piątek, 10 października 2014

dawno temu, za górami, za lasami (Sour times) - historia pewnej znajomości

Dawno temu, za górami i za kilkoma lasami chłopak i dziewczyna skakali razem po górach, on był bardzo bogaty, a ona bardzo biedna, on miał niebieskie oczy, a ona czarne. Trzymali się za ręce, biegali, śmiali się i czytali książki, zerkając sobie przez ramię, żywili się głównie mleczną czekoladą, jagodami i złotą tequilą, i nie pamiętali wcale, że gdzieś istnieje jakiś świat poza ich byciem ze sobą, że są jacyś ludzie, rodziny, przyszłości i zobowiązania, cudze oczekiwania i wielkie nadzieje. Ten czas wspólnej niepamięci to prawdopodobnie była miłość, wtedy i tylko wtedy. Bo potem już tylko zdjęcia, jakiś wiersz, jakaś kaseta w Kasprzaku, kanapki w pociągu, jego koszula pachnąca jej brzoskwiniowym balsamem dopóki jego matka jej nie wyprała. Koszulę, a nie dziewczynę oczywiście. Wyjaśnienia - zupełnie zbędne; listy (prawdziwe, ręcznie pisane, a nie jakieś tam bzdurne maile) z koniczynką, mechaniczne pomarańcze, nieoddane książki, pożyczone kurtki, przemilczenia, powolne osuwanie i odsuwanie się, jak miarowe zrywanie plastra. Było minęło, czas przepłynął nad nimi i pogruchotał im kości. Cholernie krótkie zawsze, po którym zostało mgliste wspomnienie. Być może już nigdy nikogo naprawdę nie spotkali tak, jak spotkali się wtedy ze sobą skacząc po górach. On został prawnikiem, a ona nigdy już nie piła złotej tequili, choć podobno nadal lubi jagody.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz