poniedziałek, 23 maja 2016

piekielnie dotkliwe (J. Żulczyk "Ślepnąc od świateł")

czytam Żulczyka i... no tak, zachwycam się tą prozą gęstą i pełnokrwistą, dosadną i bezlitosną, nie wiem, czy taki jest świat, czy taka jest Warszawa, na pewno nie tylko taka, ale celność niektórych konstatacji jest niewątpliwa, zwłaszcza tych dotyczących ludzi w ogóle, czasów, obyczajów, emocji, współczesnej kondycji człowieka, jest to też świetnie napisane, mocno, po męsku, ale z dużym bogactwem językowym, rozmachem, który nie jest poetycki, ale po prostu siarczysty, jak mróz podczas zimy stulecia lub chroboczący jak papier ścierny na skórze rzemieślnika - fabuła nieprzewidywalna; wielowarstwowa, nieoczywista psychologia głównego bohatera (czyli dilera, ale kwestia narkotyków to nie jest pierwszoplanowy czy nawet kluczowy problem, to jakby tylko konsekwencja... innych rzeczy, specyfiki rzeczywistości chyba po prostu), bardzo dobra galeria postaci, a każda z nich jest konstrukcją samą w sobie wiarygodną, uzupełniającą całość, świetna powieść sensacyjna, ale i obyczajowa po prostu, nieprzegadana, choć długa, mroczna i piękna w swym okrucieństwie, bardzo ciekawy kawałek solidnej współczesnej literatury, z naprawdę niebanalnym i przerażającym metafizycznym fundamentem, ja bym to nawet czytała jako parabolę...; od czasu ostatniego Twardocha (który oczywiście jest lepszy, nadal jak dla mnie - jest) chyba nic równie dobrego nie czytałam



*********

"(...) wszyscy żyjemy w próżniach."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz