Mam taką stercinkę książek (stertę jak hałda pokopalniana po prawdzie), co to już nie są nowościami, ale chcę przeczytać i sięgam tam co czas jakiś, umownie nazywam tę stertę: "lektury zaległe", nie wiem, jak znalazł się tam Pilch, ale się znalazł, a ja lubię Pilcha, łyżkami bym go jadła, za... w zasadzie za wszystko, lubię faceta, za styl, rasowy postmodernizm, cynizm, intelektualne wyrafinowanie i umysłową kompatybilność - pod wieloma względami podzielam jego widzenie świata, a poza tym, cóż, jego książki są niezwykle dobrze napisane, a ja cenię dobre rzemiosło. Czytam zatem sobie "Miasto utrapienia" - lektura tak mocno zaległa, że aż strach (!!) - i podoba mi się, czytam wolno, żeby nie przeoczyć niczego, zresztą Pilcha zawsze czytam wolno, bo niby komunikatywny, przejrzysty, a stanowi wyzwanie dla intelektu, no i lubię go czytać długo, zwykle złośliwie się uśmiecham, potakuję trochę, wiem, co do mnie mówi, słyszę, rozumiem. Jestem fanką? Tak, tutaj jestem.
Jerzy Pilch "Miasto utrapienia" |
"... nie mieć żadnych ubocznych zamiarów w stosunku do kobiety to jest wielka nieuprzejmość..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz