poniedziałek, 15 czerwca 2015

śniło się (Czy możesz we mnie uwierzyć?)

Na początku byłam trochę w ciąży ;), ale to był tylko senny epizod, tylko jakieś chwilowe wspomnienie. Tak naprawdę pierwszy raz od wieków śnił mi się Robert, w żaden sposób nie mogę sobie wyjaśnić, skąd się to wzięło w mojej głowie i o co chodzi, ale było to bardzo prawdziwe. Szliśmy razem przez miasto i byłam bardzo spięta, nie wiedziałam, jak się zachować, ale chciałam z nim tak iść, podobało mi się, szliśmy prawie nic nie mówiąc, ramię w ramię, jak dobrzy znajomi i chciałam, żeby to jeszcze trochę potrwało, a byłam pewna, że zaraz sobie pójdzie; potem była wysoka trawa, jakiś rzadki las, suchy, było lato, ciepło, wręcz upał, szliśmy dalej, raczej szybko, nagle się potknęłam i jakoś tak obróciłam? czy może on mnie złapał? w każdym razie nagle zatrzymaliśmy się i stanęliśmy twarzą w twarz (co w rzeczywistości byłoby zupełnie niemożliwe, bo Robert jest bardzo wysoki), rozdzielał nas tylko jakiś stary, zmurszały pień drzewa, który kończył się na wysokości moich obojczyków, staliśmy tak chwilę, blisko i nie mogłam wytrzymać jego wzroku, więc odwróciłam twarz, nagle zrobiło mi się niezwykle niezręcznie, ale też jakoś miło, tak, to było po prostu miłe tak stać z nim i wtedy powiedział: - Czy możesz we mnie uwierzyć?; a ja nie odpowiedziałam i staliśmy dalej, byłam zaskoczona i czułam ulgę, i nie umiałam ani nie chciałam mu odpowiedzieć, i już, i tyle, obudziłam się... właśnie cała taka zaskoczona i było mi gorąco, jak w tym śnie, jakby był środek lata i upał. To był dobry sen, pogłaskał mnie ten sen zupełnie pod włos.
Ech... trzeba to chyba wreszcie załatwić, dograć, zamknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz