niedziela, 28 lutego 2016

między księżycem a Słońcem

znowu planetarium, znowu wirowanie w przestrzeni, dziwnie uspokajająco działa na mnie ten przestwór nieba, sieć gwiazd i matematycznie obliczalnych zależności, to daje poczucie ładu i celowości, którego przecież w zwykłym ludzkim życiu jest dość niewiele (czy może w moim tylko zwykłym ludzkim życiu jest ich niewiele?), zima kończy się opornie, wiosna jest tym, czego się powoli mocno wyczekuje, i jeszcze ta milcząca obojętność nieba w tym wszystkim, pociesza i przygniata zależnie od interpretacji i nastrojów


sobota, 27 lutego 2016

17 km

przebiegłam po lesie i śniegu 17 km w dość miłym towarzystwie damsko-męskim, moje ciało skowycze z wycieńczenia i jest świetnie, tak być powinno






piątek, 26 lutego 2016

nawroty zimy

wstałam i nagle ze snu wyrwał mnie pobielony świat, a miała już być wiosna, w końcu czekało się na nią powoli, a tu proszę, przecież jest luty, nadal, bardzo




czwartek, 25 lutego 2016

zasłuchania i przemilczenia (Brodka - Horses)

okazuje się, że oprócz śmieci i brudów w Internecie można czasami znaleźć coś wartościowego, na ten przykład nowa świetna Brodka, jak rany, jakie to fajne, nowsze i insze, gra mi to dziś bardzo, pewnie grać mi będzie jeszcze w dni kolejne; 
tymczasem... liczba osób, z którymi zwyczajnie nie chce mi się dyskutować nieznacznie, ale systematycznie narasta, ludzkość jest lepka i mało proludzka w kontakcie, mało sensowna w dialogu, może to ta za długa zima? milczę więc sobie, milczę nawet kiedy coś mówię, bo tak naprawdę mówię niewiele lub nic

środa, 24 lutego 2016

w poszukiwaniu

chciałabym bardzo, aby wiosna już była, słońce, ale przede wszystkim zapach poruszonej ziemi, światło, powrót życia, odnowa, może zwyczajnie jestem zmęczona, bo wszystko jest szare, pożerane przez szarość, może to ciągle ta sama nieodwracalna paskudność, o którą w tej szarości bardziej dotkliwie się ocieram; szłam przez las dzisiaj i przez tę chwilę liczyło się tylko to





wtorek, 23 lutego 2016

łagodzenie zdziczeń (Lars Danielsson/Leszek Możdżer)

Odgrzebałam z dna dysku Danielssona, chyba mało znanego w Polsce, ale może tylko mnie się tak wydaje, sobie słucham i żyję, a on gdzieś w tle, towarzyszy, nienachalnie, ale wyraźnie, łagodząc zdziczałe obyczaje, bo zdziczeń w mej okolicy bezpośredniej nie brak jakoś ostatnio i być może jest to po prostu i całkiem zwyczajnie pewną pociechą, że obok chropowatości i zgiełku jest jeszcze możliwość bycia i przebywania w świecie innego rodzaju, że można tak brzmieć i grać, że może być inaczej, że człowiek jako taki może być inny, może robić coś innego niż zgrzyt i wrzask

poniedziałek, 22 lutego 2016

być damą na spacerze

"Ze spaceru" O. Boznańska
i własnie tak iść sobie z białą (tak jednak z białą) parasolką, alejami parku w wielkim mieście, parasolka koniecznie powinna wirować miarowo w dłoniach, a dłonie powinny być w koronkowych białych rękawiczkach, i jeszcze biała prosta sukienka i ta cała lekkość, świeżość, delikatność, które nawet bardzo brzydkiej dziewczynie dodają przecież klasy, szyku i czaru, być taką damą i iść w zamszowych białych botkach albo z przyjaciółką jechać dorożką, udawać, że się nie widzi, a przecież widzieć wszystko z perspektywy ciut zadartego noska, być taką damą właśnie w promieniach wiosennego słońca, na które nie wypada wystawić jasnej skóry, nieść przez park do dorożki z pozorną niedbałością bukiet margerytek, które póki nie zwiędną mówią wszystko, mówią o wszystkim i pasują do sukienki, jeszcze włosy w ciężki kok na karku, jeszcze taka ich gładkość, stłumiony uśmiech, spojrzenie nigdy wprost, być bladą damą w białej sukni, a w uszach mieć cierpliwy szum własnej błękitnej krwi, iść/jechać, zmierzać gdzieś z kwiatami - takie błąka mi się po głowie pragnienie, kiedy widzę ten właśnie portret Boznańskiej, taka nagła chęć bycia częścią scenki rodzajowej z innych czasów i wcieleń, choć zarazem wiadomo prawie od razu, że nigdy nie było to możliwe ani dostępne, że to zupełnie nie mogłabym być ja

niedziela, 21 lutego 2016

kalinowe serce na dnie ciemnej wody

więc właśnie tak, oglądając się przez ramię popadam w powolne pożegnania, przechodzę po chwiejnych kładkach i mostach, nucąc senne kołysanki i zaklęcia na niemiłość, bo wszystko mija i mija, wszystko się rozkrusza i niknie z mściwą nieodwracalnością, tymczasem prawie widzę, jak po czeskich zamkach błądzi samotnie książę, prawdziwy książę swoich czasów z głową w chmurach i głodem w oczach, książę z cierpkim uśmiechem jak z tarczą, przez która nie przeniknie żadna płowowłosa księżniczka - nigdy i nijak, myślę o tym księciu z sympatią, ja - ośla skórka, zbuntowany nieślubny pomiot czarownicy, gdy palce mi pachną piołunem lub pokrzywowymi liśćmi, czasami żal, czasami wcale nie, myślę o jagodach, o tym jak brudzą palce i język, o tym, jaki mają smak, ja jestem właśnie taka

sobota, 20 lutego 2016

miło, lekko, zabawnie ("Zwierzogród")

....zatem bajka, bo trzeba jakoś się ubajkowić, pośmiać, posłuchać jak dzieciaki rechoczą, wcinając popcorn; urokliwa i wyczekiwana przez Małą Mi projekcja, ładna rzecz, oczywiście zwierzątka, piękne kolory, niezłe dialogi, no i tolerancja łopocząca w tle (czy ktoś o tym jeszcze pamięta, o tolerancji wobec innych ludzi i ich różnorodności? coraz częściej mam wątpliwości); było miło, lekko, zabawnie, miły dzień, zdrowy śmiech po całym tygodniu orki na totalnym ugorze i przedzierania się przez bagienne grunty....



- Każdy może być tym, kim chce.

piątek, 19 lutego 2016

zielonogórskie miśki (street art. cz. 25)

Nie wiem, kto je maluje, ale są w przeróżnych miejscach Zielonej Góry, różnej wielkości i we wszelkich możliwych kolorach, łażą po mieście stadami i wszystkie są do siebie rozpoznawalnie podobne, po prostu świetne, zwyczajnie/niezwyczajnie sympatyczne, skutecznie poprawiają mi humor, czasami na sekundę, ale zawsze... liczy się i to.




czwartek, 18 lutego 2016

zimności i okropności

Wróciła zima na trochę, wszyscy marudzą, ale jakoś ładniej się zrobiło, jak zawsze przy świeżym śniegu, a poza tym... to jest upiorny tydzień, mam poczucie, że otaczają mnie nieprzyjemni ludzie, i tak, oczywiście wiem i rozumiem, że tysiąc razy łatwiej jest być małym człowiekiem, wyrobem człowiekopodobnym, człowiekopochodnym (tak, mnie to również dotyczy, mnie takoż tak jest łatwiej), a mimo to nadal wierzę, że każdy ma też obowiązek być kimś więcej, choć trochę się postarać, dla siebie, dla tak zwanego świata, od którego koniec końców nic nam się nie należy, któremu trzeba coś dawać, by uzasadnić swoje istnienie, tymczasem... otaczają mnie ludzie po prostu przykrzy w kontakcie, którzy czują się w prawie obrzucać sobą świat, jest mi cierpko, jest mi nieprzyjemnie, jest mi zwyczajnie przykro, że muszę patrzeć i tłumaczyć czasami: to jest złe, to jest dobre, na poziomie więcej niż oczywistym, na poziomie ameby i pantofelka; mój idealizm, który zwykle sobie cicho siedzi za fasadą różnego kalibru złośliwostek i cynizmów, teraz zwija się i cierpi skrycie, że świat, że ludzie, że rzeczywiście ostatnio są tylko, zaledwie tacy..., po prostu niedobrzy dla siebie i że nie zawsze, a nawet dość rzadko można coś na to zaradzić, a mimo to przecież należy próbować, przecież jakoś muszę... muszę? no tak, nadal jeszcze mam poczucie, że muszę; śnieg zasypuje brudy, patrzę i choć mi zimno, to na chwilę robi mi się też lepiej, jest jasno, jest biało, na chwilę wszystko się naprawia



PS. Porzucanie pod moim drzwiami prezentów, których nie oczekuję i kwiatów, których nie chcę oraz pisanie do mnie, gdzie się da, gdy wyraźnie powiedziałam, że sobie tego nie życzę, uważam za coraz bardziej przykre nękanie, którego się obawiam i które mnie denerwuje, jest to także w moich oczach wyraz wielkiego egoizmu, bezczelności i braku szacunku dla mnie i mojego spokoju.

środa, 17 lutego 2016

mroczne miejsca (wspomnienie o Kłodzku, cz. 3)

w Kłodzku jest twierdza, wielka, potężna, jak mroczny duch nad miastem, mieszkając tam jednak, nie byłabym pewna, czy roztacza nade mną opiekę, czy mi grozi, być może i jedno, i drugie, być może to tylko te grube mury, mroczna masywność skał, być może nic w tym nie ma, ale jak już byłam wewnątrz, w korytarzu na metr wysokim i ciasnym, zrozumiałam, że twierdza pożerała ludzi, w różnych czasach, na tysiące sposobów, pochłaniała życie, i jest w tym miejscu trochę strasznie, jest przytłaczająco, ciekawie oczywiście również; to zupełnie straszna twierdza, z murów paruje wsączona w nią imponująca, skamieniała przeszłość, o której nikt już nikomu nie opowie, ślepnące oczy minerów tkwiących w małych korytarzach, krzyki więzionych, których nikt nie słyszał, wegetacja w pruskiej armii na nieodraczalnej 20-letniej służbie, mury, w których mogło dziać się wszystko, a nikt by nie wiedział, nie zobaczył, nie usłyszał, mocna rzecz, mocne wrażenie, bo przecież w innym czasie i wcieleniu można było tam utknąć, na życie, na zawsze, bez nadziei na odmianę















wtorek, 16 lutego 2016

urok ginącego domu (wspomnienie o Kłodzku, cz.2)

W Kłodzku nadal są ślady po powodzi, która zalewała ulice i domy, nawet kamienice obrała do żywej kości z farby, tynku i urody, nadwyrężyła ich konstrukcje, ale one wciąż stoją, minęły przecież lata, a zniszczone domy stoją w swych trzęsących się posadach, często opatrzone zakazem wstępu i ostrzeżeniami przed zawaleniem się, i jest też taka malutka kamienica, blisko rynku, która mimo totalnej dewastacji nosi ślady zapomnianego piękna, jak brzydka kobieta swą niegdyś najładniejszą sukienkę, to śliczna kamieniczka, mam nadzieję, że ktoś ja odratuje.





poniedziałek, 15 lutego 2016

zwierzątka wychodzące z murów (wspomnienie o Kłodzku, cz.1)

W Kłodzku byłam za krótko, by je dokładnie obejrzeć i przedeptać, a przecież nagle okazało się, że warto i że miasto ciekawe, moja Stwórczyni mieszkała kiedyś w pobliżu, za zamierzchłej, odległej nastoletniości, ale nigdy ani mru, mru, nic nie powiedziała, że to Kłodzko takie ciekawe, tymczasem przecież... no własnie - ciekawe takie. I zwłaszcza te zdobione zwierzętami kamienice... tylko kilka udało się schwytać, ale ładne bardzo, bo idę sobie, a tu piękny lew, a tu wilk nie wiedzieć skąd z wywieszonym ozorem, i jeleń też, i rak nawet, się stało, się patrzyło.