czwartek, 8 maja 2014

"nie mówiąc prawie nic"

Patrzę na niego porozumiewawczo. Ma dwubiegunówkę czy to tylko taka sieć sprzecznych nastrojów, z której nie może się wydostać? Czy zada ludziom prawie tyle cierpienia z powodu manii, co sobie z powodu depresji? Czy to tylko taki czas, z którego się wyrasta? Wyobrażam to sobie jednak. Czy to jest tak? Znalazł mnie od razu. Coś tam go zjada. Kolczaste stwory, taka smutna czułość. Od razu wiedzą. Pamiętam Ewę, szłyśmy przez miasto i było w porządku, tzn. milczała długo, ale poza tym było w porządku, powiedziała: „Wiesz, czasami z powodu mojego wewnętrznego bólu nie mogę myśleć, nie mogę oddychać, nie mogę tego znieść…” (ale tak naprawdę powiedziała przecież: „Masz daję ci to moje straszne coś, zabierz je, zrób coś ze mną”)… tak mówią, a przecież wiedzą, że się nie da, muszą czuć, że się nie da, że mogę tylko powiedzieć: „Wiem” i nie uciec. Wdech – wydech,  nadal idziemy przez miasto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz