czwartek, 11 sierpnia 2016

"Cóż więc mogłoby cieszyć czy bawić Katarzynę?" (J. Austen "Opactwo Northanger")

zgodnie z zapotrzebowaniem emocjonalnym i zamierzeniem dziś był dzień z Jane Austen, dzień z "Opactwem Northanger", które pierwszy raz miałam w rękach... chyba jako 14-latka, czyli strasznie dawno temu, muszę przyznać, że jest to chyba najsłabsza powieść Austen, co i tak nie czyni z niej dzieła słabego w ogóle, to ciągle Austen, dobry powieściowy rzemieślnik, tyle, że jakby niewyrobiony, trochę tnący wątki, skracający narrację nie zawsze sensownymi przyspieszeniami wydarzeń lub rozciągający ją opisami, powieść w zamierzeniu stanowi jednocześnie parodię gotyckich romansów grozy, jak i obronę powieści jako gatunku, który ma wielkie możliwości, zawiera też wątki, które można uznać za feministyczne, co Austen się regularnie zdarza, poza tym... wdzięk, czarujący świat, ładne dialogi, subtelny (bywa że ciut kąśliwy) humor oraz wynikający z udanej parodii komizm, dobrze prowadzona fabuła, która może zaskoczyć mimo nieuniknionego przecież happy endu, rzetelna konstrukcja postaci, mrugający do czytelnika sympatyczny narrator, no i główna bohaterka to moja imienniczka, co w naiwny sposób bywa dość przyjemne, bo rzeczywiście "cóż może cieszyć czy bawić Katarzynę?", no cóż? dziś "Opactwo..." bawiło Katarzynę, a jutro? kto wie?

Jane Austen "Opactwo Northanger"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz