środa, 4 maja 2016

był sobie wielki dzień...

Moi maturzyści pisali dziś maturę, kopnęłam każdego na szczęście, wyprawiłam na salę, ale tak naprawdę chyba tego nie potrzebowali, bardzo byłam z nich dumna, że przyszli, tacy dorośli i piękni, i że się postarali, że jak dojrzali ludzie podeszli do tego egzaminu, nie jakieś tam próbowanie, tylko po prostu idziemy i zdajemy, kiedy oni tak urośli? Mam nadzieję, że będzie dobrze, każdy z nich zasłużył na to, żeby odnieść sukces na miarę swoich starań, a i ja chciałabym mieć poczucie, że cały ten trzyletni wysiłek miał sens i cel, oczywiście - wiem, jasne, miał, po prostu byłoby wspaniale, gdyby im się udało dla nich samych, to byłoby bardzo fajnie.

Tymczasem... nikt nie wybrał Herberta, może dobrze, bo trudny, ale też Herbert wart był wybrania, taki klasycznie szlachetny, osadzony w wyrazistych ramach wartości. Dawanie słowa... to coś zapomnianego już chyba, a przecież szkoda. Więc ten Herbert... przejrzałam arkusz i pomyślałam: do wyboru była miłość lub trudne zagadnienia etyczne, miłość musiała wygrać, rzecz jasna, rzecz oczywista, miłość i etyka rzadko mają po drodze.


Zbigniew Herbert "Dałem słowo"

byłem bardzo młody
i rozsądek doradzał
żeby nie dawać słowa

mogłem śmiało powiedzieć
namyślę się jeszcze
nie ma pośpiechu
to nie rozkład jazdy

dam słowo po maturze
po służbie wojskowej
kiedy zbuduję dom

ale czas eksplodował
nie było już przedtem
nie było już potem
w oślepiającym teraz
trzeba było wybierać
więc dałem słowo
słowo –
pętla na szyi
słowo ostateczne

w rzadkich chwilach
kiedy wszystko staje się lekkie
przechodzi w przezroczystość
myślę sobie:
„słowo daję
chętnie bym
cofnął dane słowo”

trwa to krótko
bo oto – skrzypi oś świata
mijają ludzie
krajobrazy
kolorowe obręcze czasu
a dane słowo
ugrzęzło w gardle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz