poniedziałek, 30 maja 2016

czytelnicze irytacje, jak rzadko (E.E.S. "Zazdrośnice")

przeczytałam dziś coś mocno przeciętnego, nawet trochę się znudziłam, jak to jest, że Schmitt potrafi napisać coś tak dobrego jak "Ulisses z Bagdadu" i takie błahe coś jak "Zazdrośnice"? ależ jestem rozczarowana, pomysł na opowieść ciekawy, ale sposób wykonania pod każdym względem... banalny, po drodze mnóstwo bredzenia o miłości z różnych perspektyw, ale też jakoś tak trywialnie, infantylnie nawet, postaci płaskie, przewidywalne, niepełne, bez kręgosłupa i mózgu, jakby węglem na ścianie odrysowane... ja rozumiem, że bohaterki są młode, że to nastolatki, ale czy to oznacza, że cała narracja musi być na poziomie "Brawo Girl" czy jak tam się teraz te pisemka dla nastolatek nazywają?... mógłby ten Schmitt pisać mniej, a nad jakością posiedzieć, także stylu, fabuły, kompozycji nawet; intrygi czy raczej ich zarzewia ma jak zawsze dobre, ale realizacja - przynajmniej w  tej powieści - ... po najmniejszej linii oporu, jakby scenariusz telenoweli dla komercyjnej TV pisał, a nawet nie scenariusz tylko jego szkic; oczywiście nie wszystko musi być wyrafinowane, posmodernistyczne i pełne fajerwerków, nie mam nic przeciwko solidnej przyczynowo-skutkowej akcji osadzonej w realiach pozbawionych metafizycznych fundamentów, ale niech to będzie napisane dobrze od strony elementarnego pisarskiego rzemiosła: niebanalna wielowątkowość, która coś faktycznie da czytelnikowi, jakąś twórczą refleksję, nową perspektywę, emocje - cokolwiek, umotywowani w swojej psychologii bohaterowie, jakiś przekonująco zbudowany świat.... ech... chyba się zirytowałam.... a w sumie pewnie nie warto; poniżej próbka... niby myśl zaczyna się niegłupio, źródło refleksji jest interesujące, a potem zdanie po zdaniu, coraz bardziej tok rozważań stacza się ku, jakże "odkrywczemu" tekstowi "Jutro to nie wczoraj" - jak sobie jeszcze dorzucę w odpowiedzi "a wczoraj to nie dziś" to osiągnę szczyt oczywistości..., no i Julia - jako jedna z bohaterek pojawia się Julia (postać jak dla mnie wycięta sekatorem z kartonu), a jak już jest Julia, to co robi? gra Julię w "Romeo i Julii" Szekspira! ech.... a tak sobie ceniłam tego Schmitta, tak ładnie opowiadał w "Trucicielce", prosto, ale nie prostacko, jakoś się temu wierzyło, a tutaj... bez sensu....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz