sobota, 20 sierpnia 2016

"bezsenność przywołuje duchy i nawraca czas" (A. Tabucchi "Zaginiona głowa Damascena Monteira")

Antonio Tabucchi "Zaginiona głowa Damascena Monteira")
Nie pojechałam w te wakacje do Lizbony, ale zabrałam nad morze Tabucchiego, który dość podstępnie sprawił, że teraz chcę również pojechać do Porto. Jest coś w sposobie opisywania miejsc przez tego pisarza, że człowiek po prostu chce tam być, mimo że nie są to miejsca sakramencko piękne, przeciwnie - bywają mroczne, bywają biedne, bywają niebezpieczne, a jednak klimat miasta, który stwarza Tabucchi jest właśnie taki, że chcesz nim pooddychać, chcesz mieć takie doświadczenie, nie zniechęciło mnie nawet pisanie o flakach jako o najpopularniejszej potrawie w mieście... [z drugiej strony może jestem bezzasadnie uprzedzona, bo z opisu wynika, że mają one niewiele wspólnego z polską zupą, a bardziej przypominają jakaś potrawkę, poza tym wszechobecność porto, które w upalnym klimacie sączą bohaterowie wiele wynagradzała mojej wyobraźni, podobnie jak opis innych potraw, jak: sałatka z krabów, marmolada z pigwy, zielona zupa z kapusty i wiele innych]. Z powodu rozpoczęcia utworu od znalezienia bezgłowego ciała powieść wydaje się sensacyjna i niewątpliwie watki sensacyjne zawiera, ale nie one są główna treści czy materią utworu, intryga jest przewidywalna i zostaje dość szybko rozwikłana [ostatecznie już tytuł sporo podpowiada]; co ciekawe kluczową postawią wcale nie jest główny bohater - młody chłopak, ponownie dziennikarz (jak w "...twierdzi Pereira"), nie jest to nawet najmocniejsza osobowość w utworze,  sympatyczny dwudziestoparolatek, zagubiony i nieukształtowany, pracujący dla gazety brukowej, zostaje uwikłany w śledztwo, które w gruncie rzeczy za niego prowadzą inni, a które on tylko w typowym dla brukowca udramatyzowanym stylu musi relacjonować -  jest w tym coś z parodii prawdziwych kryminałów, bohater nie rozwiązuje zagadki, jej rozwiązanie po prostu mu się przydarza, bo podąża on za cudzymi wskazówkami i instrukcjami, nie będąc ani przez chwilę panem lub mózgiem wydarzeń, nie on snuje też najważniejsze refleksje, nie on jest pomysłodawcą kolejnych poczynań w toku śledztwa, nawet gazetowy styl, w którym o nim pisze nie jest jego, bo wielokrotnie deklaruje, że pisze "nie w swoim stylu" i chce prowadzić badania literackie; naprawdę ciekawe postaci, to ludzie stojący poza młodym bohaterem, które jakby się wyłaniają zza niego, Donia Rosa - tajemnicza właścicielka pensjonatu, która zna wszystkich i wie wszystko, Manolo - Cygan będący reprezentantem źle traktowanej mniejszości, a przede wszystkim ekscentryczny adwokat intelektualista i arystokrata - Sequeira, który sprawia, że powieść Tabucchiego w gruncie rzeczy nie jest utworem sensacyjnym, ale rzetelnym głosem w kwestii niesprawiedliwości, korupcji, nieuczciwości, przemocy, które naznaczają także demokratyczne kraje, bo demokracja czy nawet wolność i moc prasy wcale od nich społeczeństw nie uwalniają; to właśnie adwokat porusza wszelkie zagadnienia etyczne i inne istotne problemy z pogranicza polityki, prawa i moralności, i to on jest postacią najbardziej wyrazistą, potężną osobowością, on wywiera też znaczący wpływ na losy i rozwój głównego bohatera. "Zaginiona głowa..." to powieść... ciekawa, piekielnie dobrze napisana na poziomie pisarskiego warsztatu, pierwszy utwór Tabucchiego, w którym narracja nie zjadła dialogów, co zresztą było nie tylko znamienne dla tego pisarza w moich oczach dotychczas, ale i było zabiegiem celowym i świetnie zastosowanym; rzecz oczywista także ta powieść tego pisarza podobała mi się - z jednej strony somatyczny opis miejsc, smaków, ludzi, pogody, atmosfery, z drugiej intelektualne i emocjonalne rozważania o słabościach demokracji, o nieusuwalnej obecności zła w każdym stworzonym przez ludzi systemie, no i dodatkowo egzystencjalne smaczki bliskie moim osobistym rozterkom... do poczytania, do poczucia, do posmakowania i do pomyślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz