środa, 12 listopada 2014

inni o mnie i Remarque o nieszczęściu

Przypomniał mi się Remarque, przyniosłam do przeczytania, wkleiłam w nowy scenariusz i niechcący chyba trafiłam na grunt więcej niż podatny, bo łzy prawie, bo żal, nawet wzruszenia chyba, czy rzeczywiście ten Remarque aż taki? Mnie to przynosi pocieszenie, a tu były łzy na zakręcie, nie zawsze to rozumiem.

Poza tym.... ludzkość mnie często nie trawi, miałam dziś okazję zmierzyć się z tą myślą, co oczywiście nie jest przyjemnie, ale mogę to chyba zaakceptować, nawet zrozumieć, bo być może to jest właśnie rachunek za nieudawanie więcej niż to konieczne, za swobodę, której nie umiem się pozbyć, z chropowate zgrzyty, które idą za mną przez świat. Ostatecznie mam pewność tylko co do tego, że mój pies mnie kocha. I uważam, że to dużo. "Komu ten Twój styl tak naprawdę odpowiada? Ilu ludzi rzeczywiście cię rozumie i akceptuje? Jak myślisz?". Pytanie z gatunku bezlitośnie świszczących i tnących powietrze. "Niewielu, bardzo niewielu" - odpowiedziałam. I zatrzeszczały mi kości.

"Każda cząstka mojej istoty tak była nieszczęśliwa, że kiedy tydzień minął, wszystko się wyczerpało. Moje włosy były nieszczęśliwe, skóra, łóżko, nawet suknie. Nieszczęście wypełniło mnie tak całkowicie, że nic poza nim nie istniało. A kiedy nic już nie istnieje, nieszczęście przestaje być nieszczęściem, bo nie ma go z czym porównać. I wtedy następuje kompletne wyczerpanie. I wtedy to mija. Powoli zaczyna się żyć na nowo."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz