wtorek, 24 maja 2016

wściekła zieleń

po ulewie, po gradobiciu, które przemoczyły mnie do suchej nitki, wszystko spłynęło wodą, wymiotło się z kurzu, a parasol w zasadzie umarł, więc poszłam do lasu (niesama, ale sama trochę), nie zgubiłam się jednak ani razu; rośliny skowycząco zielone, wilgoć taka, że czuć w każdym oddechu, ziemia pachnie, paruje, postdeszczowa szajba, a ja długo szłam, było fajnie, chłodno, myślałam sobie o różnych takich, jak zawsze



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz