Dziś w nocy czekałam, trochę pewnie spałam, jadłam rytualnie przypalone frytki, piłam zimną kawę, ale głównie czekałam i przyplątał mi się Neruda. Dobrze, że tak. W sumie wzrusza mnie ten Neruda jak cholera. Zwłaszcza nocą, jak powszechnie wiadomo, noc ma cechy powiększającego szkła, noc zawsze przesadza, także we wzruszeniach. A było to jakoś tak...
"Ze wszystkich rzeczy, spraw
i nieoczekiwanych darów,
mogę ofiarować ci kruszynę rdzy, (...)
czekam na ciebie z naręczem nieba,
z którego spadają gwiazdy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz