piątek, 26 sierpnia 2016

z widokiem na potylicę Turnaua

po prawie jest tak, że pracuję już codziennie, odsiaduję swoje na radach, na poprawkach, starając się nie myśleć, jak bardzo wszystko się pozmieniało i jak ciężko mi się pogodzić z tymi wieloma zmianami, które zaszły w pracy, to koniec pewnej epoki, pewnego rozdziału, koniec, który rozpoczął się już rok temu i przecież już wówczas było jakoś przykro i trudno, a teraz to wszystko trwa, coś się definitywnie kończy, coś się niepokojąco zaczyna, trudno przewidzieć, jak i kiedy ten czas zmian się wreszcie skończy i jaki krajobraz się z nich wyłoni, trudno przewidzieć także, jak to się dla mnie skończy, gdzie wyląduję i z kim, może dlatego usilnie staram się mieć wakacje, opalam się, krążę, spaceruję, nawet pomagam łowić Małej Mi durne Pokemony, jem mnóstwo lodów, szukam odskoczni wszelkiego rodzaju; wieczorem spacerowałyśmy po mieście, piękna jest ta nasza Zielona Góra nocą, na rynku ludzie, gwar, muzyka, zahaczyłyśmy o koncert Turnaua w Galerii u Jadźki, oczywiście nie byłyśmy na całym, ja bardzo go lubię, ale Mała mi ma inne gusta i była zmęczona, mimo wszystko mam dziwne poczucie, że przecież sympatycznie było, Turnau świetnie wypada na koncertach, fajnie gada, fajnie gra, ludzi było mnóstwo, ale zasłuchani, ledwie się przepchałyśmy, uzyskując jedyny w swoim rodzaju widok na potylicę zasiadającego przy fortepianie artysty, wysłuchałyśmy czterech piosenek przestępując w tłumie ludzi z nogi na nogę, tyle wytrzymała Mała Mi i tak wyglądał mój pierwszy koncert Turnaua, kolejny skrawek wakacji i zapominania o pracy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz