poniedziałek, 1 czerwca 2015

Kiedy byłam mała....

Kiedy miałam 7 lat, chodziłam po drzewach, miałam zawsze potłuczone łokcie i kolana, a mój brat miał pół roku i ściągał zainteresowanie całej rodziny, co dla mnie oznaczało wielką wolność, wszyscy podejrzewali, że jako dotychczasowa jedynaczka jestem o niego piekielnie zazdrosna, ale ja nie byłam, nigdy. Chodziłam już do szkoły i byłam prymusem, choć nie było to powiązane z najlżejszym wysiłkiem, co oczywiście totalnie mnie rozbestwiało, nie rozumiałam, czemu innym dzieciom nie jest w szkole tak łatwo jak mnie, wydawało mi się, że skoro ja coś umiem, to inni też na pewno umieją, wszystko było łatwe i oczywiste. Rodzice byli z tego dumni i ja pod ich wpływem też. Miałam długie włosy, a ludzie często mówili, że mam tak czarne oczy, jakby mnie kominiarz wyciągnął z komina, mnie ten żart w ogólne nie bawił, uważałam go za dość głupowaty. Byłam tak zwanym niejadkiem, czyli straszna chudziną, ale nie chorowałam już zbyt często. Dużo czytałam i często śniły mi się czarownice. Teraz dopiero widzę, jak bardzo byłam podobna do mojego ojca... uderzająco. Uśmiechałam się wówczas nie pokazując zębów, bo właśnie dopiero co wypadły mi jedynki, wiec uśmiech tracił na urodzie, jeśli był pełny. Ja się tym nie przejmowałam, moja mama - tak. Jadłam agrest i czarne porzeczki prosto z krzaków i nielegalnie chodziłam z innymi dzieciakami nad Wartę popatrzeć na prom. Starałam się być grzeczna i zależało mi, żeby inni też byli dla siebie mili, bardzo mnie dziwiło za każdym razem, kiedy nie byli. Miałam nadwrażliwe sumienie i zawsze mówiłam prawdę. 
To były trudne czasy po wieloma względami, ale też jakoś ładne, wszystko czym (kim?) jestem teraz zaczęło się przecież wtedy, i to złe, i to dobre.
Kiedy miałam 7 lat, to wyglądałam właśnie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz