wtorek, 27 maja 2014

Niemówienie -

Znowu wracam do "Elegii", jakoś tak wyszło, Philip Roth udzielił ostatnio ciekawego wywiadu, który wszedł mi w oczy i od razu pomyślałam, że "Kompleks Portnoya", ale że dla mnie to zawsze bardziej "Oszustwo" czy zwłaszcza "Konające zwierzę" i że w końcu jeszcze ta "Elegia", i ta Cruz taka cudowna, i tak ładnie mówi, specyficznie wypowiada stłumione, ale wyraźne słowa, nawet jak jeszcze tylko była u Almodóvara, to po prostu tak zachwycająco mówiła, jakby zawsze przede wszystkim do siebie i dla siebie. 
Poza tym są też moje małe obsesje, których  powracającym motywem stało się ostatnio milczenie czy może raczej niemówienie. Więc obsesje potknęły się o wywiad z Rothem i o to, jak Penelopa wypowiada słowa, i wydobyły tę scenę, w której profesor nic nie mówi, tylko słucha, nie odbiera telefonu, więc odsłuchuje tylko, a ona mówi do niego, ale trochę nie do niego, bo nie wie, czy on rzeczywiście ją usłyszy, a przecież on słucha i to tak okropnie słucha, że się zasłuchuje, że zastyga. Jeszcze jedna chwila, w której milczenie i zaniechanie znaczą więcej niż to, co wypowiedziane, ale przecież znaczą tylko dzięki temu, że ktoś inny mówi, zatem niemówienie znaczy dopiero, kiedy wchodzi w dialog, robiąc z niego monolog, ale przecież też nie.... Trochę myślę o tym. Jak to wydobyć, jak to pokazać? Jak opowiedzieć? Napisać i przerobić na teatr? na spektakl o słowach, których nie było i tym, że to ma znaczenie. Zapisuję to dla własnej pamięci, że mam taki bezradny, daremny pomysł. Ale pamiętać, pamiętać, może jakoś, kiedyś, będę wiedziała, może później, może wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz