niedziela, 30 sierpnia 2015

Padając na twarz w upale na Krośnieńskiej Dziesiątce

Pobiegłam, początek ok, trochę z górki, a jak pod górkę to las, 4 kilometry było obiecująco, zgodnie z ambicjami i planami, potem ostry podbieg przed piaty kilometrem, też dałam radę, a potem... piekło w okolicach wioski Łochowice, co za koszmar! z nieba żar, cienia nic, od asfaltu ciepło bije,  w ciele człowiek też już zgrzany, i tak do końca... jedyny cień to incydentalnie rosnące przy ulicy drzewka,  normalnie krew, pot i łzy, musiałam zwolnić, a kiedy z niepokojem zauważyłam, że nogi robią mi się jakieś mięciutkie, że mam dziwne zimne dreszcze, i jakby ciemniej przed oczami, odpuściłam i zaczęłam iść, marszowo, ale iść, potem znowu kilometr bieg i 200 (czy raz nawet ponad 300) metrów idę, i tak ze 4 razy, sporo straciłam na czasie, ale że miałam objawy przegrzania i w zasadzie mogłam zwyczajnie paść na twarz (a moja twarz lepiej wygląda, kiedy nie spotyka się samorzutnie z asfaltem), to i tak dobrze, że dobiegłam i zmieściłam się poniżej godziny, co nie jest wielkim sukcesem, bo przecież bywa, że na biegam 10 km w 50 minut, jeśli tylko żar nie osmala mi tyłka, mimo to byłam 45. kobietą na mecie (podziwiam totalnie dziewczynę, która była pierwsza, i trochę jej nienawidzę, ale tylko trochę), więc mogę to znieść. Musze przyznać, że nigdy życiu mi się tak ciężko i katorżniczo nie biegło, nogi ok, oddech ok, serce ok, tylko ta temperatura i uczucie, że oddycham oparami ciepłej zupy, z nieba bezlitosny żar, od asfaltu żar i nie ma się jak przed tym schronić, dookoła domy lub pola, poza tym trasa nudnawa, ale przede wszystkim zwyczajnie... katorżnicza (no nie ma lepszego określenia) w tym upale. Jednakowoż.... dobiegłam, przygoda, udało się, należy mi się morze białego zimnego wina, cukiereczki, ciasteczka i gratulacje. Ave Cezar, Ave ja (czas się poprawi za rok...). 
AAAA i najważniejsze: Mała Mi z własnej nieprzymuszonej woli startowała w biegu dla dzieci i też dostała medal, co wydaje mi się najsympatyczniejszym elementem dzisiejszych biegów (być może i ja bym nie dobiegła, gdyby nie to, że czekała na mnie na mecie, zasługi Małej Mi są przeogromne). 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz