niedziela, 12 października 2014

Pudłaki - nie dla każdego

"Hej, nie musisz tego robić. Te wszystkie rzeczy, cylinder, sery czy pudełka, one cię nie określają, nie zmienią tego, kim jesteś, a jesteś tym kim jesteś."


Tak, chodzę do kina na bajki. Tak, robię to często i tak - lubię to. "Pudłaki" to jednak kino nie dla małych dzieci, generalnie nie dla dzieci wychowanych tylko na Disneyu, albo też nie dla dzieci strachliwych, bo jest groźnie, jest bardzo złe zło, jest szaleństwo, jest okrucieństwo, jest podłość i głupota czyniących źle dobrych ludzi. Mała Mi oceniła bajkę jako średnią, głównie z uwagi na elementy obrzydliwe (bardzo spektakularne ataki alergii na ser u jednego z bohaterów leczone okładami z pijawek). Ale... "Pudłaki" nie są też kinem dla każdego dorosłego, widziałam rodziców, którzy z pewną konsternacją wychodzili z kina, także w trakcie seansu i to bynajmniej nie dlatego, że dzieci spanikowały. Sama kreska, kanciastość i karykaturalność postaci, przybrudzona kolorystyka, sposób malowania świata są bardzo groteskowe, to całe miasto zwłaszcza nocą takie wręcz jak u Schulza, mieszanka absurdu, niesamowitości i właśnie grozy, ale jaka jednak prawdziwa... Podziemny świat troli, wyłapywanych i nienawidzonych z powodu kłamliwych plotek od razu skojarzył mi się z gettem, z sytuacją społecznego naznaczenia i wykluczenia, w końcu jakże częstą, teraz i zawsze. Całe to faktycznie straszliwe zło, za które okazuje się być odpowiedzialna jedna osoba, nieszczęśliwa i nienawidząca samej siebie, opętana żądzą bycia kimś innym niż jest. Przemyślana gra nietuzinkowymi symbolami i znaczeniami (białe cylindry, ser, czerwone cylindry, pudełka). Brutalność, brud slamsów, obojętność, strach, który sprawia, że tłum ludzi staje się groźny i bezmyślny. W sumie - ponadprzeciętnie dużo bardzo uniwersalnych problemów przepływa przez tę "bajkę". Zaszumiała mi ponadczasowość. Zatem jest także miłość, błędy rodziców, zawikłanie relacji rodzinnych, społeczne zakłamanie i konwenanse, odwaga małych wielkich postaci, prostactwo i głupota ludzi stojących u władzy (kiedy zamiast szpitala dla dzieci fundują ser gigant - goudozaurus... nie mogłam się gorzko nie uśmiechnąć). No kurcze jest coś w tej opowieści, co robi wrażenie, co nie jest łatwe ani powierzchowne, ale ważne, co ma faktycznie walor artystyczny i wpisuje się w całą gamę niebanalnych kontekstów. Jak teraz o tym myślę, to już od dawna żaden film mnie tak autentycznie nie poruszył. A jednak... za trudna ta bajka dla wielu dzieci i za ciężka dla wielu dorosłych i mimo to dobre kino, i teraz chyba wiem już na pewno, że mi się podobało, bo nawet jeśli opowiedziano mi w "Pudłakach" dość bezlitośnie o świecie wszystko to, co już niestety wiem i o czy wołałabym nie pamiętać, to jestem wdzięczna za ładne zakończenie i idealizm, którego twórcom na szczęście nie zabrakło i za to, że nie czułam się oszukiwana w żadnym momencie tej opowieści i że w nią uwierzyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz