Przytłoczył mnie ciężar tego dnia. Jakieś dzieciaki krzywdzące bezbronnego kota; jakaś kobieta z uporem i bezwzględnością strasząca młodą dziewczynę; chłopak, którego uważałam za przyjaciela odpłynął tak daleko, że już go nie widuję, nikt go nie widuje, odkleił się od samego siebie, a mnie i tak brakuje go w moim krajobrazie; rudzielec ma do mnie żal, być może słusznie; pies zjadł mi dzięcioła; zwiędły mi truskawki; ktoś umarł, a ktoś, kogo lubię płakał z tego powodu; ktoś inny oszukał i okradł przyjaciela, i ma zbyt zwichniętą osobowość, by to zauważać, wiedzieć, czuć żal; w dodatku co gorsza nie jestem dobrą wróżką i nie dysponuję żadną magią. Spłynęły do mnie paskudne historie, w solidnej dawce, tymczasem walczę także ze sobą, w końcu tak łatwo być po prostu małym człowiekiem i śmiać się w międzyczasie, udając, że nie dzieje się nic i dzielić ciastka zawsze tak, żeby każdy był przekonany, że dostał największy kawałek. Cokolwiek się dzieje nie jestem bez winy, wiadomo. Trwa przecież wyjątkowo zimny maj.
Tymczasem.... Patrzę tak, żeby dotykać i widzę, że wszystko jest tak naprawdę pastelowe. Nie bure, nie szare, nie białe, nie czarne, tylko pastelowe, nawet jeśli tylko dla moich oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz