wtorek, 12 lipca 2016

bohaterski biały pies ("Szajbus i pingwiny")


Nasz osobisty pies jakby ma się lepiej, choć może sobie to trochę wmawiam? Aby dać mu odrobinę spokoju, bo zagłaskujemy go chyba za bardzo, wybrałyśmy się z Małą Mi do kina, a w kinie też pies, też biały tylko znacznie większy, ale równie prorodzinny co nasz. Film był przyjemny - urocza dziewczynka, jej dziadek, bohaterski pies, zabawne małe pingwinki i ich kruche jajko contra świat interesów i złych intencji, który oczywiście musi przegrać i przecież przegrywa, a jednak  trzyma się kciuki za wyratowanie z opresji psa i jego rodziny, że o pingwinach nie wspomnę. Wartościowe kino rodzinne, technicznie... no ok, czasami takie sobie, fabuła trochę rwana, niektóre wątki poboczne zamknięte jakby niepewną ręką, bardziej wykolejone niż domknięte; obok pięknych plenerów sceny studyjne, w których całe tło robi się nagle nieautentyczne, jakby wycięte skądinąd, niespójne; niezłe aktorstwo (zwłaszcza główne postaci: dziadek, mama, wnuczka); scenariusz raczej prosty, miejscami zabawny i urokliwy; zwierzęta nieprzerobione komputerowo, co wypada fajnie i prawdziwie; spore niekonsekwencje w budowaniu postaci drugiego planu, za to niejednoznaczny, ale ciekawy wizerunek rodziny, niestety nie w pełni wykorzystano emocjonalny i psychologiczny potencjał tego wizerunku w filmie, można to było opowiedzieć pełniej, z drugiej strony groziłoby to zepchnięciem filmu w rejony dramatu obyczajowego, a raczej nie o to chodziło. W sumie "Szajbus i pingwiny" - całkiem ok, kino familijne mimo wszystko solidnie wykonane, niegłupie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz