sobota, 30 kwietnia 2016

gorzkawe rozmyślania balkonowe

Jedna z niewielu chwil słońca, bo kończy się wyjątkowo zimny kwiecień, a mimo to jestem zmęczona ludzkością i to tutaj, na moim mikroskopijnym balkonie, siedziałabym najchętniej cały czas, sadząc kompulsywnie kolejne kwiaty, patrząc jak rosną, jest to niewątpliwie jedyna rzecz, która mnie nie nuży, nie irytuje, bo prawdopodobnie definitywnie przedawkowałam ludzkość, a być może po prostu ludzkość za bardzo dała mi się we znaki; ludzie, których uważałam za kolegów zachowali się wobec mnie nieelegancko, a na pewno nieszczerze, i jest to bardzo przykre, zwyczajnie przykre, i nawet nie chce mi się kłócić, kruszyć kopii o to, co de facto jest jakąś tam pierdołą, po prostu jest tak, że przede wszystkim nie chce mi się z nimi gadać, w ogóle. I nie gadam, nie wychodzę poza uprzejmość i zdawkowość, codziennie siedzę na balkonie i czuję, jak wzbierają we mnie gorzkie smaki, całe mnóstwo gorzkich posmaków rozczarowania...
Będę miała kłopoty? być może. Kogo to ostateczne obchodzi? nawet mnie - mało. Chciałabym jednak móc wierzyć w ludzi mocniej, a chwilowo się nie da, przeżuwam gorycz na balkonie, więc żadne kwiaty mi chyba w tym roku nie urosną.
Odpoczywam i zmuszam się do niemyślenia, nierozdrapywania. Idzie mi tak sobie...

piątek, 29 kwietnia 2016

pożegnania

Dziś były pożegnania, długa i męcząca uroczystość, która jednak przecież jest pewną koniecznością, a później w zupełnie innych dekoracjach inne pożegnania, jakby prawdziwsze i bardziej definitywne, bardziej dotkliwe, duże dzieci odchodzą i to zawsze przynosi odmianę, to zmienia także mnie i trochę jest żal, trochę mam poczucie straty, a przecież wiadomo, że tak być musi, że taka jest naturalna kolej rzeczy. Tymczasem jednak w moim codziennym krajobrazie zostało kilka pustych miejsc i wiem na pewno, że będzie mi brakowało... no każdego z nich w jakimś sensie, ale tak szczególnie i zwłaszcza, tak naprawdę i zauważalnie.... już od jutra będzie mi brak: wyrafinowanej autodestrukcyjnej i dekadenckiej inteligencji Kamila, nonszalanckiej błyskotliwości Sierżęgi i tego całego gniewu, którym tak pięknie kipi z byle okazji, wdzięku i poczucia humoru Puczki, gapowatości Ewelinki, irytującej złośliwości i kruchej konstrukcji Ryby, nieszablonowości i osobności Kasi, staroświeckiej w najlepszym sensie tego słowa szlachetności Kuby, ale przede wszystkim będzie mi brakowało dobrej duszy Bartka, ta dusza musi mieć tysiące lat i nawet jak bywała upierdliwa i neurotyczna to świeciła i wybijała się ze świata tak wyraziście, że nie można jej było pominąć ani nie docenić, jeśli te trzy lata, miały jakiś sens, to może było nim tylko to, żeby oni wszyscy przetrwali i mocniej osadzili się w sobie, żeby mieli trochę czasu, mam nadzieję, że ich życie będzie... nawet nie wyjątkowe (bo to zawsze jest trochę niebezpieczne i wszelka wyjątkowości bywa mocno przereklamowana), ale że będzie dawało im szczęście, że będzie miało esencję. Tego własnie sobie życzę do świata i od transcendencji, każdej, która istnieje.

PS. Kasio-Asi, Kindze i Rudej Małpie jestem wdzięczna za kwiaty, nie spodziewałam się wcale.

czwartek, 28 kwietnia 2016

"milo"

Spóźniłam się 3 minuty, powitała mnie burza braw i zabazgrana chaotycznie tablica, to właśnie 8. lekcja - mroczny czas, kiedy nikt nie chce być już tam gdzie nadal jest, czas głupawicy i degrengolady wiszącej w powietrzu... czas wyczekiwania, co też ona zrobi, co powie, jak zareaguje, tym bardziej, że "sex" gdzieś tam na tablicy majaczy, trwają eksperymenty na żywym organizmie, czyli na mnie...
- Dzis nie mowimy polskich znakow...
- A czemu?
- Bo osma godzina.
- Ok, to ja moze rozdam testy i napisze notatke.
- Ooo, Pani tez sie bawi?
- Jasne, moge.
- To milo.
- Tylko zdjecie zrobie.
- No i teraz Pani wszystkim pokaze...
- Nie, to tylko dla mnie, na pamiatke.
- A, to milo.
 

środa, 27 kwietnia 2016

zielonogórskie żółte miśki 3 (street art. 28)

odkryłam kolejne miśki, zdjęcia robione kiedy indziej, z kimś innym, w innych okolicznościach, ale że dziś nie mam żadnych innych słów, to miśki na ratunek, aleja żółtych miśków wzdłuż ścieżki rowerowej, którą kiedyś biegła stara linia kolejowa 

 

 
 
 

wtorek, 26 kwietnia 2016

coś więcej niż tandetna figurka (Świebodzin)

Jakiś czas temu pisałam, że znany w Polsce z pewnej monstrualnej figury Świebodzin ma do zaoferowania coś więcej, ale byłam tam, kiedy pogoda nie dopisywała, szaro, buro, ponuro, czyli niesprzyjająco, teraz jest ładniej, można było pooglądać wiele przepięknych budynków - śliczny gotycki kościół, domy, kamienice, wybór oczywiście subiektywny, poza tym trzeba po uczciwości przyznać, że miasto jest miejscami mocno zapuszczone, wiele zrujnowanych budynków, nierzadko bardzo ładne stare kamienice poprzetykane bez ładu i składu kostkami brzydkich, postpeerelowskich bloków, co samo w sobie estetycznie jest po prostu obrzydliwe i nie wiem, kto za to odpowiada, ale jakiś pacan bez wyczucia zapewne; uwieczniałam jednak ładność, a nie dysonanse, zachwyty, a nie rozczarowania, jest to być może pomniejsza forma optymizmu.



 




 

 



 


 


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

opowieść o dżungli ("Księga dżungli")

Byłam i widziałam, niby bez zaskoczeń, zwłaszcza jeśli się zna powieść Kiplinga, ale...  to po prostu jest piękna bajka, dobrze zrobiona, nieprzewidywalna nawet gdy przewidywalna, efekty specjalne uczyniły tę opowieść bardzo plastyczną i rzeczywiście mi się to podobało, Mała Mi oglądała miotana wieloma emocjami, choć przecież i ona zna tę bajkę, Kryszak jako miś Balu... - cudny. Płakałam.
Ze śmiechu i nie tylko.

niedziela, 24 kwietnia 2016

o tym jak otarłam się o kulturę wysoką ("Seks, prochy i rock & roll")


Tomek dał się namówić na wieczór z monodramem, no i się wybraliśmy, dwie godziny na nieprzeciętnie niewygodnych krzesłach - to fakt, ale się oglądało, Bronisław Wrocławski genialny, nie dlatego, że ze świata przyjechał, nie dlatego, że być może wypada tak powiedzieć, po prostu to był niezwykle trudny tekst, to po prostu był wspaniały popis aktorski, to było coś prawdziwie dobrego, coś z nieusuwalną i niewątpliwą jakością, w sumie opowieść o ludziach miasta, niby zabawna, a przecież przewrotna i cholernie smutna, jeden człowiek opowiedział mi o wielu ludziach, a ja mu uwierzyłam; szaleństwo, strach, małość, głupota, zagubienie, samotność, zadufanie i kruchość, kilka odsłon, słuchałam i było to ciekawe, i porwało mnie to, i pomyślałam wow - aktor, ale taki, że naprawdę... opowiada, ogniskuje, przekonuje.

sobota, 23 kwietnia 2016

bieganie przez las (Jorge Cross)

pobiegłam, 13 kilometrów - ze pewnymi obawami i niepewnościami, z muzyką w uszach, bo muzyka znieczula, było dobrze, było przyjemnie, dobrze mi się biegło przez ten las w Czerwieńsku, prawie zapomniałam po co i dlaczego to robię, prawie wszystko zgubiłam, Marta znowu wyprzedziłam mnie o kilkadziesiąt sekund, spryciula, byłam 28. kobietą na mecie na 150 startujących, więc to całkiem nieźle, generalnie dobiegłam 214., czyli nadal w pierwszej połowie, to było miłe, całkiem satysfakcjonujące, nadal nic mnie nie boli, nadal mogę szybciej, bardziej



piątek, 22 kwietnia 2016

"wolność czy strach?" (po koncercie Peszek)

mówi się różnie, ludzie mówią różnie, ale to co mówią rzadko rzeczywiście coś dla mnie znaczy, cenię Peszek wielowymiarowo i poszłam na koncert, mimo różnych wątpliwości co do ostatniej płyty, mimo że tak naprawdę wolę tę poprzednią, to jednak ciągle jest Peszek, która na koncertach wypada prawdziwie, wypada bardzo dobrze, ma profesjonalnych muzyków, śpiewa niebanalne teksty, przywozi dobrą muzykę i śpiewa ją nie na niby; ostatecznie było mi potwornie niewygodnie, a i tak mam odczucie, że był to dobry koncert - Peszek, której nie można pominąć, bo zbyt wyrazista, i w niepodważalnej wolności myślenia (nawet jeśli przesadza, nawet gdy się być może myli, przegina i wyjaskrawia) jest mi jakoś bliska, jakoś mi z nią jest w tym samym kierunku, czuję strach, dość często, ale wolę wolność i wolność podziwiam


czwartek, 21 kwietnia 2016

kwiaty niezerwane



kwitną tulipany, powoli, ale za to wielokolorowo, nie są to moje ulubione kwiaty, ale i tak trzeba je docenić, tulipany to tulipany - oczywisty wdzięk; w wersji ciętej okazują się niezwykle nietrwałe i brzydko więdną, bo tulipany są ładne jak sobie rosną i są, nikt nigdy o tym nie pamiętał, pewnie nawet nikogo tak rzeczywiście to nigdy nie obchodziło


*******

być może zawsze chodzi jedynie o to, by zostać rozpoznanym przez istotę podobnego gatunku, znaleźć i czuć echo tamtych dawnych niemożliwych rozpoznań, których źródła muszą być starsze niż świat, starsze niż najwytrwalsza pamięć, właśnie tak: znać się choć nigdy się nie znaliśmy, może to wystarcza, może jest to prawdziwe, jeśli jest, jeśli się wydarza

********

Kuba przyniósł mi nadkruszone serce, dosłownie, zmartwiłam się, nie miałam pojęcia, że to jest aż tak, i że tak łatwo go rozkruszyć, oby to było tylko nic, to może być nic i powinno, tak zakładam

środa, 20 kwietnia 2016

"Okno na ścianę" - przedstawienie i scenariusz

Przedstawienie się odbyło i udało. Byłam zadowolona, aktorzy chyba też. Zdjęcia istnieją. Mimo to żal mi, że nic więcej może z tego nie zostać, dlatego... mój pozlepiany z tego i owego scenariusz, na pamiątkę i na zapamiętanie.

„Okno na ścianę”
(na motywach sztuki Serge`a Kribusa, „Ścianananaświat”, tekstów T.S. Eliota, wierszy Ewy Zdanowicz, K. I. Gałczyńskiego, Joanny Bator „Ciemno, prawie noc”)

Postaci:

Mądrala
Beksa 
Nieśmiały 
Jedynak 
Prymus 
Ciekawski 
Małe dziewczynki 
Bajarka  

Scena I . Strach w garstce popiołu

(Wchodzi Mądrala z zabawkami, taka upiorna mała dziewczyna, staje na środku i mówi groźnie do widowni):

Ja pokażę wam coś, co różni się tak samo
Od waszego cienia, który rankiem podąża za wami
I od cienia, który wieczorem wstaje na wasze spotkanie.
Pokażę wam strach w garstce popiołu!!!! Okno na ścianę zamiast okna na świat…

(wchodzi reszta i siada w różnych miejscach, każdy ma jakąś zabawkę, na środku sceny siedzi Mądrala, reszta grupy rozproszona)

Mądrala: (macha do widowni, zaczepia, krąży po scenie itp., a końcu siada, mówi głośno): Dorośli są niedojrzali!!!! Tak, jesteście kompletnie niedojrzali!!!

Beksa (woła z kąta): Dorośli są niecierpliwi, ciągle się śpieszą, strasznie się śpieszą… (wybucha płaczem)

Mądrala: Ta!!!! bo oni niby chcą zachęcić, ale źle się za to biorą i wywołują presję. A to jest najgorsza technika.

Prymus: Nie biorą pod uwagę oczywistości, nie ustawią się na naszym miejscu. A kiedy nie idzie po ich myśli, to się wkurzają. Czasami bardzo się wkurzają…

Jedynak: Bo to nie jest tak jak im się wydaje!!! Nie jesteśmy tacy sami tylko dlatego, że jesteśmy dziećmi.

Nieśmiały: Dorośli zupełnie nie znają swoich dzieci, bo nie pamiętają swojego dzieciństwa. Nic nie pamiętają, nic, a nic….

Ciekawski: Ale przecież to nie jest nawet pewne, że każde dziecko jest zawsze w stanie mówić o swoich przeżyciach, lękach, o swoich potrzebach…. Może oni mają rację?!

Mądrala: Dobra, dobra, dziecko zawsze będzie mówić o sobie lepiej niż dorosły….(rozgląda się zaniepokojony, w końcu uderza zaczepnie pluszakiem Beksę).
Beksa! Gadaj, jak to było u ciebie?!

(Beksa wstaje i opowiada)
Beksa: Ja…. No ja zawsze byłem opieprzany za wszystko, cały czas beczałem, byłem wtedy bardzo wrażliwy, dzidziuś, a co? i pewnego dnia oglądaliśmy TV i… no naprawdę mnie to interesowało, więc mówię ojcu, że chcę oglądać [wszyscy krzyczą: NIE] więc błagam, nalegam, [wszyscy krzyczą: NIE], ale tato, bardzo cię proszę, nie będą już tego powtarzali, a to jest dla mnie strasznie ważne [wszyscy krzyczą: NIE].  I wiecie co mnie wkurza, ale tak solidnie wkurza? fakt, że dzieci traktuje się jak durniów!!!!
Nieśmiały: (wyłania się z tyłu sceny, podchodzi blisko, z samego brzegu sceny, tuż przed widownią, ściska zepsutą lalkę) A mój ojciec ciągle się boi, boi się o mnie, boi się, że nie będę mógł odróżnić prawdy od fałszu, rzeczy ważnych od błahych, boi się, że nie będę mógł dorosnąć, boi się, że wierzę we wszystko, co mi się mówi, że pewnego dnia stanę się rasista, sadystą i bóg wie, czym jeszcze, ale to nie ja, tylko on się boi, wiem, że jego życie nie było usłane różami, ale co ja mogę na to poradzić? Przecież nie przestanę żyć po to, żeby jego już nic nie dręczyło, prawda? Prawda, prawda?!!! (coraz głośniej)
(Beksa podchodzi ją uspokoić, sadza ja na środku, odchodzi na swoje miejsce, obok siada Marta-Prymus)
Mądrala do dziewczynek, zachęcająco: No, dziewczynki… Pokażcie nam, pokażcie nam  proszę strach w garstce popiołu!!!! Ej ty tam w kącie, chodź do koleżanek! (wyciąga z kąta opierająca się Natalkę)
Scena II. Małe dziewczynki (małe dziewczynki siedzą w grupce, na środku, mówią razem, reszta chodzi wokół nich)



Małe dziewczynki
nam - małym dziewczynkom które nie potrafią
skrzydeł odlepić jak tarczy z fartuszka
dorosnąć bez bólu i w końcu zrozumieć
że wszystko się kończy - wyjątkiem jest pustka, mówi się

Mądrala
przestańcie się wygłupiać
płakać w łazience
stroić smutne minki

Ciekawski
jesteście duże
bądźcie rozsądne
- i jak już macie umierać
zróbcie to porządnie -

Jedynak
niech będzie dużo kamer
niech będzie mnóstwo krwi
umierajcie piękne i nagie
z elegancją rozmachem
znajomością zasad gry

Beksa
otwierajcie oczy
zagryzajcie usta
jesteście na scenie
w swej najlepszej roli

Małe dziewczynki
a my patrzymy na nich
i giniemy tak jak nasze matki
- nieudolnie nieśmiało
bez końca powoli
(powtarzają to dwa razy)

Scena III. Bestyjka (Ciekawski łazi wokół dziewczynek i je zaczepia, on go odtrącają i powoli 
wracają na swoje miejsca)
Ciekawski Ej wy! Małe dziewczynki!!! (ogląda je, obchodzi dookoła)
Czy to by cokolwiek zmieniło, gdybyśmy mieli oczy w stopach?
Jakim sposobem kwiaty, które nie mają oczu, mogą wiedzieć, gdzie jest światło?
I czy one śpią nocą?
Czy jeśli połkniemy pestkę czereśni to możemy zgadnąć, co myśli czereśnia?
Kiedy przyjdzie do mnie Piotruś Pan?
Dlaczego chmury nie spadają?
Lepiej mieć okno na ścianę czy ścianę na świat?
(krzyczy do widowni tupiąc nogą) Nic nie wiemy, nic nie wiemy nawet jak mamy 40 lat!!!!…

Prymus Ja wiem!! (zgłasza się jak w szkole) wiem tylko tyle, że mój ojciec nie miał ojca, urodził się w kapuście, znaczy się… to był żart, ta kapusta to żart, nie to że nie miał ojca. Mój ojciec nie miał ojca, więc był bardzo smutny, bo nie mógł tego nikomu powiedzieć, bo nie miał nikogo, kto by go wysłuchał. A ja wiem, smutek to jest taka mała bestyjka, pasożyt z rodziny gburowatych i jeśli nie wypluje się tego zwierza wystarczająco szybko, wyżre wam całe wnętrze, a im więcej żre, tym staje się silniejszy, a im silniejszy się staje, tym trudniej jest go wypluć, i w pewnym momencie jest tak ogromny, że nie da się go usunąć i wtedy ten mały zwierz jest bardzo uradowany.
Jedynak (zamyślony, jakby mówił do siebie, chodzi po scenie) Tak… A smutek swędzi. I jak mój ojciec mnie widzi to jego wszędzie swędzi i w rezultacie na mnie skupia swoje nerwy. (wychodzi do widowni) Widzicie ten mężczyzna, który akurat jest moim ojcem, jest mężczyzna kochającym swoją żonę i dziecko, to człowiek uczciwy, odpowiedzialny, pracujący, to człowiek hojny i… bardzo niecierpliwy, bardzo nerwowy, ale to wydaje się dość normalne, prawda? Sęk w tym, że on mnie nie znosi, nie żeby mnie nie kochał, wręcz przeciwnie uwielbia mnie, ale… mnie nie znosi.  Po prostu mnie nie znosi…

Mądrala:
(uspokaja zdenerwowanego Jedynaka) Chodź…. Pobawimy się…. (stają w parze)

Mądrala i Jedynak sami: (Graja w łapki)
„ W tym czarnym czarnym domu był czarny czarny stół,
na czarnym czarnym stole tam leżał pereł sznur,
sznur pereł biały biały, w tej czerni lśnił się cały,
czarny, dom, czarny stół, jaki piękny pereł sznur!”

WSZYSCY stają parami (naśladują ich)

„ W tym czarnym czarnym domu był czarny czarny stół,
na czarnym czarnym stole tam leżał pereł sznur,
sznur pereł biały biały, w tej czerni lśnił się cały,
czarny, dom, czarny stół, jaki piękny pereł sznur!” (3x coraz szybciej)

Mała dziewczynka (Natalka): (została bez pary, włazi z kąta i krzyczy) BAJKA, BAJKA, BAJKA

Scena IV Straszna bajka


Mądrala: Bajka!!!???? Chcecie bajkę?!!

Wszyscy powtarzają za nim (chaotycznie I ENTUZJASTYCZNIE): bajka, bajka, bajka, bajka….

Mądrala: Na pewno chcecie bajkę?

Wszyscy z entuzjazmem: bajka, bajka, bajka, bajka!!!

(Siadają w kółku, Bajarka w centrum)

BAJARKA - Ubrana na biało księżniczka stała na brzegu morza osłonięta chińską parasolką, chłopcy łowili dla niej perły, a ona kręciła parasolka na bambusowej rączce.

Prymus - Podobno jeden z poławiaczy przeklął księżniczkę. Trzeba odnaleźć magiczne perły, aby położyć kres klątwie.

WSZYSCY KLĄTWA, KLĄTWA, KLĄTWA!!!!

Beksa - Ja jestem do niej podobna, prawda? Do księżniczki!!!

Jedynak -Jesteś ładniejsza!! Znacznie ładniejsza, ale siedź już cicho…

BAJARKA - Jedna osoba nie da rady odnaleźć pereł, a jeśli znajdzie i zatrzyma perły dla siebie, to umrze w straszny sposób…. Strażnicy pereł to osoby, które mają szczególną moc, mogą zrównoważyć klątwę poławiacza pereł.

Nieśmiały - A jeśli nie da się odnaleźć pereł, to co wtedy?

BAJARKA - Wtedy co jakiś czas klątwa zadziała…, a ona nawet w najlepszym człowieku otwiera przejścia, przez które zło wchodzi do środka i człowiek jest zgubiony…

WSZYSCY KLĄTWA, KLĄTWA, KLĄTWA!!!!

Jedynak – To trzeba temu zapobiec, musimy znaleźć perły!!

Ciekawski - Tak! A potem wyniesiemy je na słońce, ale tylko w ciemnych okularach, bo inaczej oślepi nas ich blask!

Prymus - A może lepiej połóżmy je w ogrodzie pod porzeczkami, tam ich nikt nie znajdzie. Albo utopmy je, niech znikną na zawsze! Albo kupmy za nie jedzenie dla kotów!!

Beksa - Od przeklętych pereł koty nam umrą na śmierć, głupia ty!

WSZYSCY KLĄTWA, KLĄTWA, KLĄTWA!!!!

Nieśmiały - A kiedy klątwa działa najczęściej?

BAJARKA - Kiedy są otwarte wejścia, zwykle w listopadzie. Klątwy są wytrzymalsze od wielbłąda, żarłoczniejsze niż rekin, silniejsze od nosorożca, przenikają przez ściany, sprawiają, że wszystko wypełnia się cuchnąca mgłą, jakby zepsuła się tona sera. Klątwy czają się w rurach łazienkowych, w króliczych norach, w kominach i pod łóżkami.

 Jedynak - Jak  je rozpoznać?

BAJARKA - Trzeba zapytać: raz, dwa, trzy, czyś ty dobry, czyś ty zły? A potem biegnij i nigdy nie oglądaj się za siebie! (tupie nogą głośno)

(wszyscy uciekają, ukrywają się po katach, Mądrala zostaje sam na środku)

Scena V. Finał

Mądrala: I co? nawet gdyby tu nikogo nie było, gdybym nie wpuścił was do swojego pokoju i gdybym gadał sam do siebie, to co? To byłoby takie straszne? I załóżmy nawet, że wy nie istniejecie, to niby dlaczego to miałoby być takie niebezpieczne, nawet gdybym was sobie wymyślił, gdybyście nie istnieli, to może byłoby to niebezpieczne dla was, ale przecież nie dla mnie. Tak?


Wszyscy mu odpowiadają: Tak!! Tak… Tak… (Wracają powoli na miejsca wyjściowe i mówią:)
 Beksa: Dorośli są po to, żeby nam mówić, co trzeba robić, co jest dobre i niedobre, co mamy mówić, myśleć, jeść.
Jedynak: Mówią nam też, kiedy mamy jeść. Kiedy mamy myśleć. Jak mamy spać, chodzić, za dużo się nie śmiać, nie śpiewać bez powodów, nie płakać.
Prymus: Rozumieć, nawet kiedy nie rozumiemy. Nie wyobrażać sobie rzeczy, które nie istnieją, nie mówić o rzeczach, na których się nie znamy.
Nieśmiały: Jeśli na niczym się nie znamy, nic nie mówić.
Ciekawski: Nie zaczynać czegoś nie kończąc, być posłusznym. Nie chcieć robić tego, co lubimy, bo w życiu nie zawsze robimy to, co lubimy.
Mądrala: A wy? Co z wami? (cisza)  Wiecie co? (do widowni) nie mogę się doczekać, kiedy będę dorosła, no chyba że musiałbym robić tak jak wy, chyba że musiałbym być do was podobny. Bo wy jesteście nieszczęśliwi i nie mówcie mi, że jest inaczej. (...) A my byśmy chcieli, żeby to się zmieniło. I trzeba wszystko zmienić, wszystko. Trzeba zmienić świat….. Prawda?, tak? Trzeba zmienić, prawda? Wszystko, tak? (nakręca się gadając, odwraca się do swoich kolegów, a tyłem do widowni, siada na krześle, plecami do widowni)

Wszyscy:
To właśnie jest coś, co różni się tak samo
Od waszego cienia, który rankiem podąża za wami
I od cienia, który wieczorem wstaje na wasze spotkanie.
To cały nasz strach w garstce popiołu!!!!! (2x)

wtorek, 19 kwietnia 2016

kiełkowanie

więc są, kiełkują, nie wiem, co to, bo jak zawsze siałam za porządkiem, nie kontrolując, gdzie ani co rzucam, ale... najważniejsze, że są, kiełkują, jakieś rośliny na balkonie, być może jest to pachnący groszek? będę wiedziała na pewno jak zapachnie w bliżej niedookreślonej przyszłości; kiełkowanie jednak napawa mnie nieusuwalnym optymizmem, a nie mam go ostatnio za dużo na zbyciu, praca mnie zjada, pies jest chory... wiadomo - życie, kiełkują kwiaty i kiełkują depresje, taki czas


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

deprawacje

jest rzeczą trudną i deprawującą, kiedy prawie zawsze czy nawet rzeczywiście zawsze bardziej jesteś kochany niż kochasz i nie ma w tym żadnej taniej kokieterii, nie o to tu chodzi, cała ta paniczna osobność, impregnująca częściowo na miłość to swego rodzaju kalectwo, emocjonalna dysfunkcja, może często wygodna, ale przecież nie jest to ładne, czasami nawet nie jest to ludzkie, że niezależnie od wszystkiego nie ma na świecie kogoś, kto byłby mi do życia bezwzględnie potrzebny, a przecież generalnie lubi się ludzi, przecież nadal jeszcze mnie oni naprawdę obchodzą, przecież ciągle się przejmuję; i owszem, mam złudne poczucie bezpieczeństwa, niekiedy zadowolenia, a jednak bywa i tak, że nie myślę o sobie dobrze


niedziela, 17 kwietnia 2016

wszystkie moje słodkie grzechy

jestem w stresie, no tak, no zdarza się, ledwo żyję, tak już jest, potrzeba chwili, więc jem, jem, jem, jem dobre, przepyszne rzeczy, by być dla siebie dobrą, jem duuużo wyśmienitych przysmaków, a to tutaj... to tylko szczyt góry lodowej mego obżarstwa,
będę wkrótce szczęśliwą, monstrualnie grubą kobietą...
 i ok, i być może to właśnie mnie uratuje, olbrzmiastość gabarytu, który już wkrótce osiągnę, szansa na zadeptanie tego i owego lub choć przesłonięcie świata falującym sadłem




sobota, 16 kwietnia 2016

"co noc..." (tuż po "Ja ciebie też...")

widziałam w teatrze coś ciekawego, nie wiem, czy mi się podoba, ale było to interesujące, teatr w teatrze, młodzi aktorzy, pewna niewątpliwa naturalność, dobra opowieść mimo totalnie bezsensownego zakończenia, które było więcej niż nudne i rozczarowujące, ale sama idea trójkąta (nie)miłosnego (niby motyw wyświechtany, a jednak... przecież nie), sam pomysł opowieści, która się dzieje przekonująco tu i teraz, nie naprawdę, a często naprawdę, jak rasowa psychodrama - tak, ciekawe, rzecz mocno teraźniejsza i jakoś tak... niezłe to było, mimo pewnej emocjonalnej histerii, za którą jeśli bywa nieumotywowana nie przepadam.... niezłe to było; "Ja ciebie też..." tak, coś ciekawego, uwierzyłam


- Każdej nocy coś mi się śni. Co noc śnisz mi się ty.

piątek, 15 kwietnia 2016

depresje vs. "wiosenne drzewa" (Aga Zaryan - Milość")

Trwa depresyjny wysyp, nie wiem, czemu to tak na wiosnę zawsze, ale nie ma ludzi, którym by się do końca udało uchylić od pikujących lotów w dół, jeśli mają takie skłonności, właśnie teraz w marcu i kwietniu; a ja patrzę na to co roku z niepokojem i smutkiem, bo w gruncie rzeczy jestem wobec tego zjawiska bezradna, gorsze dni są i można je tylko przetrwać, przetrawić, ale nie doraźnie naprawić, a ja ludzie działać, naprawiać, a nie tylko trwać, tymczasem przecież się nie da - niby wiem,  niby rozumiem - ale nie oznacza to, że się godzę, że mi to odpowiada, depresje zatem szaleją wokół, a ja słucham jazzującej Zaryan znowu, łagodzę bezradność i być może popadam w tanie sentymenty i niemożliwości, słuchając piosenek o miłości, na której przecież kompletnie się nie znam, jest jednak wiosna w tej piosence, a wiosnę lubię, budzę się na wiosnę

czwartek, 14 kwietnia 2016

zapowiedzi teatralne

za tydzień mój kochany szkolny teatr gra nową sztukę, jestem przerażona, jak zawsze, choć tym razem jakoś szczególnie, bo wszystko jak po grudzie się układało, póki co, jednak, jakoś, zapowiada się to tak (i oby to zagrało, oby zaiskrzyło):

„Okno na ścianę”

(na motywach sztuki Serge`a Kribusa, „Ścianananaświat”, tekstów T.S. Eliota, wierszy Ewy Zdanowicz i powieści Joanny Bator „Ciemno, prawie noc”)

Scena I . Strach w garstce popiołu – scena, w której poznajemy grupę bardzo dziwnych dzieci, Amadeusz skarży się i popłakuje, a Ewelina ma wiele wątpliwości

Scena II. Małe dziewczynki, czyli Asia, Natalia i Marta w opowieści o tym, że małe dziewczynki mają czasami duże kłopoty

Scena III. Bestyjka, scena, w której pojawiają się różne bestie, odpędzane przez magiczną wyliczankę Kasi i Oliwii

Scena IV. Szkatułkowa bajka, scena zbiorowa, w której skrywa się opowieść w opowieści, a potem trzeba uciekać

Scena V. Finał, czyli po co są dorośli?, scena, w której pada kilka hipotez bez jednoznacznych odpowiedzi.

środa, 13 kwietnia 2016

o magnoliach prawie nic

"Magnolia" to ważne słowo w mojej biografii, trudno w to teraz uwierzyć, ale nawet ktoś, kiedyś, z jakiegoś powodu tak mnie nazywał, i tak się do mnie zwracał: "Magnolia", "Mag" - absolutna prehistoria, a jednak teraz, kiedy wszędzie kwitną magnolie, myślę chwilami, momentami, krótkimi jak mgnienie oka, o tamtych czasach, gdy byłam młoda, niebezpiecznie młoda i wszystko było magnoliowe, wszystko trwało w cieniu tego słowa, które samo w sobie podobało mi się jeszcze zanim wiedziałam, jakie to piękne kwiaty, jakie spektakularne wiosenne kwitnienie...



wtorek, 12 kwietnia 2016

te takie, co kwitną

- Bo teraz kwitną te takie... kwiaty, chyba kwiaty, ale płatki mają takie jak moja dłoń, w sumie nie wiem, to chyba drzewa są, ale liści nie ma, tylko kwiaty i tam wtedy właśnie mijaliśmy takie jedno, tylko nie wiem, jak to się nazywa, ale mówię ci super, same wielkie kwiaty, widziałaś? jest tego sporo na mieście, w różnych kolorach, wielkie kwiaty takie.... no wiesz....
- Magnolie.
- Magnolie?
- No.
- Acha, no... chyba tak...



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

zielonogórskie miśki 2 (street art cz.27)

poprawiacze nastrojów, znalezione po kątach, stare i nowe,
autor zapewne jest człowiekiem (kradnąc od Gombrowicza) "osobiście sympatycznym", takie mam podejrzenie graniczące z pewnością