środa, 30 kwietnia 2014

Miód


Wieczorami w moim domu pachnie miodem z powodu rośliny, której nazwy nie znam. Kiście drobnych kwiatków, które wyglądają jak wykonane z tworzywa. Uwielbiam ich zapach. Jest słodko. Przyjemnie. Snuję się po domu, przytula mnie ten miód... Dziękuję.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Estetyka

M. Krutulska-Krechowicz z wystawy "Badania okresowe"
Więc są takie sytuacje, że mogłabym się tu podpisać obiema rękami, rękoma, a nawet ręcyma czy też ręcmi. Wino także oczywiście jest bardzo w porządku.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Danielsson & Youn Sun Nah, The Linden



"...Since time is a thief, I'm out in my reckoning
Though I'm saving every second they're slowly turning into sand..."

po prostu zachwycające, zapętliłam się

niedziela, 27 kwietnia 2014

Bajka o śliwce

Był sobie raz robak. Mieszkał w pięknym, soczystym jabłku i było mu całkiem dobrze. Jabłko było smaczne i dorodne, no może czasami trochę cierpkie.... w sumie to było irytująco cierpkie, cierpkie jak jasna cholera, więc pewnego dnia robak porzucił jabłko bez cienia żalu i przeniósł się do słodkiej gruszki. Gruszka była całkiem inna. Mięciutka i pachnąca, wszyscy zazdrościli robakowi tak urokliwej gruszki. Ale pewnego dnia cukierkowa słodycz gruszki przejadła się robakowi i z ulgą ją opuścił. Trudno orzec, jak to się stało, ale zamieszkał w pierwszej lepszej śliwce. Śliwka była.... no cóż, paskudna, taka śliwka-robaczywka, ani dobra, ani ładna, nie była smaczna, nie oszukiwała nawet ślicznym zapachem, nic szczególnego, ale robak został w swojej śliwce. Zaniepokojeni przyjaciele odwiedzili robaka, usiłując dociec, czemu przebywa w tak przykrym, nieprzyjaznym otoczeniu, skoro dotąd z błahszych przyczyn zmieniał miejsce pobytu. Wzruszony ich troską, wynędzniały robak wyznał w końcu: - Mieszkałem w soczystym, lecz cierpkim jabłku i musiałem odejść, mieszkałem w pięknej, lecz zbyt słodkiej gruszce i musiałem odejść, a teraz.... teraz mieszkam w tej przegniłej śliwce i po prostu boję się już ruszyć....

sobota, 26 kwietnia 2014

Marina i Ulay




Lubię tę opowieść. Sztuka, która zjadła życie, ale jak wspaniale. Coś znacznie więcej niż strzępy prawdziwych emocji. Nic się nie kończy. Płakałam, oczywiście.




piątek, 25 kwietnia 2014

mozaika

Więc wypadałoby się zakochać na wiosnę zupełnie od nowa, ale za mało wiem o miłości, zatem tylko bawię się tą myślą.
Odszedł Różewicz, bez Nobla, ale zostawił mnóstwo wierszy, zapisane w pamięci, nie tylko mojej.

Spotkałam admirała, stałam i gapiłam się, taki był piękny, i było mi dobrze.
Jagoda miała łzy w oczach, opowiadając mi o przykrości, która ją spotkała, było mi jej żal.
Dzwoniła matka, rozbawiłam ją, jak zawsze.
Każde ocalenie wydaje się tylko odroczeniem kresu, zmianą okoliczności i daty ostatecznych pożegnań - wiem, cliche, cliche, cliche.
Karolina chce wyjechać, ma rację, powinna.
Mam niebieskie paznokcie przez zupełny przypadek, patrzę na nie zaskoczona, jakby to były cudze dłonie.
Jedyną pewna rzeczą w życiu jest zmiana.

czwartek, 24 kwietnia 2014

uroda buntu


Dokładnie ten utwór i tylko w tym wykonaniu - przeglądam się w nim jak w lustrze wręcz nieprzyjemnie precyzyjnie odbijającym mnie. Także dziś. "Strach u schyłku dnia...." 


środa, 23 kwietnia 2014

Najbardziej przygnębiające słowa w historii języka



Niezwykłe jak opryskliwość gderliwego intelektualisty potrafi rozładować potencjalnie frustrujące refleksje...

Jakie jest najsmutniejsze słowo w historii języka? "Gdyby"? A może raczej "jeśli"? co wpływa na człowieka gorzej? Niewykorzystane sposobności i żal z ich powodu, czy raczej wymagania i chropowate ramy oczekiwań upewniające, że na wszystko trzeba sobie zasłużyć. "Zawsze" i "nigdy" też mogą być paskudne, bardzo. Oczywiście wiele zależy od kontekstu. Jestem w trakcie sporządzania prywatnej listy.

Jakie jest najbardziej przygnębiające słowo w historii języka?

wtorek, 22 kwietnia 2014

o bestiach

Snuje mi się po pamięci przeczytany kiedyś wiersz S. Crane`a, regularnie do mnie wraca, widać jest dla mnie jakoś tam ważny...

"Na pustyni ujrzałem nagą bestię
która kucając pożerała swoje serce.
Spytałem: 
- Czy to dobre, bracie? 
- Gorzkie jest, gorzkie - odrzecze - 
lecz mi smakuje, bo jest gorzkie
i bo to moje serce."

Tymczasem niezaprzeczalnie jest wiosna, piękna, nachalna i nie do powstrzymania - jak co roku. Żadnej goryczy, nawet w przekwitających już magnoliach. I ulegam temu urokowi. A jednocześnie myślę o wierszu o bestii i przeżuwam swoje serce. Logika zero. Estetyczne ambiwalencje jak zawsze.


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Prawie wszystko, co piszę jest jak tłuczone szkło, jak kamień do zjedzenia. Więc czuję się niespokojna, jakbym miała nieczyste sumienie i większość słów zamykam, chowam, ukrywam. Rzecz w tym, że nie wszystkie, nie zawsze. Nawet ten blog… Cedzę tu słowa przez sito wewnętrznej cenzury, moje listy do kosmosu, czyli do siebie, którymi raczej nie chcę nikogo dotykać. Czasami jednak dotykam. Scenariusze, które piszę dla mojego teatru są coraz bardziej…. Cholera, nawet nie wiem jakie, ale są za bardzo… obnażające chyba, nie tyle mnie, ale szeroko pojętych odbiorców. Po ostatnim występie kobieta, którą bardzo cenię i lubię powiedziała, że oglądając przedstawianie czuła się tak kompletnie naga, jakby jej nic nie zostało. Nie wiem, czy to komplement. Nie czuję się, jakby był. 
Moi szaleni aktorzy chcą z tym niekiedy iść w świat, a ja jak co roku się wzbraniam; nie ma w tym cienia kokieterii. Wszystko staje się nagle zbyt osobiste i wymyka mi się, a ja chciałam tylko stwarzać metaforyczne obrazki. Dawać krótkie, przemijalne refleksje, a nie intymnie szeptać na ucho o mrocznych emocjach. A mimo to często mówię właśnie tak i nie są to rzeczy lekkie ani ładne, są to rzeczy paskudne, a może tylko trudne? Wiem, że ludziom jest (jest?) przeze mnie nieprzyjemnie. Cieszy mnie sukces przedstawiania, jestem dumna z moich świetnych aktorów, którzy tyle z siebie dają, ale często nie jestem dumna z siebie, czy może raczej nie wiem, czy mam prawo być dumna. Właśnie dlatego. Przyznałam się. Mam co do siebie mnóstwo wątpliwości.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Until We Bleed



"(...) więc jesteśmy skazani na trwanie, pijemy śmiertelne krople, potem kochamy, dopóki nie zaczniemy krwawić, a potem rozpadamy się na kawałki (...)" - chyba właśnie tak, mniej więcej.

sobota, 19 kwietnia 2014

Bajka terapeutyczna

Pewien władca (oczywiście absolutny, i tyran, i w ogóle) skazał swojego sługę na śmierć za banalne przewinienie. Może sługa wylał wino, może potknął się, niosąc królewski nocnik, a może po prostu królowa za bardzo go lubiła? – nieistotne. Dość, że wyrok zapadł. Przerażony sługa zaczął błagać króla o litość: „Panie, okaż mi łaskę, daruj mi życie, a ja w ciągu roku nauczę twojego konia latać”. Król nudził się ostatnio bardzo, więc taki pomysł go podekscytował, zgodził się, obiecując jednak, że jeśli za rok koń nie będzie latał, sługę czeka śmierć. Uszczęśliwiony sługa wrócił do domu i pochwalił się swoim sprytem żonie, która natychmiast wpadła w histerię. „Żałosny kretynie” – mówiła – „za rok i tak zginiesz, niczego nie uzyskałeś! Przecież ty nawet nie znasz się na koniach!” (czemu w takich historiach żona jest tak często postacią negatywną?) Sługa przytulił lamentującą żonę i z uśmiechem wyjaśnił: „Zyskałem rok. Kto wie, co się wydarzy? Może ja umrę? Może nasz władca umrze? A może… nauczę konia latać?”

piątek, 18 kwietnia 2014


Drogi Gabrielu! 
     Od momentu, kiedy Aida powiedziała, że już nie wrócisz, myślę o zmianach, które wniosłeś w moje życie, o tym, jak odkłamywałeś rzeczywistość. Twoja magia była odpowiedzią na moje pragnienie transcendencji i jeśli dziś coraz częściej wierzę, że człowiek ma duszę, to jest tak dzięki Tobie. I kiedy nie wstydzę się być wariatką, to także dzięki Tobie. Myślę o Twojej odwadze, o Twoich obsesjach: miłości, śmierci, wolności, samotności, i tęsknię za twoją obecnością w moim widnokręgu.  Zawsze byłam pewna, podobnie jak Ty, że zobaczę cię świętującego setne urodziny. Tyle razy o tym mówiłeś…. Wszystkie Twoje słowa, włącznie z przekleństwami, były niesamowite. Dobranoc. K.




czwartek, 17 kwietnia 2014

cyt. z  I. I.

Być może o to właśnie chodzi, że tak często [na szczęście i nierzadko na  nieszczęście również] nie umiem przestać. 

środa, 16 kwietnia 2014

Idealnie

Zasnęłam z przekonaniem, że nie zasnę… więc może dlatego pamiętam znowu sen. Nie ma wydarzeń, jak zawsze, są tylko wrażenia. Emocje tak intensywne, że wydają się realne, kapią ze ścian, spływają mi po skórze, wszystko jest od nich ciężkie, powietrze, moje ciało, przestrzeń, wszystko jest…. gęste. Czekam. Stoję przy wielkim oknie, które zajmuje całą ścianę, patrzę przez nie, ale nie widzę prawie nic, jakieś życie, budynki, ludzie - kompletnie nieistotne w obliczu mojego czekania i napięcia, które przenika przez każdy mięsień. Przyjemnie. Jest mi gorąco, po karku spływa mi kropelka potu, wzdłuż kręgosłupa, jakby ktoś znaczył ślad muśnięciem palca. Stoję w bezruchu, ale wszystko drga wokół od ciepła i oczekiwania. Jakby wibrowała przestrzeń. Pokój jest pusty, ściany w barwie miodu. Ktoś stoi tuż za mną, wiem, choć mnie nie dotyka, czuję napięcie płynące z innego ludzkiego ciała, milczącą obecność i podmuch oddechu na mojej szyi. Jest w porządku. Odprężam się, trochę. Nie odwracam się, wszystko we mnie go zna, znamy się, istnieje i stoi tuż za mną – bliskość bez lęku, bez zaskoczenia, bez wątpliwości. Chwila jest krucha, ale trwa w nieskończoność. [ - Jesteś? - Jestem.] Żadnych wyjaśnień. Idealnie.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Prawie wieczność na ławce z odłażącą zielonkawą farbą, spod której wyzierał blady róż i jeszcze coś brązowego, i jeszcze jakiś intensywnie…. brudny żółty? ile razy malowano tę ledwie trzymającą się na przerdzewiałych nitach kupę desek? Czy drewno pod spodem było nie dość dobre, by pozostać na widoku? Czego mu brakowało? I co z niego zostało, czy pod warstwami farby jest jeszcze coś, co kiedyś było jakimś życiem, pachnącym może nawet żywicą, a w każdym razie drewnem, więc ładnie, bo uwielbiam zapach drewna. Zdejmowałam dziś z obsesyjnym skupieniem zdesperowanymi palcami kolejne płachty farby. Zapętliłam się na tym. Zatem desperacja, dokładnie tak. Dokopię się! Skrob, skrob, zielone płachty, skrob, skrob, różowe, skrob, skrob, brązowe wióry, skrob, skrob – żółć tak brudna, że odrażająca, jak liszaje na ciele….. Więc ostatecznie jestem wandalem i mam osobowościowy kryzys – rzecz oczywista. Poraniłam sobie palce. Drzazgi, odłamki, zadrapania. Tyle.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Głucha wściekłość i prowokowany wybór tego, co łatwiejsze, wymuszony refren życia, które wygina się w pasmo kompromisów obliczonych na trwanie i przetrwanie. Więc jednak jestem buntownikiem i spłonę we własnym ogniu tak czy siak. Tumany gniewu z każdym krokiem, bo im bardziej przetrącony kręgosłup, tym trudniej się chodzi, przecież. Zgodziłam się! Ale i wcale nie, tak? Tak! Więc zgodziłam się, wyrażając niezgodę. Trawiąca wściekłość, nadal, mimo to, dlatego właśnie. Całość podszyta wahaniem, bo wiadomo, że można było nie zgodzić się bardziej wprost, definitywnej i naprawdę. Palimpsest…. Jak gwoździem w potylicę wwierca się we mnie to słowo i huczy. Osobowość jak przedrukowana od nowa. Gówno nie tabula rasa! nie rodzimy się jak czyste karty, o ironio dowodzę sobie tego empirycznie. Więc spektakularne gówno, właśnie! Rodzimy się zapisani gęstym druczkiem, maczkiem predyspozycji, potencji, możliwości, cech rozpierających geny, wdrukowanej w serce i mózg płci… i czegoś tam jeszcze, oby była to dusza, a nie zbitka molekuł. Doświadczenie zdziera i wymazuje pierwotny druk. Zdziera skórę tożsamości i po tym bólu zostaje mi tylko gniew, a czasami nawet nie to, bo wstyd zaledwie, realna groźba bycia sobie obcym, bycia nikim. Palimpsest, od nowa zapisany, czymś cudzym, niestarannymi bazgrołami rzeczywistości i inkrustowany rozwiązaniami, które nie zadowalają nikogo, zza których nic już nie widać. Szlag! Jestem zła dziś. Po prostu.

Na szczęście Bukowski, szczęśliwie od lat jestem beznadziejnie zakochana w Bukowskim, w tym typie męskości, postrzegania, w czytaniu mi w myślach, kiedy sama nie umiem ich nazwać, a on mi nazywa, i wiem już, że tak jest jak mówi, i że wiedziałam to od zawsze, bo dziś na przykład, ewidentnie „…sznurówka buta urywa się gdy pędzę w pospiechu…”, dokładnie tak. Dzięki Charlie….