sobota, 31 października 2015

radio i celowe cierpliwości

Dziś ja i Gosia same w radio, i oczywiście listopad, tak baaaardzo jest już późna jesień i uwiera mnie ten listopad, choć jeszcze się nie pojawił. Zrobiłyśmy audycję, ostatnią póki co, jakoś emocjonalnie wyszło, pogadałyśmy, a ja cicho dopisałam Gosię do listy osób, o które się martwię. Wypiłam kawę, pogadałam, wchłonęłam jabłka - radiowy dzień czy raczej poranek, fajnie, lekko, dobry klimat. Na odchodnym dostałam piosenkę, którą Gosia puszczała w radio, zapamiętałam, wyszukałam, teraz uporczywie słucham, słucham, słucham (i myślę - ostrożnie myślę, szamocząc się z ciągle rozplatającymi się warkoczykami) i podoba mi się, bo jest w rytmie moich kroków, bo jest w rytmie mojego myślenia, w moim tu i teraz, mocno, no tak... właśnie tak. Chciałabym wyciągnąć rękę i mówić tylko to: chodź, chodź ze mną, obok mnie, do mnie, bez obaw, bez żalu, bez niepokoju, bez niedowierzania, bez wątpliwości, chodź, nie myśl, tylko idź - ale nie robię tego, wiem, że to nie tak, że trzeba poczekać, tym razem właśnie tak: zaoferować czasowi czas, a człowiekowi cierpliwość, to czasami pomniejsza forma szacunku i czasami wielkie ryzyko, także, ale jest to potrzebne. "Nie powiem: dość".

**************

piątek, 30 października 2015

wszystkie spojrzenia Kuby

Kuba pokazał mi swoje zdjęcia, bardzo piękne, bardzo dobrze zrobione, niektóre znakomite, wiele pełnych wdzięku... każde jedno wykonane z pasją, oglądałam je myśląc, że widzę w nich jego ścisły umysł, widzę perfekcję lub dążenie do niej i ma to swój urok, jest to coś, czego nie da się nie podziwiać, a jednocześnie myślałam: jaka szkoda, że tak rzadko, robiąc je, zabiera ze sobą swoje serce, byłyby tysiąc razy.... nie wiem, nie lepsze przecież, ale miałyby większą moc, a nie tylko wypracowane piękno, pewnie nie byłyby tak doskonałe, ale być może byłyby niezapomniane, bo rzeczywiście dotykałyby ludzi, na pewno dotykałyby mnie.

czwartek, 29 października 2015

sezon na więdnące kwiaty

Listopad zaczął się dziś, szedł tutaj już od kilku dni i jest, i to był zły dzień, parował negatywnym powietrzem od rana, i to nie to, że mgła, ale jakby inna gęstość powietrza (czy gdybym mówiła głośno takie głupoty, to ktokolwiek by mi uwierzył, że tak to widzę, że takie mam od rana poczucie? chyba tylko Aśka); nagle wszyscy stracili energię do życia.... skończył się im tlen, jakoś tak - i Ł. postanowił nie walczyć o prawa swojego syna, które jeszcze wczoraj wydawały mu się tak ważne, dziś położył uszy po sobie, i zwyczajnie wycofał się rakiem, a mi było przykro, że tak; Pani S. nie wychodzi z domu i czuje się winna, że nie potrafi, że nie umie... nie jestem pewna, czy ją przekonałam, że to nic takiego, że tak czasami jest, że to się zdarza, że ma dać sobie czas, przylepiło się do mnie jej poczucie winy, jej żal; wieczorem M. pisała, bo ktoś zrobił jej krzywdę, a ja mogłam jej tylko obiecać, że jutro coś wymyślę, jutro wszystko naprawię; nawet Mała Mi, optymista mojego własnego chowu ma energię na poziomie ameby, więc.... z powodu tego wszystkiego i innych drobnych rzeczy pomniejszych siedziałam dziś i płakałam jak bóbr, witamy w listopadzie.

środa, 28 października 2015

bez przyszłości ("11 minut")

Nowy film Skolimowskiego... jest to rzecz interesująca, budująca napięcie, wieszcząca zło, oglądasz i wiesz, że jest to historia bez happy endu, ale i tak oglądasz, bo chcesz wiedzieć, po prostu chcesz, zatem oglądasz i wiesz, że wszystko jest domysłem, wszystko jest przypadkiem, kruchością; trochę jest to film uderzający w moje najbardziej podskórne obawy, trochę kolejny raz świat mówi mi: PRZYSZŁOŚĆ NIE ISTNIEJE, nie ma jej nigdzie poza twoją wyobraźnią, i trochę to straszne, a trochę... dobre, bo czemu snuć plany, czemu (przede wszystkim) snuć obawy? właśnie teraz w moim życiu, taka konstatacja jest odpowiedzią  na wiele wątpliwości, ale.. odchodząc od prywaty: świetni aktorzy broniący się w najmniejszych epizodach, wciągająca fabuła, finał trochę w klimacie "Oszukać przeznaczenie", ale emocje po drodze wiele wynagradzają. Może nie żeby Oskar, ale film godny obejrzenia, pięknie pomontowany, dobrze zagrany, z genialnymi epizodami, z mistyczną zagadką w tle, film, który zostawia niepokój.

wtorek, 27 października 2015

tysiąc nienapisanych listów

układam w głowie listy, których nigdy nie napiszę, które pozostają tylko opcją, tylko możliwością, mimo to układam je z zapałem, bo pomaga mi to zebrać myśli, taki niekończący się wewnętrzny monolog o najgłębiej skrywanych sekretach, i tak, jest to przyjemne, mnie jest przyjemnie, zamyślam się, zapominam o wszystkim, wymykam się, nikt i nic mnie nie dotyka



poniedziałek, 26 października 2015

jesiennie (zatrzymanie szóste)

późna jesień, nastroje pikują, ale jest pięknie, naprawdę pięknie... idę przez park i wszystko się zmienia, w jednej chwili




 


 



niedziela, 25 października 2015

jesiennie (zatrzymanie piąte)

Po drodze na wybory, przez park, szłam sobie, a tu wszędzie nagle pięknie tak jakoś, bardzo. A ja okazałam się tylko bohaterką tej cudzej pocztówki, którą ktoś komuś innemu po coś innego wysłał, na której jestem tylko przez przypadek.




sobota, 24 października 2015

paczka dropsów, przeterminowana vs. radio

znowu audycja, a ja tymczasem jakby nieobecna, nieskupiona, w moim właśnym wiecznym gdzieś indziej, i zupełnie na serio zużyłam całą moją wolę i samodyscyplinę, żeby w tym radio składnie mówić i nie majaczyć, i nie wiem, czy aby na pewno się udało... przeterminowana paczka rozwalonych dropsów - tyle mam koncentracji, o dokładnie tyle!

piątek, 23 października 2015

cudowność (po koncercie Domowych Melodii)

Byłam na koncercie Domowych Melodii i muszę powiedzieć, że był on pod każdym względem zachwycający, ludzi mnóstwo i wszyscy przez większość czasu podekscytowani, uśmiechnięci, jacyś tacy ogólnie uchachani, i to rzeczywiście niemalże ciągle, nawet Marta się rozpogodziła; muzycznie było ładnie i jakoś tak kreatywnie, a zarazem lekko, różnorodnie, niebanalnie; no i zespół, głównie dziewczyna - totalny, bezpretensjonalny wdzięk i wielka pozytywna charyzma, generalnie w Domowych...  są  ludzie ewidentnie sympatyczni i publiczność od razu ich pokochała, to był świetny koncert i wyszłam z niego nastrojona bardzo pozytywnie, ja chce jeszcze raz! chcę więcej! cudni byli i bisowali chyba najdłużej w historii klubu.



czwartek, 22 października 2015

z perspektywy czasu

może to dlatego, że jest jesień, a ja od dwóch tygodniu czuję w kościach listopad, a może to chwila słabości, ale czasami, gdy oglądam się za siebie żałuję prawie wszystkiego;
 a przecież zwykle myślę odwrotnie, że wszystko było jak miało być, że musiało stać się to, co się stało, że to wszystko uczyniło mnie i jestem pogodzona z tym, co minione, bez żalu, bez wstydu
ale dziś.... obejrzałam się przez ramię i to jeden z tych niewielu razy, kiedy żałuję, może nie wszystkiego, ale... tych kilku niezwykle konkretnych rzeczy, wyborów, osób, powinnam była być mądrzejsza, uniknąć tego, zatrzymać się, powstrzymać, usunąć, tak byłoby dla mnie lepiej,
ale nie zrobiłam tego i teraz muszę sobie z tym radzić, i jest trochę tak, że sobie poradzę oczywiście,
ale też nikogo nie przeproszę za sposób, w jaki sobie z tym radzę, nawet jeśli .... no nawet jeśli

środa, 21 października 2015

dobre rady

- Żyj od wschodu do zachodu słońca i nie planuj, przyszłość nie istnieje, jest tylko w naszej wyobraźni - tak powiedział Fin, ma sporo racji, być może go posłucham. Poza tym Fin uważa, że jestem odważna i że się nikogo nie boję, bardzo przesadza oczywiście, po prostu jestem mocno osadzona w sobie, czyli mocno osadzona w nicości i mało kto potrafi mnie rzeczywiście dotknąć, reszta to tylko konsekwencje. Więc tylko od wschodu do zachodu? - piękna idea.

wtorek, 20 października 2015

koniec pastelowatości

myślę, że już nic nie jest pastelowe, od dawna, za to wszystko ma ostre krawędzie, taki mi się świat rysuje, taki jest w moich oczach, pastele opadły ze mnie ostatecznie jak łuski (powiedziano mi nawet wręcz, że jestem wyrachowana, może i jestem) i jeśli kiedyś pozostawię za sobą skwierczącą pustynię, to właśnie dlatego, dokładnie dlatego (zapamiętać), z powodu tych pasteli, których nie ma

poniedziałek, 19 października 2015

doradztwo i recytacje - ja i radio, potyczka 3

Ha, i dokonało się, pomimo totalnych głosowych niedyspozycji przetrwałam kolejną audycję w radio, nawet znienackowo wierszyk przeczytałam, jak szaleć to szaleć (nikt inny nie chciał...) i w ogóle jakoś miło było, przyszła Kama opowiedzieć o zeszłym roku, taka Kama mocno dorosła, studencka, a przecież to nadal ona, patrzyłam i myślałam: "Odchowana, fajnie"; w dodatku Kuba napisał i wygrał konkurs, byłam z niego dumna bardzo, w efekcie wyszłam z radia z jakimiś takimi miękkimi emocjami na ramieniu. Poza tym Gosia była zadowolona, Arleta - wyciszona i łagodna, przekazano mi też małą stertę komplementów, a jak powszechnie wiadomo komplementów, zwłaszcza z zaskoczenia rzucanych, nigdy dość, więc tym bardziej się zrobiło pastelowo i to jeszcze kiedy byłam w tym pomarańczowo-szarym studiu. Któż by powiedział, że tak sobie będę ceniła chwile sentymentów i słabości? A przecież tak jest, właśnie.

audycja 3, o eseju interpretacyjnym

niedziela, 18 października 2015

autoportret z pawiem?

Prowadząca zajęcia z artecoachingu wysłała nam zdjęcia, które robiła w trakcie warsztatów z malowania i... ha, no teraz faktycznie widzę, że malowałam siebie, właśnie na zdjęciu zobaczyłam to, co musieli widzieć inni, że ja i postać na obrazku to ta sama osoba, rzeczywiście wiele na to wskazuje; no i jeszcze podobno jest tam pawi ogon... hm, tu akurat kompletna klapa, tzn. nie dam się przekonać do tego... to miało być coś innego (wiem, ale nie powiem, o).
Jestem chora, czuję się paskudnie, jest jesień, jesień, jesień.




sobota, 17 października 2015

artecoaching, czyli... plastyka w plenerze


Byłam na kursie - intuicyjne malowanie, coaching, takie tam... uruchomiłam całe moje spektakularne beztalencie, by dobrze się bawić, by się oderwać od tu i teraz,  i nagle wszyscy zauważyli, że namalowałam siebie, wrastam ogniem w ziemię, płonę.... czy faktycznie? być może, tak mogło być, to mogło mi chodzić po głowie i chyba chodziło, ale czy to ważne? (-"Czemu stoisz tyłem?"; nie wiem; - "Co trzymasz w ręce? Balony?" nie wiem; - Czy to są fajerwerki? nie wiem); no i mówiono mi, że wszystko jest osobne, co sama zresztą zauważyłam, zerkając na spójne kompozycje innych "malarzy" - nic dziwnego, ostatecznie jestem bytem mocno... no właśnie... osobnym, dzielę świat na części i oddzielam od nich siebie; poza tym wszystkim jednak malowałam palcami i choć zmarzłam, i jestem chora, to było to niezwykle przyjemne, lubię dotykać płótna, mieszać farby, czuć ich fakturę i lepkość, to wiem na pewno. Tysiąc dotyków, ugłaskań, muśnięć na jednym obrazku i tylko o to chodzi, to obrazek o dotykaniu.



piątek, 16 października 2015

jesiennie (zatrzymanie czwarte)

Świat mi płonie w oczach, choć pada deszcz, jest bardzo jesiennie, mgliście, wilgotno, sennie,
jednak patrzę, zauważam, widzę i jak zawsze jesienią tęsknię za czymś nieokreślonym.

 

 




czwartek, 15 października 2015

koncertowo "kurczę się w sobie i zamykam"

Więc byłam na koncercie Happysedu, skądinąd bardzo lubianego przez mnie zespołu, którego wokalista wydaje się człowiekiem osobiście sympatycznym, i który to zespół znakomicie wypada podczas występów na żywo, zatem było fajnie, oczywiście, bardzo; dobre granie - pozytywni ludzie, słuchałam jednak tych piosenek i odsłuchiwałam jednocześnie podczepionych do nich wspomnień (a jest ich trochę), i nagle zapaliły mi się nieco spóźnione i zwykle czujniejsze przecież lampki wczesnego ostrzegania przed spektakularną kraksą i patrzę sobie, a tu nagle odruchowo wycofuję się rakiem, krok po kroczku, w każdej z moich myśli, bo ja przecież jestem tchórzem po prostu, czasami bardzo, i jestem ostrożniejsza niż kiedykolwiek, bo to łatwe, łatwiejsze niż... inne rzeczy; i oczywiście, być może zbyt często nie dowierzam w ostateczności prawie nikomu, ale też nikt na to nie zasługuje jakoś specjalnie; to chwila słabości czy tylko taka gra? nie wiem, ale niewiedza wystarcza, by zrobić tysiąc kroków wstecz, mnie to wystarcza.
Podobno muzyka powinna poruszać emocje, no i ... porusza. A że nie tylko dobre?... W porządku, ok.


Te wszystkie "obolałe niedomówienia", których się żałuje, bo wstyd trochę i jeszcze prawie zawsze "w mojej głowie zamieć i czarne, czarne chmury", to pamiętam, wystarczy tylko pamiętać, by zachować ostrożność i niedowierzanie w każdym geście.


środa, 14 października 2015

niebieskooka widokówka

widokówka dziś się pojawiła i sobie jest, skrawek cudzego spojrzenia, czy to jest fajne? że widokówka, że dziś, że tak po prostu do mnie? że znad morza przyleciała? trochę tego wszystkiego nie wiem, trochę tego po prostu nie rozważam, zerkam tylko z duuużego dystansu - uhm, no jest, ok, dzięki, przyjacielski gest, przecież, wiadomo


wtorek, 13 października 2015

bo ja tę Galę podziwiam...

.... i czytałam o niej i o Dalim dziś artykuł, i to jest coś! pełnokrwistość, charyzma, pasja życia, która się nie spala i nie poddaje.
(artykuł o Gali w Wysokich Obcasach)

William Rothlein i Gala: "Oderwał dwa guziki od jej płaszcza i siedział nad nimi całymi dniami, milczący. Wydaje się, że ją autentycznie kochał. W końcu któregoś dnia usiłował nagi wyskoczyć przez okno."

Jeff Fenholt i Gala: "W zamku Pubol działy się między nami głębokie duchowe sprawy. Dziwne wibracje. Istniało między nami absolutne pokrewieństwo, byliśmy absolutnie stworzeni dla siebie."

Dali i Gala: "Wszystkie obrazy artysta podpisywał imieniem swoim oraz Gali. (...) Dali pochował ją w grobowcu w zamku Pubol. Zamknął się tam, odmawiał posiłków. Dwa lata później umarł."


poniedziałek, 12 października 2015

utajone grawitacje

Grawitacja jest problemem, okazuje się nim być, bo zwyczajnie jest tym, czego nie przewidziałam, nie przekalkulowałam, to kłopot, który jest tylko dlatego, że jest i nic nie można na nią poradzić, to rzecz obiektywna, która istnieje we mnie i poza mną zarazem, wszystko inne da się poupychać po kątach, wypalić, wymieść, zasypać, odsunąć, czynię to zresztą fachowo wypracowanym gestem, ale.... nie sposób zlekceważyć mocy grawitacji i trochę mnie to boli, trochę mnie uwiera, więc biegam szybciej, stąpam mocniej, żeby zagłuszyć, żeby pominąć..., bo tak być nie może i tak być nie będzie, bo nie.

niedziela, 11 października 2015

Radio i ja, runda druga

Radio Index, druga audycja dla maturzystów (o rozprawce)

odsłuchałam audycję... uff, nie było tragedii, nawet zdjęcie pospotkaniowe w sumie może być, muszę przyznać, że jest to dla mnie ciekawa przygoda i ku memu zdziwieniu coraz więcej ludzi nas słucha.... fajnie

sobota, 10 października 2015

jesiennie (zatrzymanie trzecie)

nie mam w sobie żadnego skupienia, dziś w radio znowu udawałam eksperta, ale walczyłam z samą sobą o każde logiczne słowo, nadal nie mam pewności, czy się udało... mam za to tysiące wątpliwości; myślę ostatnio często o możliwości zresetowania się, jakaś wędrówka po górach, samodzielnie i w moim własnym tempie... tak, to byłoby coś fajnego, ale jak, kiedy? nie mam pomysłu ani chyba za bardzo możliwości, zatem czytam, sączę wino, daję czasowi czas (jak to na jednym ze szkoleń tysiąc razy powtórzył Tomasz), często gadam z Martą, w ogóle dużo gadam z ludźmi, planuję, zapisuję, rejestruję, a czasami tylko udaję - tak, to zabawne w gruncie rzeczy - udaję, że rewolwer nie jest nabity;

i nadal staram się też zatrzymywać, i trochę się nawet udaje


piątek, 9 października 2015

jesiennie (zatrzymanie drugie)

Ostatnio często mam poczucie, że stąpam po cieniutkiej tafli lodu, patrzę po nogi i widzę ryby, które pływają tuż pode mną, srebrzą się i wyginają, bo nurt jest wartki.

******

A poza tym... zwolniłam trochę na wirażach, czy raczej zmusiłam się, żeby zwolnić; dziś zatrzymałam się przy okazji ślimaka, okazja dobra jak każda inna.


czwartek, 8 października 2015

jesiennie (zatrzymanie pierwsze)

Za szybko mijają mi dni, znowu życie ucieka, przemyka niezauważone, nie lubię tego efektu, bardzo, nagle wszystko wydaje mi się stratą i marnotrawstwem, dlatego postanowiłam się zatrzymywać, żeby zauważyć, że jest ładnie. Taka decyzja, po prostu, nic wielkiego. Trochę to pewnie jest banalne, trochę pretensjonalne, ale co mnie to w gruncie rzeczy obchodzi? 
Dziś godzinę biegałam po lesie i tuż nad głową przeleciał mi wielgachny, drapieżny ptak, nie wiem, co to było (orlik? myszołów? czy to możliwe?)? ale był wielki! no i wystraszył mnie po prostu, a potem wiewióra kicała obok jakiś czas, do tego chłodne powietrze i kolory, normalnie piękna ta jesień, choć nie wiedzieć kiedy ani jak się zrobiła. 
I żeby zauważyć, zatrzymałam się tutaj i było to tak:


środa, 7 października 2015

długie wieczorne kobiet rozmowy

Panna M.:- Ale ja musiałam coś zrobić, coś innego niż chwila słabości, musiałam go czymś urazić, że tak zniknął i to teraz, jak wszystko mi się wali, zwiał jak szczur, jak miałam wypadek nawet nie zadzwonił... przecież musi o coś chodzić, coś musiałam zrobić...
Pani Mag: - Nie ma powodu, oni po prostu nie są naszymi przyjaciółmi.


Siedziałyśmy we trójkę, dookoła biegały nasze dzieci, a mężczyźni byli z różnych przyczyn nieobecni, czasami definitywnie, czasami chwilowo, dość, że ich nie było i nikomu ich nie brakowało po prawdzie (choć oczywiście mówiło się i o nich, trochę się obgadywało wielkich nieobecnych); wino, jedzenie, gadanie, żarty i żale, rozchełstana żeńskość, dyskusje bez konfliktów, poczucie więzi bez uwiązania; kobiety są sobie niezbędne, świrują, kiedy zostają same, a czują się lepiej, gdy mogą pogadać lub chociaż posiedzieć z innymi babami, nawet jeśli świat się wali, nawet jeśli wszystko jest nie tak; wiele razy myślałam, że mogłabym żyć na co dzień w jakimś totalnym, dobrze zorganizowanym matriarchacie, że to mogłoby działać; 
mężczyźni przychodzą i odchodzą, inne kobiety pozostają.

wtorek, 6 października 2015

codziennie inaczej ("o co tyle milczenia?")

jesień zwyczajnie sprzyja jazzowym klimatom, a od Napiórkowskiego do Jopek mam zwykle najwyżej jeden krok, i tak słucham jej sobie, w tle, robiąc coś innego, myśląc o czymś innym, i bywa, że strzęp słów mi wpadnie w głowę głośnym echem, zwykle urywkami: "nieskromna, niewinna", "ja nie proszę, nie płaczę, ja kocham codziennie inaczej", a przede wszystkim "O co tyle milczenia?", i jeszcze ta akwarela, no właśnie

niedziela, 4 października 2015

jesienią przez las

Zabrałam najprawdziwszego i najlojalniejszego z przyjaciół, czyli psa, na długi spacer przez las, przez jesień, dobrze nam to obu zrobiło, dokulałyśmy się aż na Winobranie w Ochli - sporo ludzi, jarmark i lokalne produkty, zjadłam ziemniaki pieczone w kotle, w mundurkach z olejem lnianym, sprzedawali je przemili ludzie, no i było to pychaaa, prawie jak z ogniska, zresztą kupiłam potem ten olej lniany w ramach prozdrowotności, poza tym wreszcie zauważyłam, że jesień rzeczywiście skapuje z drzew, spotkałam też Dorotkę w stroju ludowym.... jak zazwyczaj w szczytowej formie, pełną planów, ambicji - fajnie, uściskałam dzieciaka, zatem w sumie to był dobry, jesienny dzień, bolą mnie nogi, ale mimo tego, piękna ta jesień się na chwilę okazała i pies jest szczęśliwy.

 






sobota, 3 października 2015

nie chce mi się z nikim...

....nic, z nikim nic mi się nie chce - ot tak, zupełnie, gadać, być, żyć, nawet czuć mi się nie chce, niepokojąco definitywnie. 

Mój ulubiony jubiler powiedział: - Mało kto ma takie wąskie palce.... Gosia, wychodząc z radia powiedziała: - Fajnie, że byłaś, cieszę się, że cię poznałam. Marta napisała: - Jestem z ciebie dumna siostro. Mała Mi płakała, bo fretka umarła i to było prawdziwe nieszczęście, prawdziwa śmierć (- Ale śmierć jest straszna, a mnie przy niej nie było!!). Za tym wszystkim jest jeszcze wiele innych słów, innych sytuacji (pogadajmy o nas i moje ulubione bardzo mi przykro, że już nie chcesz...; czy ja muszę?! muszę chcieć, być kimś dla kogoś, nie mogę tylko towarzyszyć? dlaczego to nie wystarcza? jestem lojalnym towarzyszem, jestem na zawsze, nie zmieniam się jak kamień przy drodze, czy to nie dość? czemu muszę być jakaś, czyjaś? po co? skoro umiem nieprzemijająco kochać i lubić i być bez całej tej papierowej przynależności), tymczasem szlachetna sztuka uniku nie starcza, bym się uchyliła, zatem czasem odmawiam, po prostu. I naprawdę - nic z nikim nie chcę, nie tak.

piątek, 2 października 2015

pod palemką

Chcąc nie chcąc usiadłam pod palemką w Palmiarni, bo Pan robił zdjęcia, poprosił i wypadało usiąść, trochę zapozować, trochę się uśmiechnąć, dziewczyny zasiadły, no to ja też, bo w sumie, co mi tam, zapomniałam o tym incydencie pięć minut później, a tymczasem okazuje się, że nawet nie wiem kiedy mój mało upublicznialny wizerunek pojawił się w artykule prasowym lokalnej gazetki rozdawanej na ulicach, i co? i jestem tym autentycznie skrępowana, jest mi niewygodnie i niezręcznie... nie wiem nawet za bardzo czemu? może to smutna świadomość, że teraz każdy lub prawie każdy może mnie pognieść i wyrzucić do śmieci? lub co gorsza - oprawić w ramki i trenować trafienia rzutkami do celu? bardzo być może, że mi to trochę przeszkadza... zaczerwieniłam się jak wioskowy burak, gdy mi tę fotkę pokazano, dziewczyny wyszły oczywiście bardzo ładnie, tak młodo i dystyngowanie, a ja jak to ja - wiadomo, siebie ocenić się nie da; refleksja na przyszłość: znienackowemu, spontanicznemu siadaniu pod palemką w przyszłości mówię stanowcze łeee tam...


czwartek, 1 października 2015

bezwzględne potrzeby - z kobiecych dialogów postpożegnalnych

Wszystkie moje ulubione dziewczyny dopytują:

- I jak się czujesz?
- Jak się z tym czujesz?
- I co teraz?

Zbiorczo i po uczciwości mogłam odpowiedzieć tak:

- Trochę mi przykro, trochę dziwnie, trochę nie wiem, jak powinnam się czuć, trochę myślę, że moje koty jak umrę zjedzą mi twarz, ale ja to ciągle ja, mój świat się nie rozpada, ja się nie rozpadam, trwam sobie jak trwałam, nie płaczę po kątach, tylko się rozglądam; jak mawiała moja babcia, mężczyzna nie jest kobiecie do życia bezwzględnie potrzebny.