czwartek, 4 czerwca 2015

historia pewnego obrazu ("Złota dama")

Adele Bloch-Bauer
Wybrałam się wreszcie po dłuższej przerwie do kina. Motywacja była banalna, cenię filmy, z których mogę się czegoś nauczyć w sposób nienamolny i oczywiście lubię obrazy Klimta (czy jest ktoś, komu się nie podobają?). Dostałam to, po co przyszłam i trochę więcej. Z pewnością zapamiętam już teraz Adele Bloch-Bauer, a dotąd mimo szczerych chęci nie byłam w stanie zapamiętać imienia i nazwiska tej jedynej modelki, która Klimt dwa razy malował. Helen Mirren świetna, może nawet oskarowa. Historyczne retrospekcje umiejętne wplecione w główny wątek, w historycznych aspektach przekonujące, straszne (nigdy nie widziałam nazizmu i holocaustu z perspektywy Austrii, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak to u nich wyglądało, już wiem). Opowieść jako całość nieprzegadana, trzyma w napięciu, nie ma dłużyzn, co w historii o sądowym procesie ciągnącym się latami mogłoby się przecież łatwo zdarzyć. Także emocjonalny ładunek filmu jakoś mnie przyciągnął i przekonał, oczywiście wiadomo, że w procesowaniu się o warte wiele milionów obrazy zawsze chodzi o pieniądze i film szczęśliwie całkowicie się od tego nie odżegnuje, czułabym się okłamywana, gdyby tak było. Rzecz w tym, że również inne motywacje zostały wyciągnięte na plan pierwszy na tyle rzetelnie i prawdopodobnie, że to odzyskiwanie obrazów stało się czymś więcej, że stanęła za tym historia, sprawiedliwość, troska o przeszłość, cenne, choć bolesne wspomnienia, szukanie tożsamości, więzi rodzinne. Dałam się temu trochę przekonać i uwieść, może dlatego, że sama jestem sentymentalna i tak bardzo staram się pamiętać i zapamiętywać chwile, słowa, nastroje. Oczywiście ważne były też te ogromne pieniądze za dzieła Klimta i czasami cynicznie patrzyłam na to, jak ten wątek upycha się chwilami po bokach, przyklepuje i zamiata pod dywan, poza tym podziały na tych złych i tych dobrych są trochę za wyraziste i jednoznaczne jak dla mnie, no i aktorzy - jak to w często teraz bywa - byli znacznie ładniejsi od ludzi, będących pierwowzorami filmowych bohaterów. Pod wieloma względami jest to jednak film ważny i prawdziwy, a poza tym dobrze skomponowany, o pięknych zdjęciach, przemyślanej muzyce, miejscami genialnym montażu (scena wesela, w tle której pojawia się dźwięk tupania wojskowych butów po bruku, wprowadzając dysonans i szarpaninę w weselny taniec - super), Mirren cudna, scenariusz wyważony emocjonalnie, pełen różnego kalibru napięć i bardzo rozległych emocji, czasami przytłaczający, czasami dowcipny, no i dużo piękna, ten Klimt, stroje i wnętrza z XX-lecia, piękne suknie, fraki, Wiedeń z całą swoją imponującą architekturą... Solidne, dobrze wykonane kino.



- Muszę zrobić coś, aby te wspomnienia przetrwały. 
Ludzie maja teraz słabą pamięć, zwłaszcza młodzi.

**********

"Adele Bloch-Bauer I" G. Klimt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz