niedziela, 19 października 2014

potrzeba donkiszoterii

Znowu opowiadam małym dzieciom o losach Don Kichote`a i słyszę, że wariat i że frajer, że naiwniak i że śmieszny. I wtedy okazuje się, że także ja z całym moim brakiem odwagi  i predyspozycji do wierzgania, wdrapuję się na skrzydła wiatraków, które uważam za potwory. Zresztą przecież czasami naprawdę są to potwory, bo nie każdy wiatrak jest tylko wiatrakiem. Otoczona przez potomków Sancza, których nie sposób nie doceniać, nie mając danych na postać pozytywną ani na bohatera tym bardziej, daremnie i bez sensu uczestniczę w anachronicznych potyczkach, pożałowania godne zajęcie, samej sobie wydaję się zabawna, śmieszna - bardziej śmieszna. Bo to nic nie da, nie daje, prawdopodobnie, niczego ani nikogo nie zmienia, chyba. Wolałabym jechać na ośle i dbać o pełny brzuch.

fot. E. Recuenco

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz