piątek, 12 sierpnia 2016

bohater i renowator - biały pieprz w łazience

Malowanie płytek, by odnowić obleśną łaziankę bez gruntownego remontu - rzecz była ryzykowana i dojrzewałam do niej przez miesiąc, podpowiedziały mi to koleżanki, a ja uchwyciłam się tego pomysłu jak tonący brzytwy i od kilku tygodni wmawiam sobie, że i owszem dam radę, jakiś miesiąc temu odmalowałam sufit, potem utonęłam w innych remontach, ale jakby przy okazji kupiłam bezsensownie drogą farbę do płytek (kolor: biały pieprz, czyli taka biel złamana szarością), żeby się na mnie patrzyła ciężkim wzrokiem, potem też mimochodem nabyłam kilka zabawnych wieszaków do łazienki i porzuciłam je w takim miejscu, że codziennie się o nie potykam, kilka dni temu wyszorowałam płytki i fugi, potem jakby od niechcenia załatałam dziury w ścianach i ubytki w fugach, przedwczoraj wyszlifowałam uzupełnienia, żeby ładniej było... no i wreszcie zostało już tylko pomalować, mieszałam farbę z myślą: gorzej nie będzie, łazienka była stara, klaustrofobiczna, płytki bordowe, przytłaczające, niefajne po prostu, nie chciało mi się w tej łazience być, zatem malowanie... przyznam szczerze... ciężko było, to nie jest taka tam zwykła farba, tylko coś między farbą a lakierem i.. czymś jeszcze, może klejem? nie wiem, można użyć tylko 10 dni od wymieszania (farba jest dwuskładnikowa), bo potem "traci swoje właściwości", wymaga celowych, regularnych pociągnięć, więc trzeba się szybko nauczyć tym malować, dwie warstwy - absolutnie konieczne (zwłaszcza jak się kładzie biel na ponure, ciemne bordo) i nie od razu jedna po drugiej, bo się skleją i miejscami odejdą zostawiając smugi, całość niby szybko schnie po wierzchu, ale pełne obeschnięcie trwa do 72 godzin, a pełna przyczepność i trwałość jest uzyskiwana dopiero po trzech tygodniach, fugi miałam do machnięcia małym pędzelkiem, więc dłubanina, wokół kaloryfera, którego nie chciałam zdjąć i armatury dłubanina po tysiąckroć... a że bywam obłędnie precyzyjna (co z tego, że tego ciemnego kąta za kaloryferem nikt nie widzi, skoro ja wiem, że on tam jest? i że potencjalnie jest spieprzony!), to jestem wykończona!! ale... jak rany, jaką mam piękną łazienkę! jasną, niby przestronniejszą (biel rzeczywiście "robi" przestrzeń), przyjemną, drobne (wcale nie drobne, ale w porównaniu z tym, co już machnęłam, wydają się znikome...) prace wykończeniowe - wkrótce, teraz idę stracić przytomność.... (i że co?! że ja sama nie dam rady?... że niby powinnam wynająć siłę roboczą męską do tego?! ja nie dam rady?... a właśnie, że dam... uff...). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz