sobota, 31 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - najmniejsza

nie byłam pewna, czy to rękawiczka, ale przecież tak, taka malutka, na małą dłoń człowieka, który dopiero wszystko zaczyna, który jest jeszcze bardzo kruchy, i myślę, że jest bardzo ładna w swojej znikomości, że jest w sam raz na początek wiosny, na pożegnanie zimy, cieniutka i szara, jakaś wzruszająca nawet, więc postanowiłam sobie, że to jest rękawiczka i wszystko sobie o niej wyobraziłam, więc jest właśnie Taka i właśnie o Tym, jest właśnie Tak




piątek, 30 marca 2018

oglądaj i nie przywiązuj się do nikogo ("Everest")

jako, że w kinie nuda, to siedzimy w domu, jemy sobie, snujemy się, czytamy, robimy piękne nic i czasami polujemy na jakiś film - w sumie są to święta idealne, całkiem inne od poprzedniej Wielkanocy, którą wspominam jako pasmo frustracji, ale Teraz? teraz jest dobrze, no i ten "Everest"...

jakiś rok temu Asia mówiła, że film fajny, ale jak (słusznie) ostrzegał jej syn "nie przywiązuj się do nikogo", jakoś umknęło mi wówczas, że obraz ten powstał w oparciu u prawdziwe wydarzenia, co czyni go tym bardziej wstrząsającym; jak sam tytuł wskazuje - "Everest" to historia o wchodzeniu na najwyższy szczyt świata, ale,  rzecz cenna, jest to historia rzetelna, bez upiększania i hollywoodzkiego blichtru, w kolejnych obozach pod Everestem jest zgrzebnie i zimno, faceci noszą długie, wręcz niechlujne brody, polary, grubaśne kurtki, grube ciuchy w ogóle, dziewczyny nie łażą w pełnym makijażu ani we wdziankach podkreślających figurę, zwykle są potargane, jak to na górskiej wyprawie, jak ktoś zamarza, to odmrożenia są czymś znacznie więcej niż zaczerwienionym noskiem, a jak ktoś źle się czuje na wysokości, to dość obleśnie rzyga i kaszle krwią, i co więcej - bohaterowie filmu to co prawda ludzie z pasja, ale nie herosi, boją się, wahają, mają swoje rozterki, tutaj każda brawura lub nieostrożność kończy się cholernie źle, a jak pada śnieg to nie ma malowniczej lawiny w pełnym słońcu, tylko nic nie widać i jest groźnie, film ma więc miejscami walor dokumentu, pokazuje w bardzo prawdziwy sposób ekstremalnie niebezpieczną wyprawę, jest to zupełnie inne ujęcie od ucukrownego filmu o zbliżonej tematyce, jak np. "Granice wytrzymałości", gdzie wszyscy zasuwają w kolorowych ciuchach, jak z magazynu o górskiej wspinaczce, dokonują niebywałych akrobacji, a Izabela Skorupko nawet na kilku tysiącach metrów ma pełny makijaż, lekko rozwianą grzywkę i jest śliczna; film interesujący, jako mocna i wiarygodna historia o ludziach, którzy podejmują niebywałe ryzyko, zostawiają rodziny, dzieci, ryzykują życiem, a  nawet wręcz poświęcają je, narażają się na kalectwo lub chorobę z powodu... gór, ja też lubię góry, ale nie aż tak, Karkonosze mi wystarczają.... całkowicie.

czwartek, 29 marca 2018

zwykła niezwykła opowieść ("Manchester by the Sea")

polowałam na ten film od jakiegoś czasu i dziś się udało - dobry początek świąt, jak by nie patrzeć - film kompozycyjnie złożony jest z liniowo prowadzonej teraźniejszości - mężczyzna wraca po kilku latach do rodzinnego miasteczka z powodu śmierci brata - oraz retrospekcji, które powoli odsłaniają przeszłość głównego bohatera i jego bliskich oraz niejako wyjaśniają, dlaczego w swoim Teraz jest tym, kim jest - zgorzkniałym samotnikiem, który po prostu musiał wyjechać i który nadal kipi wściekłością, poczuciem winy i żalem; "Manchester by the Sea" to świetnie prowadzony obraz, w którym stopniowo poznajemy okoliczności rodzinnej tragedii oraz jej skutki, a wszystko bez banalnych happy endów czy prostych morałów i rozwiązań, wyważone i psychologicznie bardzo przekonujące kino, także dzięki świetnym aktorom; zastanawiam się teraz, co ze zwykłej ludzkiej tragedii czyni coś więcej niż komunikat w wiadomościach? co sprawia, że drga w nas współczucie, że się przejmiemy i teraz myślę, że chodzi tylko o możliwość zindywidualizowania dramatu, która sprawia, że jest on dotykalny - ten moment, gdy znamy ludzi uwikłanych w nieszczęście, gdy możemy zajrzeć im w twarz i zobaczyć nie tylko konsekwencje, znamy też przyczyny, widzimy ich słabość i to, jak zmieniają się na zawsze, jak ich definitywnie rozkruszają wydarzenia - tak, wtedy to nas obchodzi, i chyba o tym jest ten film, a także o tym, że najważniejsze są nasze codzienne sprawy, prawdziwe życie i to, co nam się przytrafia, to, co nas kształtuje, deformuje nawet, przetrąca kości; film ma znakomity scenariusz i jest świetny aktorsko - to coś więcej niż zwykły obyczajowiec, to opowieść mająca dużą siłę, emocjonalny ładunek i wartość, które wynikają z tego, że w znacznie większym stopniu opowieść bazuje na uczuciach, niż na odkrywaniu lokalnej sensacji i rodzinnej tajemnicy, sekret głównego bohatera dość szybko się ujawnia, ale nie osłabia to zaangażowania widza, z jakim ogląda on film, bo tak naprawdę kluczowe jest to, co ludzie robią potem, co się z nimi dzieje, jak się czują, jak sobie radzą lub nie, dlatego jest to historia, którą się przeżywa - bez akcji, bez efektów specjalnych, bez sensacyjnych zagwozdek, jest tylko opowieść o ludziach, o tym, co ich spotkało i naprawdę ogląda się to - w napięciu, z uwagą - bardzo dobry film

środa, 28 marca 2018

białe święta, o których marzyliśmy

obudziłam się dziś rano i... okazało się, że widać transcendencja niekiedy odpowiada na pobożne życzenia i niejawne modlitwy, bo oto mamy białe święta, które marzyły mi się w grudniu... tymczasem jest biała Wielkanoc, lepiej wcale niż późno? szydzę sobie, ale po prawdzie... chodzi tylko o to, że w sumie jest tak sobie


wtorek, 27 marca 2018

przemilczenia (MJUT - Nie chcę prawdy)

czy przemilczenia są kłamstwem lub mogą je zwiastować? nigdy tego nie wiedziałam na pewno, ale zawsze wydawało mi się, że gdy nie masz nic do ukrycia, nie masz też zbyt wiele do przemilczenia (i owszem, wiem to także po sobie), i że z całą pewnością przemilczenia nie budują zaufania, za to zwykle budują strach i karmią demony, myślę o tym dzisiaj, bo czasami po prostu niemówienie nie jest w porządku, choć rozumiem też, że ta kwestia (prawda, zmyślanie, słowność, ułuda, kłamstwo itp.) jest moją prywatną obsesją i że czasami w tej sprawie przesadzam, po prostu zawsze chcę tylko prawdy, bez względu na ryzyko, chcę ją dostać, a może tak się właśnie nie da? tylko ja nie umiem z tego zrezygnować (piosenka dobrana jest zatem przewrotnie, taka ironia czy coś...)

poniedziałek, 26 marca 2018

krokusowe plony

posadziłam na jednym poletku kwiatki bez ładu i składu, jesienią, bez większej nadziei, że te rachityczne cebulki wykiełkują, a tu tymczasem są, zrobiłam sama wiosnę i wiosna jest


niedziela, 25 marca 2018

nie królik, nie kaczuszka, nie jajeczko... tegoroczne święta to... żaba

nadciąga Wielkanoc, więc trwa jarmark na deptaku i była tam też zielona żaba, która od razu zwróciła moją uwagę absurdalnym optymizmem swojej szklanej paszczy, i dostałam tę żabę, i liczę, że świata będą właśnie Takie


sobota, 24 marca 2018

poszłam tam, bo.... (Czarny Protest w ZG)

podchodzę do takich rzeczy z nieśmiałością, bo mam małą wiarę w to, że moja obecność coś zmienia, choć jednocześnie wiem, że gdyby tak o sobie myśleli wszyscy, to nic nigdy nie ruszałoby z miejsca,  a świat być może dawno już by się rozpadł z powodu okrucieństwa i niesprawiedliwości, no i wiem przecież, że o wiele zbyt często jest tak, że aby działy się rzeczy złe całkowicie wystarcza bezradne milczenie dobrych ludzi, i... poza tym wszystkim może jednak...., może niekiedy chociaż jeden głos może wnosić odmianę lub o niej przesądzać, może tak? dlatego wybrałam się wczoraj na Czarny Protest, bo jestem kobietą i bo mam córkę, i bo bezradność i wycofanie się mogłoby oznaczać, że się zgadzam na to, z czym zgodzić się nie mogę i na co zgodzić się nie chcę


piątek, 23 marca 2018

proście a będzie wam dane... - jeden z najlepszych prezentów

- To ręcznie kuty gwóźdź, który ma co najmniej 100 lat. Kowala już dawno nie ma, ale jego praca została...
- Zachowaj !!!
- Oczywiście, że skitrałem.
- Super. Nie zgub !!!(...) Daj mi go w prezencie.
- Ok, jest Twój.
- Dziękuję!


czwartek, 22 marca 2018

zieloność własnoręcznie przywoływana

w obliczu mrozu, śniegu, pluchy, burości i wilgotnego zimna, które zawsze wpełza człowiekowi pod skórę, jedyna zieleń, na którą niezależnie od aury mogę liczyć, to rzeżucha, którą raz w tygodniu sadzę i następnie pożeram w weekend, jest to moje własne, w skali bardzo mikro uporczywe nawoływanie wiosny... poza tym mniam, poza tym bomba witaminowa i mikroelementowa, nawet trochę jodu można w niej łyknąć


środa, 21 marca 2018

"każdy człowiek jest jak układanka..." ("Czerwona jaskółka")

Środowe kino z dziewczynami staje się tradycją i dobrze, chyba wszystkie to lubimy, tym razem mocne kino szpiegowskie, piękna Jennifer Lawrence, sporo przemocy, ale przede wszystkim jest to film inteligentnie trzymający widza w napięciu i jakoś tam umiejący faktycznie zaskoczyć, scenariusz jest spójny, nie ma ślepych zaułków, choć konstrukcja psychologiczna głównej postaci, ta cała zmiana, która się w niej dokonuje ma swoje luki, nie kładzie to jednak filmu, bo Lawrence ładnie dogrywa wszelkie niedopowiedzenia, oczywiście były sceny, które oglądałam przez palce albo wcale... bo taki ze mnie tchórz, ale to jakby problem, który tkwi we mnie nie w filmie, na drugim planie cudny Jeremy Irons, niby mocno starszy pan, ale jak się ładnie starzeje, jaki nadal wspaniały mężczyzna i aktor, w sumie.... no podobało nam się.


ale co istotniejsze.... Asia ma urodziny, zatem były lody, były plotki, było po babsku fajnie, często myślę, że towarzystwo innych podobnych nam kobiet w zupełności wystarcza, by utrzymać każdą z nas przy życiu i zdrowiu, by wiele naprawić, co by się nie działo; po gadaniu z moimi koleżankami zawsze jest mi lepiej i to nie dlatego, że wszystko opowiem, bo zwykle jedna nie opowiadam wszystkiego, ale jest lepiej tylko dlatego, że są i że sobie ze sobą jesteśmy


wtorek, 20 marca 2018

odwiedziny pewnej dziewczyny

dokładnie tydzień temu przyszła K., wiadomo, że młoda i piękna, opalona, bo jakaś Dominikana dopiero co była, jak zawsze charyzmatyczna i chropowata, ma teraz całe 21 lat, i ma w sobie nadal coś cudnego i dotkliwego, prawdziwy trujący bluszcz, jest niewątpliwie zapamiętywalna i była długi czas moim dzieckiem, więc fajnie, że się pokazuje, że przychodzi, taka kobieta już, dorosła, inteligentna, drapieżna i mocna, i tylko może gdzieś tam w środku tupiąca nóżką mała dziewczynka, ale i tak sprytna, ekstremalna postać, trzymam za nią kciuki i trochę podziwiam, okazuje się, że za mąż wyszła, za... no dojrzałego mężczyznę i jakimiś tam pieniędzmi, wpływami, możliwościami, z jakąś tam przeszłością, łatwo mogę sobie wyobrazić, że kompletnie stracił dla niej głowę, bo K. jest dokładnie Taka, że faceci po prostu tracą głowę, ale ona nie, ona nigdy do końca, i K. ma plany, i jest zadowolona, i zaprasza na weselne przyjęcie..., mieszka teraz obok mnie w pięknym starym domu z magnoliami, który od lat mnie zachwyca, gdy wiosną koło niego przechodzę, a teraz K. tam jest, jakby weszła do mojej bajki, do moich magnoliowych wyobrażeń, bo zawsze się zastanawiałam, kto tam mieszka, kim jest i  jakie wiedzie życie w takim wspaniałym domostwie, które paruje od historii i sekretów, a teraz już nagle wiem, tam mieszka K., po prostu, i tylko... oby było dobrze wszystko, tak sobie teraz myślę, tak myślałam tydzień temu, gdy piłyśmy w Hebanie czekoladę i gadałyśmy, oby było dobrze, chyba tego się głównie chce dla dzieci, żeby właśnie było... dobrze, żeby to była dobra historia o czymś dobrym

poniedziałek, 19 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - w sieci

jest poniedziałek, nadal leży śnieg i wiośnie jakoś się nie spieszy, tymczasem.... w ostatnich dniach.... zbiłam ulubioną szklankę, spaliłam czajnik, a nie dalej jak wczoraj spaliłam też piękną czerwoną kawiarkę Bialetti i mam nieuchronne poczucie własnej beznadziejności.... utknęłam w tym przedwiośniu, które kojarzy mi się z Żeromskim (szklane domy, szklane domy, których nie ma) i beznadzieją jakąś, więc rękawiczka zamocowana w siatce wydała mi się bardzo na temat i bardzo o mnie, wygląda jakby ktoś komuś dłoń urwał i rękę wykręcił, wygląda jakby to mogła być moja ręka, bo także są jeszcze przecież te uwikłania - moje i cudze, cudze zwłaszcza, ale i tak moje, skoro mnie obchodzą, cholerne uwikłania, gdzieś tam w tle, czyhają, są i dyszą mi w kark...






niedziela, 18 marca 2018

a własnie, że byłam na nowym "Pitbullu"... ("Pitbull: Ostatni Pies")

oczywiście dziewczyny mnie wyśmiały, jak wspomniała o nowym "Pitbullu", i fakt, że tam Pasikowski reżyseruje nic a nic ich nie przekonywał, na szczęście wielkodusznie Krzyś się ze mną wybrał i pomimo obecności postaci zwanej Doda, której styl nie odpowiada mi od zawsze i bardzo, muszę przyznać, że to jest dobry film, który można uznać za udaną kontynuację tego, co "Pitbull" reprezentował sobą, gdy powstawała pierwsza część filmu, a potem oparty na nim serial, to jest zwyczajnie dobry film sensacyjny, ze spójnym scenariuszem (choć pewne skróty związane z postacią Pazury uważam za nadmierne i podważające wiarygodność tej postaci) i dobrymi aktorami, ze świetnym Dorocińskim, Stroińskim i Mohrem - ich postaci jakoś tam ewoluowały, coś przeżyły, zmieniły się, ale w rozpoznawalny sposób postały sobą, oczywiście jest przemoc, jest krew, ale nie jest ona bezsensowna, bo nie chodzi o puste epatowanie brutalnością, wszystko czemuś służy, coś buduje, sceny zabawne oczywiście także są, ale nie jest to humor wynikający z nadużycia inwektyw, przekleństw i debilizmów, tylko fajny humor sytuacyjny, poza tym ocalał też ten gorzki wydźwięk "Pitbulla", jakaś taka znacząca nuta, która oprócz filmu sensacyjnego czyniła też z niego film o ludziach i ich słabościach, ale też o ich sile, na drugim planie bardzo dobry Adam Woronowicz, znośny Pazura i świetna Kuna, która podoba mi się co by dziewczyna nie grała, w epizodach - bardzo udanych - Nosowska i Zamachowski, no oglądało się to bez nudy i bez żenady...

sobota, 17 marca 2018

"skradzione ciała pracowały na skradzionej ziemi" (Colson Whitehead "Kolej podziemna" - Pulitzer 2017)

No sięgnęłam z ciekawości, żeby wiedzieć za co się Pulitzera dostaje... (choć nie tylko Pulitzer się Whiteheadowi dostał) i to jest dobra książka, udana i bezlitosna, ale.. uwaga (!) pozbawiona banalnego moralizatorstwa czy politycznych wycieczek w którąkolwiek stronę,powiedziałabym nawet, że ta opowieść ma uniwersalną wymowę baśni, która dotyczy wolności człowieka w ogóle,  jest to udana historyczna fikcja, bo opowieść o przygodach niewolnicy Cory i jej drodze do szeroko pojętej wolności jest zmyśleniem, ale fakty historyczne z życia borykającej się z niewolnictwem Ameryki są jak najbardziej historyczne, książka jest skomponowana jak powieść drogi, kolejne stacje podziemnej kolei (która historycznie była przecież metaforą szlaku złożonego z sieci powiązań umożliwiających ucieczkę niewolnikom, w powieści staje się dosłownie pojętą siecią podziemnych stacji) wiozą uciekinierkę i buntowniczkę przez kolejne stany Ameryki (a co stan to obyczaj) i doświadczenia, przemyślenia, obserwacje zarówno osobiste, jaki i dotyczące ludzi, Ameryki czy podstawowych wartości; do tego powieść zawiera też celowe i przemyślane portrety postaci drugoplanowych, które bardzo wzbogacają obraz całości; myślę, że dla europejskiego czytelnika to może być lektura ciekawa, nam takie słowa, jak "niewolnicza praca, ludobójstwo, wyzysk, okrucieństwo" kojarzą się głównie z drugą wojną światową, z łagrami, obozami, holokaustem, Ameryka ma inne doświadczenie i myślę, że jest do doświadczenie mocniej wpisane w tkankę kontynentu niż nasze doświadczenia wojenne, ponieważ niewolnictwo i wszelkie jego zbrodnie było po prostu zjawiskiem znacznie bardziej długotrwałym, zresztą nie chodzi tu o jakieś upraszczające ważenie poziomu krzywd i podłości, po prostu ta książka otwiera oczy na wiele spraw, uczy, informuje i wydaje się w tym bardzo uczciwa, poza tym "Kolej podziemna" jest dobrze skomponowana, mądrze napisana i niebanalna, bo jest to zarazem wiarygodna opowieść o niewolnictwie i Ameryce, jaki i ponadczasowa historia, którą można czytać jak metaforę, historia o ludziach i o wolności oraz o tym, jak trudno ją zdobyć i jak trudno rozumieć, czym ona jest tak naprawdę; czasami można odmówić.... proste i trudne, ale jak wiele czasu na swoje potrzeby odkrywałam to ja sama? chyba długo, może za długo...

Colson Whitehead "Kolej podziemna" 
 
Colson Whitehead "Kolej podziemna" 

piątek, 16 marca 2018

cholerne przedwiośnie

...bo jeszcze dwa dni temu było tak i się cieszyłam, że wreszcie idzie ku słońcu:


tymczasem dziś jest tak i jest w cholerę zimno, dobrze, że to chociaż piątek, wiadomo, nareszcie:


czwartek, 15 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - mała czarna

i tym sposobem określenie "mała czarna" zaczęło w mojej wyobraźni znaczyć coś całkiem innego niż dotąd, bo "mała czarna" to już wcale nie sukienka, nie - nawet nie ta, która na wielkie okazje zalega w mojej garderobie - tym razem to mała rękawiczka, prawie przeoczona, prawie pominięta i od razu pomyślałam też, kto kupuje małym dzieciom tak żałobnie smutne rękawiczki? przecież mają na to jeszcze czas, więc niepotrzebnie tak robić i gubić jakoś smutniej



środa, 14 marca 2018

dziewczyny się śmieją ("Wieczór gier")

no i wybrałyśmy się na komedię, bez wielkich oczekiwań, a rechotałyśmy się jak te durne...
kiedy ja ostatnio wiedziałam autentycznie zabawną amerykańską komedię, rozrywkę dobrą, ale nie prostacką? bez kawałów o kupie i dupie Maryni, no nie wiem, a tu taka niespodzianka.... oczywiście to nie jest film na Oscara, to nie jest nawet film, który zmieni życie odbiorcy, choć ma jakieś tam przesłanie dotyczące dojrzałości i relacji związkowych czy rodzinnych, ale jest to film w uczciwy sposób zabawny, z dobrymi dialogami, z rasowym komizmem sytuacyjnym, lekką, ale nieoczywistą akcją, ze świetną dynamiką, wyrazistymi aktorami, no zwyczajnie dobrze się bawiłyśmy... 

wtorek, 13 marca 2018

czarny kot

jest pieruńsko zimno, zimno przeokrutnie i jest trzynasty, niby nie piątek, ale jednak trzynasty i siedział dziś sobie czarny kot przy mojej wtorkowej drodze, gapiliśmy się na siebie trochę, litościwie kot nie przebiegł mi drogi, ale teraz myślę, że chyba bardziej ja jemu przebiegłam; czy jeśli taka ciemnowłosa baba jak ja przejdzie drogę czarnemu kotu trzynastego dnia miesiąca, to może być dla niego nieszczęście, to może być zły omen? w każdym razie przez chwilę popatrzyliśmy sobie w oczy i nikt nikomu źle nie życzył i może to wystarczy, może wystarcza


poniedziałek, 12 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - ofiara kolizji

ta rękawiczka wygląda jak dawno porzucona szmaciana lalka, jak ofiara wielu życiowych przeciwności, zszargana, dognieciona do ziemi, zderzyła się ze światem i przegrała, w zasadzie jest skazana na niebyt, nikt przecież nie podniesie, nawet przez ciekawość, dla dorosłych za brudna, dla dzieci za czarna, w mojej perspektywie jakoś pasuje do tego poniedziałku, bo to zawsze przytłaczający czas, zwłaszcza w taki szaro bury dzień, gdy nie ma słońca, gdy nadal nie ma wiosny i nie da się przed tym obronić



niedziela, 11 marca 2018

niedzielny refren

od dość dawna jest tak, że w niedzielę kupuję w Cukierni "Sowa" dwa rogaliki bydgoskie i pakują mi je na wynos i potem jest jedzenie tych rogalików po drodze, w sumie w pół drogi, i jest kawa w Costa Coffee, której ja nigdy nie wypijam, to jeden z rytuałów, kiedyś ich nie było, a teraz są, namnażają się, rozrastają, robi się z tego cała nowa konstrukcja, patrzę sobie na nią, bo ładna dosyć



sobota, 10 marca 2018

film pełen uroku ("Madame")

oglądając zapowiedzi spodziewałam się komedii i mocno liczyłam na przewidywalny happy end, a tymczasem jest to film, który zaskakuje, żarty są, często błyskotliwe, sytuacyjne, oparte na dynamicznych dialogach i grze aktorów, ale scenariusz ma pewne pęknięcia, zwłaszcza na drugim planie, postaci się rozmywają, a ich intencje tracą ostrość, za to główna trójka bohaterów (nowobogacka para i ich służąca) oraz główny wątek (swego rodzaju mezalians) tworzą po prostu dobrą opowieść o stereotypach, pozorach, hipokryzji, miłości, zazdrości i powszechności kłamstwa oraz o tym, jak bardzo bywamy nieszczęśliwi, nieuczciwi, sfrustrowani, i jak wielkim wysiłkiem jest ukrywanie tego wszystkiego, świetny film o ludziach, tytułową rolę gra aktorka znana z filmów Almodóvara, Rossy De Palma - kobieta..... no cóż... nieładna, ale zawsze interesująca i wyrazista, a w tej roli..... naprawdę urocza i bardzo subtelna... film mnie ujął, nie umiem tego inaczej określić, coś mi zaczarował; wychodząc, Krzyś powiedział dokładnie to, co ja sobie roiłam w wyobraźni, że historia Kopciuszka to piękna bajka, ale tylko bajka... i miał rację, mogłabym również dodać dla dopełnienia, że poza światem bajek księżniczką może być niestety tylko ta dziewczyna, która ma własny pałac

piątek, 9 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - skrawek nieba

jest zimno pomimo nadal, więc ludzie ciągle noszą rękawiczki - zwykła rzecz, ale dziś na płocie komuś się zgubił skrawek nieba, czysty błękit jak z obrazów Chagalla i Moneta, i w tym całym burym, nadal bezkwietnym marcu nagle bardzo mi ten błękit rozbłysł i dał po oczach, i nawet ładny przecież, cholernie ładny na tle łysego parku i przerdzewiałej siatki, być może nawet jest to najładniejszy w tym momencie fragment świata w okolicy - zmechacony strzęp nieba, który spadł i zatrzymał mnie, choć prawie biegłam do dom, choć się przecież bardzo spieszyłam



czwartek, 8 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - fioletowa

rękawiczka - bardzo gruba, zatem zapewne ciepła, życzliwie zatknięta na krzaku, fioletowa, prawie jakby była kwiatkiem, zresztą bez okularów i z większej odległości, zupełnie na serio mogłabym tak pomyśleć, ale przechodziłam blisko i w okularach, więc było od razu wiadomo, że ktoś zgubił, pewnie dziewczyna, że ktoś podniósł, trudno orzec kto.... a jednocześnie w tle trwa sobie Dzień Kobiet, święto, które w gruncie rzeczy mam zupełnie gdzieś i po którym niczego się nie spodziewam, kojarzy mi się z rajtuzami i goździkami - bo tak to chyba świętowano w moim dzieciństwie, a teraz?... tu i teraz w sumie nie kojarzy mi się z niczym.... jakieś kwiatki, pewna zdawkowość tychże kwiatków i życzeń, poza tym: pies jest u fryzjera, pies to bierze na siebie, bo ja do fryzjera nie chodzę, hiacynty mi kwitną w kuchni, rzeżucha wyrasta kolejny raz, wiosny nie ma, tulipany są, ale tylko w kwiaciarniach i Biedronkach, no i rękawiczka jest - fioletowa, jak moje hiacynty i jak jeden z tulipanów, które mi się dostały




środa, 7 marca 2018

onyksowy stół

zawsze gdzieś tak podskórnie marzyłam o tym, żeby być rzemieślnikiem, mam taką tęsknotę, takie pragnienie, żeby wytwarzać coś namacalnego, pracować i widzieć efekt tej pracy, dotykalny rezultat, coś w drewnie najlepiej, może meble, krzesła zbijać, montować sekretarzyki, toaletki, misterne nocne szafki, to byłoby Coś, ale nie jestem rzemieślnikiem, no szkoda, została mi tylko za taką pracą niedookreślona tęsknota, ale za to znam prawdziwego Rzemieślnika pracującego w kamieniu i zawsze, gdy próbuję zazdrośnie podziwiać jego pracę, to zbywa mnie onieśmielonym "No co ty...", choć jak dla mnie robi coś pięknego, ocierającego się o sztukę, i ja naprawdę też bym chciała tak umieć, no i dziś pokazał mi onyksowy stół oddany do renowacji i poratowania, biedny, prawie się rozpękający, zmatowiały... i Rzemieślnik ratował i uratował, i stół się umocnił, nabrał blasku i wspaniały jest, gapię się i gapię, ależ bym chciała tak umieć: ratować, robić - bardzo, bo to jest Coś, takie piękno, którego można dotknąć, które się staje jakby w boskim geście pod własnymi dłońmi, podziwiam i zazdroszczę

przed

po

po

wtorek, 6 marca 2018

dakłas

jest wtorek, zimy i przetłaczający, nic mnie nie zogniskowało, nic nie ściągnęło uwagi, to taki dzień, który chce się, żeby mijał tyle, więc może po prostu dakłas.... wrócę do dakłasa, to taki przepyszny tort, który jest ostatnio cotygodniowym rytuałem, bezowy z suszonymi figami i orzechami włoskimi, słodki i idealny, tort kultowy, który naprawia świat... jadłam go dwa dni temu i znowu go zjem, najpóźniej w sobotę, wyobrażam sobie jak smakuje, słodycz bez cukierkowości, po prostu czysta słooooodycz, siedzimy i zajadamy, świetna chwila, świetny smak, krucha beza rozpuszczając się w ustach, nic nie mówimy, popatrujemy na siebie czasami tylko i jemy aż do skrobania talerzyka, nasze chwile o smaku dakłasa to jedne z moich ulubionych [do zapamiętania, wiadomo]

poniedziałek, 5 marca 2018

tysiąc porzuconych rękawiczek - czarne palce

rękawiczki nie znalazłam wcale ja, ale Krzyś i od niego ją mam, i fajnie bardzo, bo kiedyś było mi głupio przyznać się mu do mojego małego rękawiczkowego hobby, a jednak jemu to od razu zapachniało "Amelią", a nie kompletnym szaleństwem, co jakby doceniłam właściwie od razu, i właśnie wczoraj wysłał mi taką szarą z czarnymi placami na szarym tle i bardzo ładna jest przecież, więc okazuje się, że to dobrze, że wtedy mu opowiedziałam o rękawiczkach, okazuje się, że to miało sens, że ma


niedziela, 4 marca 2018

kot, który czekał

Był sobie kot, który czekał z niezłomną cierpliwością niedostępną dla ludzi, nie bał się nikogo i niczego, bo miał w zapasie jeszcze kilka żyć, tymczasem jednak siedział i czekał, jakby nie był prawdziwy... mrużył oczy i czekał. Tego dnia było bardzo zimno, mróz krążył w powietrzu. Skradałam się do kota, a on wiedział, że się skradam, ja też wiedziałam, że on wie, że się skradam, no i oczywiście było też tak, że on wiedział, że ja wiem, że on wie, że ja się skradam, wszystko było zatem po uczciwości, czysta sytuacja, nikt nikogo nie oszukuje.
- Cześć, panie kocie, co robisz?
- Nic. Przecież oboje jesteśmy nieprawdziwi. Idź sobie, przeszkadzasz.
No to poszłam sobie, ale oglądałam się z nim trochę. Też bym tak chciała poczekać.






sobota, 3 marca 2018

katastrofa na lodzie i poza nim ("I, Tonya")

uważam, że jest to film bardzo dobry i mądrze zrobiony, od tego zacznę, i komuś się za to Oskar należy, po pierwsze podziwiam Margot Robbie za to, że tak piękna dziewczyna dała się dla tej roli oszpecić, choć dzięki temu poza niewątpliwą urodą można było docenić jej aktorstwo i to jest coś cennego, na drugim planie w roli matki głównej bohaterki postać znana mi z seriali komediowych -  Allison Janney, która w roli toksycznej matki wypada świetnie - gorzko, strasznie i... no świetnie, te dwie role zdominowały film i inne postaci, poza nimi nikt tam w sumie mocniej nie istnieje, bo tak ekstremalny jest to tandem, przede wszystkim aktorski, ale także scenariuszowy, inni aktorzy i postaci są tłem i może tak być miało; w ogóle ten film to było dla mnie ciekawe doświadczenie, bo przecież pamiętam z dzieciństwa Tonyę Harding i jej dokonania, gdy byłam mała uwielbiałam oglądać łyżwiarstwo figurowe, więc pamiętam i ją, i tamten skandal z napaścią na koleżankę, pamiętam nawet występy ich obu na igrzyskach, ale jednak zobaczyć tę historię od środka, to co innego, inny walor i inna jakość, nie jest to też prosta i oczywista biografia, to raczej pewna wielogłosowa opowieść z wieloma retrospekcjami, w której każda z postaci, której udzielono głosu ma swoją prawdę i swoją wersję zdarzeń; w ogóle kompozycja filmu, przypominająca fabularyzowany dokument, to był pomysł bardzo dobry i obronił on się tu doskonale, choć film waloru dokumentu nie ma, bo wszystko od początku do końca grają aktorzy, natomiast ta struktura - wywiady po latach, wspomnienia, głosy wielu postaci - bardzo fajna; do tego nie jest to na poziomie kategorii estetycznych prosty dramat, bo można by z tego łatwo zrobić jednowymiarowy opis tragedii dziewczyny ze społecznych nizin, ale tu tymczasem obok scen niewątpliwie tragicznych, jest sporo autoironii, absurdów, gorzkiego komizmu, groteski nawet, opowieść pozostaje więc brutalna, ale niewolna od specyficznego humoru, który rozładowuje napięcia, ale ich nie osłabia, podoba mi się też to, że film nie osądza, nie daje jednoznacznych odpowiedzi, daje podpowiedzi, ale nie dopowiada, pokazuję pewną historię, pewną sytuację, dramat dziewczyny, która chciała, by ją kochano, miała ambicję, ale miała też wiele słabości i bezlitosnych uwikłań zarówno społecznych, jak i rodzinnych, które zaważyły na jej życiu - solidne kino biograficzne

piątek, 2 marca 2018

"- Zrobisz mi świat? Malutki. Tylko dla mnie, żeby był? - poprosiłam. - Ty jesteś światem - powiedział Staś (...)." (Zośka Papużanka "Świat dla ciebie zrobiłem")

zachwyciłam się kiedyś debiutem prozatorskim Papużanki, czyli powieścią "Szopka", teraz sięgnęłam po opowiadania  z tomu "Świat dla ciebie zrobiłem" i.... są dobre, ale tylko dobre, mam poczucie, że autorka się nie rozwija, ma swoje rozpoznawalne sposoby pisania, postrzegania i trzyma się ich, ale nie idzie dalej, czytałam z pewną przyjemnością i raz czy nawet dwa z zachwytem, bo opowiadanie, z którego pochodzi tytuł tomu, będący cytatem rzeczywiście jest znakomite... mocną stroną Papużanki jest psychologiczna wnikliwość i pięknie prowadzona narracja pełna wewnętrznych monologów, dzięki którym świat narratora i bohatera zlewają się i przenikają, w efekcie poznajemy postaci w ich najskrytszych motywacjach, są to często bardzo intymne emocjonalnie i szczere portrety ludzi, dialogów często nie ma (wyjątek do "Demerara" i "Szkoda", które to zresztą opowiadania mi się nie podobają i uważam je za najsłabsze w tomie, jakieś błahe, prześmiewcze bez potrzeby, obyczajowo płytkie), bo narracja pochłania wszystko, ale też wówczas jest w niej wszystko i czyta się ją dobrze, przejrzyście, no może z jednym wyjątkiem, w jednym opowiadaniu dialog wlany w narrację się nie do końca udał, postaci się zlały i sens rozmowy w efekcie się zatarł, ale biorę pod uwagę, że mógł to być efekt zamierzony, co współgrałoby z tematyką opowiadania - podobieństwo życiowych losów; podoba mi się też to, że Papużanka wyławia z codzienności rzeczy pozornie zwykłe, ale w skali danej osoby, postaci, relacji znaczące, wypełniające cały ludzki świat, więc mamy taki świat z sakli mikro, świat jednego życia lub jednej rodziny, ale zarazem to jest skala makro, bo ten świat to jest wszystko dla tych postaci, tych bohaterów i ich doświadczenia, emocje są bardzo uniwersalne, mają więc ogólnoludzki zasięg, jest w tych historiach zarówno nieunikniony tragizm, jak i piękno życia, a jednocześnie są one subtelne, nastrojowe i bez patosu, bez zadęcia, portrety rodzin, relacji są przenikliwe, ale obserwacje obyczajowe już nie, nie wiem z czego wynika to nierówność, pisząc o konkretnej rodzinie, osobie, Papużanka jest uważna i delikatna, pisząc o grupie ludzi, obyczajowości, traci emocje i roztapia się w błahych złośliwościach, które są przykre, najlepsze opowiadania... : "Ślady" - piękna historia rodzinna ze zdradą w tle z perspektywy małego dziecka; "212" - świetna opowieść o tożsamości i strachu człowieka przed fatum; "Cykada" i "Trudno" - dwa osobne, ale pełne smutku i pewnego uroku opowieści o umieraniu, stracie, przemijaniu, no i "Daleko" pełne oniryzmu i bardzo nastrojowe opowiadania o rodzinie z prostymi udanymi dialogami - w sumie: tom wart uwagi, dobry, ale chyba liczyłam na więcej i na bardziej

Z. Papużanka "Ślady"
 
Z. Papużanka "Trudno"

Z. Papużanka "Spotkałem opowiadanie"

Z. Papużanka "Ślady" 

czwartek, 1 marca 2018

wschody ukradzione w ciemności - inwentaryzacja

zima jest ciemno i zimno, ale głównie przeszkadza mi to, że jest ciemno, więc trudniej jest przyłapać słońce rano i w ogóle trudniej jest - być, myśleć, oddychać, zauważać i zatrzymywać się, a jednak w styczniu kilka tych wschodów do mnie dotarło i te kilka to jest całkiem sporo, a w lutym to już było patrzenie bardziej razem i bardziej zimno niż ciemność, więc co innego, ale i tak: to jest jakaś ciągłość, jakby nadal trwała pewna opowieść, która nadal jest o Czymś i nadal o mnie

3.01.2018

3.01.2018

3.01.2018

4.01.2018

5.01.2018

5.01.2018

5.01.2018

16.01.2018

24.01.2018

29.01.2018