Przed upałem uciekłyśmy na basen (zadekowałyśmy się na cały dzień) - ulga, wielka ulga.
A wieczorem, w nocnej ciszy, tuż przed letnią burzą słuchałam Krall ("Live in Paris" - rewelacyjny koncert) i w pewnym momencie "Case of you" - super wykonanie oczywiście, bo to Krall, więc jakże inaczej, Krall tak ma, że olśniewa, ale potem poszukałam wykonania Mitchel... i zastygłam sobie, słuchając tego samego, a przecież kompletnie innego "Case of you", i nagle wszystko stało się takie osobiste, nagle to mnie dotyczyło..., dlatego - gdybym miała wybrać - to (po krótkim wahaniu) wybrałabym Mitchel, bo bardziej mnie boli, kiedy jej słucham.
"Jestem samotnym malarzem
i mieszkam w pudełku po farbach
a diabły nie dają mi spokoju
Chciałabym być jak ci, którzy nie znają strachu"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz