią, bo nie wynikają z dynamiki i dotychczasowego rozwoju ich relacji, które upływają pod znakiem ,,różnic nie do pogodzenia,,.Ogólnie rzecz biorąc mężczyźni to postaci z tła, asystują kobietom, ale sami w sobie nie mają znaczenia, nie przywiązujemy się do nich (pewien wyjątek stanowi chyba tylko para homoseksualistów).

Trzeba jednak docenić, że powieść jest ładnie napisana. Lekkie dialogi, dobrze prowadzona narracja (choć dygresyjny tok fabuły i przenikanie się wspomnień postaci niekiedy lekko zgrzyta, gdy dość często zmieniana jest perspektywa postrzegania świata), na płaszczyźnie stylu zdarza się autorce nieco patetyczne słownictwo, zwłaszcza gdy mowa o emocjach, ale generalnie powieść czyta się przyjemnie.

,,Gdy nadeszło życie,, to dobra powieść obyczajowa, przede wszystkim o kobietach i dla kobiet, bardzo uczciwa w ich opisie, bardzo rzetelna gdy dotyczy ich przeżyć i doświadczeń. Także dla mnie stała się ona okazją do wielu wspomnień. Każda czytelniczka może odnaleźć w niej coś o sobie lub dla siebie. Mężczyznom natomiast warto polecić powieść jako szansę na lepsze zrozumienie kobiecego świata.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję organizatorce book tour Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska








wtorek, 15 października 2019

między innymi trzyma mnie tu też ta złota jesień

trwa złota polska jesień, co w tej chwili ozdabia mi rzeczywistość, ponieważ poza tym świat nie jest ładny, myślę, że żyję w brzydkim i okrutnym świecie, w którym dzieje się źle i myślę tak od dawna, nie ma to zbyt wiele wspólnego z moi osobistym światem, ale jest to raczej refleksja globalna i zawodowa, ekologiczna, polityczna, edukacyjna, zaczynam chyba mieć wysoce nihilistyczny światopogląd i w tym wszystkim pojawiła się ta złotem kapiąca jesień, piękna oczywiście, urastająca do jednej z tych rzeczy, które zatrzymują mnie w Polsce, choć jest ona coraz trudniejszym miejscem do życia i boli mnie mój strach przed tym, co nas tu czeka






poniedziałek, 14 października 2019

desperacja i rozpacz ("Joker" i wideorecenzja Tomasza Raczka)

jestem pod wielkim wrażeniem tego filmu, ale recenzję zostawiam Tomaszowi Raczkowi, który powiedział w zasadzie wszystko, co mi się pomyślało, w dodatku powiedział też więcej niż mi się pomyślało, a ja się z nim po prostu zgadzam, to jest film boleśnie aktualny i bardzo dobry; to nie jest film o szaleństwie, nie jest to film o chorobie psychicznej, to film o desperacji, samotności, upodleniu, cierpieniu, przemocy i upokorzeniu, o serii większych i mniejszych podłości wyrządzanych bezbronnemu człowiekowi przez zwykłych ludzi, które w końcu sprawiają, że on wybucha, to jest doświadczenie dostępne dla każdego, każdy ma swoje granice, każdy bywa o krok od ich przekroczenia, każdy bywa zdesperowany, myślę nawet, że Joker możne być takim everymanem naszych czasów, bo jego szaleństwo jest ogólnodostępne, bo świat, w którym żyje mocno przypomina nasze (także polskie) Tu i Teraz, świetna muzyka, genialna rola Phoenixa, cudowne zdjęcia, mądra reżyseria, niezwykłe kino psychologiczne, ale też bolesna metafora naszego świata, film pełen okrucieństwa, ale przede wszystkim takiego okrucieństwa w relacjach, pełen zwykłych skurwysyństw, które ludzie sobie robią, które się im robi w społeczeństwie, będę o tym teraz myślała, bo nie umiem  i nie chcę się od tego filmu odkleić.... schyłek, anarchia, bunt i ból, tak jest, tego doświadczamy


- Dlaczego od szaleńca wymaga się, aby zachowywał się jak normalni ludzie?

****
Do psychiatry:
- Ludzie mnie teraz zauważają. Do dziś dnia nie byłem pewny czy istnieję. (...) Ale pani mnie nie słucha. Pani mnie nigdy nie słucha. Ciągle tylko "Jak się czujesz?", "Czy masz jakieś czarne myśli?". Mam tylko czarne myśli, ale Pani mnie nie słucha. Mówię Pani, że do dziś nie byłem pewny czy istnieję, a Pani nie słucha.

piątek, 11 października 2019

Natalia Murawska "Wszystkie nuty życia" - book tour 4

"Wszystkie nuty życia" Natalii Murawskiej - tym razem w ramach book tour trafił mi się romans i choć średnio lubię ten typ literatury, to muszę przyznać, że była to książka po prostu bardzo przyjemna....

 ***** najpierw jednak kwestie formalne... za możliwość zapoznania się z książką dziękuję organizatorce całego czytania:pani Sylwii, czyli blogerce prowadzącej "Z książką na kanapie" oraz autorce Natalii Murawskiej, którą uważam za przemiłą postać *****


i teraz kilka słów o powieści....
główni bohaterowie to Majka i Mikołaj, łączy ich to, że oboje przeżyli niedawno (w perspektywie roku) coś trudnego, były to dwie różne sytuacje, ale efekt jest zbliżony, każde z nich przeżywa wielkie poczucie straty, poczucie winy, gniew, każde tkwi w swego rodzaju kryzysie zaufania do ludzi, świata i samego siebie, to ich łączy, ale im nie pomaga jako parze, spotkają się i... ze względu na to, że oboje są dość straumatyzowani, to ich znajomość nie wydaje się dobrze rokować, pomimo dużej wzajemnej fascynacji, przeszłość nadal się ciągnie za nimi, wpływa na ich zachowania, wybory, reakcje, a jednak zaczynają razem wspólne życie.... podejmują ryzyko, na które w gruncie rzeczy zupełnie nie są gotowi i tak naprawdę czytelnik (tak samo jak bohaterowie) długo nie wie, uda im się, czy nie?

w powieści jest wiele zróżnicowanych emocji, często na granicy pewnej egzaltacji, dużo jest "na zawsze", "do końca świata", dużo romantycznych gestów i scen jak z sennego marzenia młodziutkiej kobiety, która ma bardzo idealistyczne wyobrażenie o miłości i związkach, niektóre cierpienia bohaterów czynią w opisie wrażenie dość histerycznych i nadmiernych,  nie zawsze do końca ufam temu nadmiarowi, jest po prostu w tej opowieści na płaszczyźnie uczuć sporo naiwności, ale z drugiej strony jest to naiwność, która mieści się w konwencji gatunku, romans ma przecież trochę cukrować świat i jeśli robi to ładnie, to być może nie warto zanadto się tego czepiać, poza tym oprócz tego - w międzyczasie romantycznych uniesień - można we "Wszystkich nutach życia" znaleźć wiele uniwersalnych refleksji, głównie dotyczących tego, jak człowiek przeżywa rzeczywistość, jak postrzega świat i siebie w tym świecie, jak boryka się z różnymi emocjami i czym one są dla niego, a te refleksje, często mające charakter rozbudowanych sentencji, czy wręcz dłuższych, prawie filozoficznych przemyśleń są bardzo niekiedy trafne, niebanalne, psychologicznie naprawdę ciekawe i świadczą o dużej humanistycznej wrażliwości autorki;

przede wszystkim jednak podoba mi się w tej powieści staranność, z jaką autorka podeszła do prezentowanej opowieści, żadnych zbędnych wątków, przypadkowych scen, płytkich rozmów, rwących się wątków - wszystko celowo współgra, aby stworzyć jak najwnikliwszy obraz relacji między dwojgiem ludzi, ale także dość dokładny portret psychologiczny każdego z nich, oczywiście oboje są młodzi, piękni, utalentowani - to jest totalna romantyczna sztampa typowa dla powieści tego typu - ale za to sposób opisu tych ludzi, bardzo mądre prowadzenie ich przez różne etapy znajomości, to już jest jednak osiągnięcie i kwestia dużej uważności autorki - żadnych skoków, żadnych niezrozumiałych decyzji, ich relacja rozwija się naturalnie i bardzo autentycznie, przekonująco, tym postaciom i ich emocjom czytelnik ufa i między innymi dlatego śledzi je z zaangażowaniem; 

miło zaskoczyła mnie też narracja i kompozycja powieści, rzeczy bardzo zaniedbywane przez liczne obecnie na polskim rynku autorki romansów, które zwykle poprzestają na chronologicznym odtworzeniu wydarzeń z punktu widzenia trzecioosobowego narratora, u Murawskiej pierwszoosobowa narracja w podziale na rozdziały oddaje głos naprzemiennie dwójce kluczowych postaci - Majce i Mikołajowi, co daje ciekawy efekt, bo śledzimy rozwój ich znajomości niemal jednocześnie z punktu widzenia każdego z nich, co więcej poznajemy ich obawy, emocje, myśli i wspomnienia, i tu pojawia się ciekawy zabieg graficzny: skryte myśli postaci, takie komentarze, które człowiek wyszeptuje zwykle tylko do siebie i zatrzymuje gdzieś na obrzeżach świadomości  pisane są kursywą, daje to taki efekt, jakbyśmy uczestniczyli w najgłębiej skrywanym życiu wewnętrznym bohatera, podobny zapis mają też najcenniejsze lub najtrudniejsze wspomnienia obojga postaci z przeszłości, jest to niby prosty zabieg, a tworzy pewną atmosferę intymności w poznawaniu kluczowych dla powieści bohaterów;

drugi plan i tło powieściowe też wypadają jednak trochę zbyt cukierkowo, wypełniają je poprawnie zbudowane postaci, czyli rodzina, bliscy, krewni i przyjaciele obojga bohaterów, jak jeden mąż są to przesympatyczne, cudowne osobowości: wyrozumiałe, mądre, wspierające, wrażliwe, dojrzałe, wręcz terapeutyczne w swoich działaniach i słowach, jest w tym jakaś przesadna jednowymiarowość, która przesładza cały obraz i go odrealnia, mało się dzieje na tym drugim planie, np. wątek Szymona i Amelki, przyjaciół bohaterów głównych, którzy też w tym samym czasie się poznają i zakochują został całkiem zaniedbany, choć we wstępnej fazie powieści wydawał się być obiecująco rozbudowywany; nie wiemy kim też jest Borys i czemu pomaga Mikołajowi, jego motywacje są całkiem niejasne; świetną postacią jest siostra głównego bohatera, ale i ona mogłaby być mniej jednoznaczna, to swego rodzaju siostra wzorcowa, ale przecież także młodziutka wysportowana niegdyś dziewczyna, która niedawno przeżyła dramatyczny wypadek, w wyniku którego definitywnie musiała przesiąść się na wózek, gdzie są jej problemy, jej przeżycia? psychologicznie bardzo wzbogaciłyby one wątek główny, poza tym bohaterka radzi sobie ze swoją sytuacją o wiele za dobrze, by było to wiarygodne, zachowuje się jak dojrzała kobieta, a nie nastolatka, która dopiero co uległa poważnemu wypadkowi, jako osobowości jest to dobrze zbudowana, wartościowa postać, ale jeśli połączyć tę osobowości z jej wiekiem, sytuacją życiową, to nie jest to postać wiarygodna, choć niewątpliwie przesympatyczna;

no i kilka drobiazgów, które sprawiły, że generalnie powieść wydała mi się przyjemna i sympatyczna: - motyw nadgarstków, obsesyjnie pojawiający się w scenach romantycznych, bohaterowie dotykają nadgarstków, trzymają się za nadgarstki, mają coś na nadgarstku, robią sobie tatuaż także na... nadgarstku.... no szaleństwo, początkowo uważałam to za jakieś natręctwo, ale później uznałam to za swego rodzaju "smaczek" i już tylko wypatrywałam kolejnych scenek z nadgarstkiem;
- świetne dowcipne dialogi, lekkie, młodzieńcze, pełne dynamiki, i to nie tylko pomiędzy głównymi postaciami, to one tworzą taki klimat lekkości, naturalności, radości, są bardzo urokliwe;
- psychologiczna wnikliwość, czasami niestety bywa wręcz kliniczna, tzn. są postaci, które jakby nazbyt podręcznikowo realizują pewne traumy czy toksyczne zachowania (tu zwłaszcza rodzina Kostka), ale generalnie wszelkie ataki paniki, obsesje, opisy zachowań, które są odbiciem aktualnego stanu psychicznego bohatera, sam fakt, że postaci szukają pomocy, terapii, pracują nad sobą, to wszystko jest cenne, bo z jednej strony pozwala tych bohaterów rozumieć, ale przede wszystkim poznawczo dla czytelnika to ma cenny walor, pokazuje, że człowiek może mieć poważne problemy, trudne przeżycia, ale że może szukać z nich wyjścia i że może się to udawać, że korzystanie z pomocy w takich razach to rzecz normalna i słuszna;

podsumowując..... "Wszystkie nuty życia" Natalii Murawskiej - przyjemna, wciągająca, ładnie napisana bajka, nieco naiwna, nieco zbyt czarno-biała, ale też pełna wdzięku romantyczna.... bajka