poniedziałek, 30 czerwca 2014

Alfred (Nobel)

Znowu znalazłam kota, darł się tak, że w zasadzie ciężko go było nie znaleźć, była w tym desperacja, ale i chęć przeżycia, którą warto było uwzględnić, podobno jakiś dupek w ludzkiej skórze wywalił go z samochodu tuż pod technikum, ludzie bywają i tacy, wiadomo. Znalazł się też prawie od razu naprawdę dobry dom dla kota, czyli poszczęściło mu się niesamowicie. Wyruszył do tegoż domu w ślicznym kontenerze uprzednio odpasiony gęstą śmietanką. Powodzenia kocie.


niedziela, 29 czerwca 2014

Żabi Dwór - wnętrza i ostatni mieszkańcy

Oczywiście wlazłam do środka Żabiego Dworu, trochę straszliwie, a trochę pięknie było, ciemno bardzo, a ja bez sprzętu, który by to udźwignął, ale coś tam zobaczyłam, coś tam schwytałam ze strzępów tego, co kiedyś było sercem i duszą domu. Lubię gęstą atmosferę starych domów, bo na zawsze pozostają zamieszkane, zawsze się w nich kogoś spodziewam.

drzwi wejściowe od zaplecza domu, w oddali frontowe drzwi wejściowe 

wystawione z nawisów drzwi wewnętrzne

widok ze środka w kierunku wyjścia prowadzącego przez werandę na tyłach domu

frontowe drzwi wejściowe widziane od środka

schody na piętro, nadal można po nich wejść

schody widziane z góry

oberwana podłoga na piętrze

fragmenty oryginalnej balustrady  przy schodach

zbieranina resztek kafelków z różnych części domu

krzesło drewniane

drugie krzesło

wielka skrzynia

drzwi wewnętrzne

grube drewniane drzwi, trudno określić, gdzie były pierwotnie

resztki kafli z pieca kaflowego

narożnik wieńczący rozebrany piec kaflowy

zdobienia rozebranego pieca kaflowego

duży kafel z rozebranego pieca

widok poprzez dwa pokoje wzdłuż domu

ostatni mieszkańcy i fragmenty pięknych kafli na werandzie

najodważniejszy mieszkaniec

reszta lokatorów

sobota, 28 czerwca 2014

12 spojrzeń na Żabi Dwór

Z powodu jakiejś tam imprezy integracyjnej - okoliczności są bez znaczenia - znalazłam Żabi Dwór, poniemieckie stare domy, rzeczywiście coś jak dworki, remontowane, docelowo udające ruiny, niby piękne, ale po remoncie i przetworzeniu za wiele udawania ruin, by im uwierzyć; w tym wszystkim znalazłam stary dom, który był przed remontem, zupełnie nielegalnie błąkałam się po grożących zawaleniem resztkach, stanowiących całość tylko umownie... wzruszają mnie stare domy, jakby dźwigały w sobie życia i nadzieje ludzi, których dawno już nie ma; ktoś kiedyś tędy chodził każdego ze swoich dni, ktoś kiedyś dotykał tych klamek, otwierając te rozpadające się drzwi, ktoś kiedyś wracał w te mury, bo wracał do domu, ktoś odchodził, wierząc, że wróci, ktoś tu był, żył, czuł, myślał, ktoś był tu gościem, rozmawiał, kłócił, się, śmiał lub płakał i powalał, by jego istnienie przenikało te mury, a teraz tylko one zostały, chodzę po nich jak profan, prawie pewna, że powinnam kogoś spotkać, choć tymczasem po ludziach zostały przecież tylko spękane ściany, nabrzmiałe od życia, którego już nie ma...















piątek, 27 czerwca 2014

Buskerbus 2013 - uchwycone

Już za dwa miesiące kolejna edycja festiwalu sztuki ulicznej, zjadą się mocno nieszablonowi ludzie z całego świata, przypomniałam sobie o tym dziś na fali innej miłej myśli, że oto zaczynają się wakacje. Tymczasem wygrzebałam z zachomikowanych katalogów zdjęcia z poprzedniego Buskerbus - moja kolejna niewydarzona i desperacka próba utrwalenia strzępów street artu. Paradoksalnie wyjątkowość tego typu działań artystycznych polega w dużej mierze właśnie na ich chwilowości i ulotności, z którą ja nie do końca umiem się pogodzić. Szczęśliwie zdjęcia nie zabiły tej wyjątkowości, a jednocześnie fajnie ożywiły (ożywiają)  wspomnienia, które chciałabym zachować (zachowuję).