poniedziałek, 2 maja 2016

oglądając się na Wrocław

Otarłam się wczoraj także o Wrocław, na moment, na kilka godzin, w przelocie z Kępna do domu, Wrocław oczywiście przepiękny, a przecież niewidziany od zamierzchłego dzieciństwa, więc prawie jakby nigdy, przedeptałam go brzegiem Odry, obrzuciłam okiem rzeźby Abakanowicz pod muzeum - Rycerze i Ptaki (nie zabiły mnie) i zjadłam przepyszną pizzę w lokalu Casa Italiana koło rynku, na jedzenie czekałam wieczność, ale było warto, poza tym wszyscy mnie przepraszali, a ja cenię ludzi zwyczajnie miłych i uprzejmych, nie ich wina, że mieli mnóstwo gości, co zresztą o lokalu świadczyło dobrze, ostatecznie dostałam lody za grzeczne czekanie, zatem cierpliwość jednak czasami popłaca; poza tym... piękny, spokojny dzień, tylko pozornie pozbawiony zdarzeń, dzień idealny na spacer po mieście, wiatr wiał lekko od Odry, słońce, ludzie z dzieciakami, stateczki na rzece, piękne budynki, to był własnie taki zwyczajnie dobry dzień, wracałam goniąc zachód słońca, prawie zapomniałam o przeziębieniu, prawie zapomniałam o wszystkim. Dziś choruję i oglądam się na ten dzień przez ramię.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz