piątek, 18 września 2015

śliwkowo

Chodzę na targ po śliwki, potem je myję, pochłaniam, nie wiedzieć czemu okazuje się, że są to jedne z lepszych momentów dnia - cierpko-słodki smak, wyłuskiwane z niedbałym pośpiechem pestki, i jeszcze jakieś mgliste slajdy z dzieciństwa, kiedy zrywałam węgierki z drzewa w ogrodzie, ptaki miały tam kiedyś gniazdo, wypadło z niego pisklę, zginęło, nie mogłam mu pomóc, nadal to pamiętam; a przecież wtedy od śliwek wolałam renglody, których zresztą od zamierzchłych czasów dzieciństwa nie jadłam wcale, strząsaliśmy je z drzewa lub strącaliśmy przy pomocy kijów i kijków, dookoła osy, ale i tak się jadło, ze smakiem, sok ciekł po palcach, no a teraz są śliwki i jest jesień, wszystko jest inaczej, a ja nie pamiętam już, kiedy wcześniej zdarzyła mi się tak smutna i przytłaczająca jesień, jem śliwki i czuję, że wszędzie we mnie jest listopad.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz