środa, 27 lipca 2016

bohater i malarz - na fioletowo

dziś pokrywałam półtorej (tak, własnie tyle...) ściany kolorem o wdzięcznej nazwie Royal Purple (i tak, ościeżnica  jest pociągnięta na złoto), doboru tejże barwy dokonała Mała Mi, ja jestem tylko skromnym wykonawcą, który ze starannością, ale bez przekonania nadwyrężał sobie prawe ramię, śmigając na fioletowo wałkiem po zagruntowanej dzień wcześniej i umytej przedwczoraj ścianie, efekt nadal budzi we mnie mieszane uczucia, ale cóż.... dokonało się, przy tej okazji przypomniał mi się pewien spec od remontów, którego zatrudniłam jakieś trzy lata temu do rzeczy przerastających moje umiejętności, powiedział mi wówczas, że mam w domu za dużo kolorów, spec lubił beże, szarości, biel, czerń, kamień i szkło, poza tym generalnie tłumione, stonowane barwy i nowoczesny, nieco industrialny styl, jak w korporacyjnych biurowcach, miał więc prawo wedle swego gustu tak uważać, nie kłóciłam się ze specem, bo po co? dziś jednak pomyślałam, że gdyby obecnie zobaczył mój dom, na pewno uznałby, że moje dziwaczne upodobania kolorystyczne przejęły nade mną kontrolę, możliwe zresztą, że ma rację... wyobraziłam sobie też, jak uciekłby z krzykiem, tak jak w kreskówce, wywalając w drzwiach otwór w kształcie swojego złożonego w biegu ciała, myśl sama w sobie okazała się zaskakująco fajna i satysfakcjonująca, wychodzi na to, że jednak mnie trochę zirytowała wtedy tamta uwaga o zbyt wielu kolorach... czy może tylko to, że się wtrącał? trudno orzec, ale przyjemnie pomyśleć, że fioletowa ściana, by go dobiła (a masz, wielbicielu zgaszonych barw!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz