czwartek, 10 września 2015

domysły o cudzych życiach

Pada, leje, rzuca żabami, wszystko jest mokre, zupełnie nagle zrobiło się zimno i wilgotno, i kiedy tak pada, to pada i nie ma na to żadnej rady. Czasami nie da się zrobić nic. I teraz jest tak, że jestem bezradna, więc nie dotykam przyczyn ani źródeł tej bezradności, tylko odsuwam, osłaniam i podsłuchuję cudze życie, żeby nie roztrząsać, za dużo nie myśleć, za dużo nie czuć, nie taplać się, tak trzeba, zupełnie jakby już był listopad. Zatem...
Szedł starszy pan i opowiadał komuś z gorliwym zadowoleniem: - "Odebrałem żonę ze szpitala i teraz muszę nakarmić..." - i popędził. Pewnie ją nadal kocha. Szła pani i mówiła do telefonu: - "Witaj, co u ciebie? ach, tak dzwonisz, bo chcesz się spotkać, dobrze, ale czekaj, czekaj, ja ci zaraz coś opowiem, bo byłam na zakupach, kupiłam mnóstwo jedzenia...." - i tyle podsłuchałam, bo pani się zatrzymała, a ja między kroplami szłam dalej. Pewnie ma przyjaciółkę i będzie u niej na kawie. Moja babcia i jej przyjaciółka też się spotykały na takie plotki, i tam po raz pierwszy piłam kawę, choć byłam mała, pewnie za mała, ale to nic i tak było fajnie, bo potraktowały mnie poważnie, nie smakowało mi, ale wypiłam wszystko. I jeszcze w autobusie... chłopak, młody, dynamiczny, głowa na łyso, spodnie moro, patriotyzm na bluzie, narodowiec intelektualista, mocnym dominującym głosem: - "Mam poglądy takie jakie mam i do czegoś mnie one zobowiązują, więc wiesz, co ja myślę o tych wszystkich uchodźcach... nie wpuszczać, wiadomo, tylko kłopotu narobią, naszym trzeba pomagać. Ludzie nie czytają Koranu, a potem tylko są z tego problemy, nikomu nie można wierzyć" (plus kilka przekleństw). Pewnie nikt go nie kochał, kiedy był mały. Deszcz pada bez przerwy i przemakam do szpiku kości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz