piątek, 16 maja 2014

creepy real

Dziś myślę o Kari. Nie wiem, co się z nią stało. Nie umiem jej już odnaleźć. Pamiętam jednak dokładnie, jak wyraziście i despotycznie wypełniała sobą rzeczywistość, bryzgała uśmiechami i pozornym entuzjazmem, który spalał się szybko jak fajerwerk, nadrabiając krótkotrwałość siłą rozbłysku, a potem już wszystko było tylko "creepy real"; również ja na wygrzebanej z dna szuflady fotografii wyglądam jak duch, balladowa dziewczyna Leśmiana spleciona z wierzbą na całą wieczność. Zdjęcie zupełnie naprawdę zrobiła mi jesienią na zapomnianym cmentarzu. Karina miała piękny, trochę rozpadający się stary dom, w którym czułam się swojsko i bezpiecznie.  Lubiła matkować ludziom, piekła przepyszne ciasta i uganiała się za miłością. Zawsze cała w wyrazistych, mocnych barwach. Powierzyła mi też kiedyś paskudny sekret, którego nie chciałam z nią dzielić, a przecież dzieliłam. I po tym wszystkim jedyne, co mi po niej zostało, to sposób, w jaki na mnie wtedy patrzyła (czy raczej, w jaki mnie zobaczyła) na tamtym starym cmentarzu, którejś jesieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz