sobota, 24 maja 2014

gdzieś indziej, na fali losów wystawy "Projekt podróż" (Tokarska/Piskorska)

Film z realizacji "Projekt podróż"

Wystawa "Projekt podróż" w perspektywie autorek

losy wystawy "Projekt podróż" w Elblągu

Namawiam moją ulubione dziewczyny, żeby wyjechały gdzieś indziej. I jestem skuteczna, trochę wbrew sobie i trochę z ciężkim sercem. Kiedy moja mentalna córka prowadziła swoje tęczowe rewolucje dopingowałam ją i kopałam w tyłek za każdym razem, kiedy zaczynała się bać i krygować, aż przestała się bać i krygować, chodziłam na koncerty, uczestniczyłam nawet na średnio bezpiecznej manifestacji; strasznie jestem z niej dumna; kiedy się wreszcie zakochała w bardzo fajnej kobiecie, byłam naprawdę pełna jak najlepszych przeczuć, odnalazły się, są razem, kochają się, mają świetnego psa (który pozwalał mi się nawet czasem  wyprowadzać) i tatuaże, których im zazdroszczę ("ukradły" mój mglisty zresztą pomysł). Powinno było już się poukładać... Teraz widuję je, kiedy przyjeżdżają z trochę większego miasta (naiwnie sadziłam, że ono wystarczy), słucham, jak im się żyje i jest mi wstyd, że świat, że ludzie, że polska rzeczywistość są takie, takie, a nie inne. I jestem bezradna. Więc wyprawiam je jeszcze dalej, żeby mogły żyć normalnie, bo nie mogę ich uchronić. Mój bezsensowny patriotyzm lokalny okazuje się niewiele wart w obliczu twardej codzienności... Wiem, że moim dziewczynom będzie lepiej, życiowo, finansowo, a przede wszystkim związkowo gdzieś indziej, dalej. Trzeba je wykopać w świat.
Rzeczy zapisane, choćby tylko w wirtualnej przestrzeni, czyli nigdzie, mają w mojej wyobraźni walor czegoś postanowionego. Powinny jechać. Pieczęć, podpis, decyzja, perswazje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz