wtorek, 5 maja 2015

szła przez las i myślała, wybierała, rozważała

Znowu szłam przez las, bez większej nadziei, że to coś znaczy, że to coś zmienia, było dobrze, ciepło i dużo słońca, trochę zbierało się na deszcz, może na burzę? i niby widzę i wiem, że teoretycznie można by spalić każdą gałąź i liść, zadusić ptaki, przedeptać rośliny, po prostu zniszczyć las do gołej ziemi (jak wszystko przecież), a jednak on żyje nawet kiedy umiera i gnije w swoich posadach, a ja jakoś zazdroszczę, że nasze ludzkie sprawy nie mają w sobie takiej doskonałej nieprzemijalności, w końcu przynajmniej czasami powinny; zatem idę i oczywiście: ptaki, posplatane drzewa, mech, kwiaty, paprocie, trochę słucham, trochę się gubię jak zazwyczaj; czy tak być powinno? że ja tutaj, teraz, nadal uwięziona w tamtym nieusuwalnym "zawsze"? i (rzecz dziwaczna) zwyczajnie idę i wiem, dość dokładnie i nagle wiem, że nie mogę stąd wyjechać (rozważam to od trzech lat.... aż trudno uwierzyć...), ponieważ to mój własny upór sprowadził mnie właśnie tutaj, do tego miejsca i kazał mi tu pozostać, i nie ma w tym bezradności, a jedynie lojalność wobec tamtych wyborów, bo po prostu to tylko mijają lata, wszystko się niby zmienia, starzejemy się, trochę umieramy, a przecież ciągle idziemy przez ten sam las, mijamy się na tych samych ścieżkach, chodząc po nich osobno, biegając w różnych kierunkach, a wszystko, co było doskonałe, nie uległo zniszczeniu, ale trwa, nawet jeśli tylko we mnie. I naprawdę uważam, że to jest ładne i że to ma prawdziwą wartość.







   









 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz