niedziela, 17 lipca 2016

poszarzało

Muszę przyznać, że trochę jestem zgnębiona tym, że wszelkie wakacyjne plany szlag trafił z powodu choroby psa, oczywiście nie żałuję, że zostałam i je odłożyłam, pies w pełni zasłużył, by go hołubić i ratować, po prostu miałam inne, bardziej kolorowe nadzieje na ten czas, odwiesiłam je na kołek i... nagle wszystko mi poszarzało. Więcej biegam, więcej czytam, więcej rozmyślam, projektuję dalszy ciąg remontu, chodzę do kina, więc przecież nie żyję w próżni, mimo to jest mi jakoś nie tak, widać nie zawsze musi być perłowo (jak irytująco mawiała mamusia...), w sumie zresztą nie ma na co utyskiwać... raczej. Może to ten deszcz i to, że nie przestaje walić w okna, a może boję się przyszłości i za dużo o tym myślę. Bez sensu, przecież i tak nadejdzie, i nic mnie na nią nie przygotuje, ani nic mnie nie osłoni. Wiadomo. Zatem... nastroje mam z lekka katastroficzne. Nie naprawiło ich nawet pudło lodów ani różowe wino. Zdarza się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz