wtorek, 4 listopada 2014

u słonia w głębokim poważaniu


Włóczyłam się po mieście (nazywam to uparcie "włóczeniem się" nie przez przypadek, nie ma lepszego określenia zarówno ze względu  na tempo, jak i (bez)celowość, że o stanie pewnego nieustannego zagubienia nie wspomnę), oczywiście ślizgałam się wzrokiem po murach, czy nikt niczego nowego nie namalował, dowlokłam się nawet do opuszczonych magazynów, które zazwyczaj są mi zupełnie nie po drodze, bohatersko przedarłam przez chaszcze ostów, żeby spotkać słonia, którego kątem oka widuję od dawna; i co? i okazuje się, że słoń ma mnie centralnie w tak zwanej dupie, a ponieważ autorefleksja to podwalina kruchego ludzkiego "ja" i samodzielności myślenia, której nikomu (oby) nigdy nie oddam, to właśnie poświęciłam pięć sekund na szybką refleksję,  że niby jak się czuję z perspektywy dupy słonia (rzecz może banalna, ale kiedy będzie kolejna okazja na taką refleksję?)  i.... chyba jest tak, że zupełnie poważnie doceniam szczerość słonia.... przypadkowe, ale za to totalne olanie mojej osoby; w tle nieodległym, w bliskiej perspektywie mam fakt, że zaproszono mnie ostatnio na wykłady o Hłasce - skądinąd chętnie bym chyba poszła - ale zaproszono mnie od strony twarzy i poczucia obowiązku, tymczasem ja wolę i doceniam własnie tę szczerość od dupy strony. Nie że zawsze sobie perfekcyjnie z tą szczerością słonia radzę, ale wiem co z nią zrobić, bo zapewnia mi ona twardy i konkretny grunt pod nogami; z fasadą uprzejmości, no nie wiem! nie wiem, co zrobić, więc się wymiguję i wywijam, bo jestem za grzeczna i ego zadeptuje mi id.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz